Zarzuca Nitrasowi brak transparentności. "Złożyliśmy zapytanie"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Marek Krajewski
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Marek Krajewski
zdjęcie autora artykułu

- Zadałem ministrowi pytanie, ile osób było w ministerialnej delegacji na igrzyska w Paryżu i ile na to wydał. Składamy też zawiadomienie do prokuratury - ujawnia prezes PZBad Marek Krajewski. Konflikt z ministrem sportu jeszcze się zaostrza.

W tym artykule dowiesz się o:

Polski Związek Badmintona już od pierwszych dni urzędowania ministra sportu Sławomira Nitrasa znalazł się w gronie tych najmocniej krytykowanych. Polityk zarzuca działaczom tej dyscypliny zaangażowanie w kampanię wyborczą PiS, czego dowodem jest choćby obecność przedstawicieli związku na piknikach 800+ oraz niedawna działalność byłego posła PiS Tomasza Poręby jako wiceprezesa PZBad.

Ministerstwo domaga się od związku zwrotu 1,4 mln złotych nieprawidłowo - jego zdaniem - wydanej dotacji. Prezes PZBad już jakiś czas temu wytoczył ministrowi sprawę w sądzie, oskarżając polityka o manipulację i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji nt. wsparcia przez PZBad kampanii PiS. Dziś jeszcze mocniej go atakuje, sugerując mu zamiar zniszczenia tej dyscypliny w Polsce. Działacz ocenia także najnowsze pomysły ministerstwa na reformy polskiego sportu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Czeski kibic dokonał tego jako pierwszy. Zarobił okrągły milion!

Mateusz Puka, WP Sportowe Fakty: Ma pan jakiś plan na zakończenie sporu z ministrem sportu?

Marek Krajewski, prezes Polskiego Związku Badmintona: Chciałbym normalnie porozmawiać z panem ministrem o sporcie i zająć się naprawianiem naszego systemu. Pan Nitras chce wszystkich kontrolować, sprawdzać, czy środki budżetowe są dobrze wykorzystywane, a tymczasem okazuje się, że najciemniej jest pod latarnią. Właśnie składamy zawiadomienie do prokuratury w sprawie ewentualnych nadużyć, do których mogło dojść w MSiT przy przyznawaniu dotacji.

Może pan powiedzieć coś więcej?

To będzie naprawdę gruba sprawa, bo jeden z urzędników ministra Nitrasa rozdysponowywał państwowe pieniądze po uważaniu tam, gdzie miał jakiś osobisty interes. Miał w tym dużą swobodę i dowolność, nie trzymał się żadnych zasad. Zabrakło w tym przypadku kontroli, ktoś mu na to pozwolił. Prokurator będzie mógł się tu wykazać. Tym problemem pan Nitras się jakoś nie pochwalił mediom, a był przecież na tylu konferencjach prasowych. Boli mnie też to, że choć kreuje się na reformatora i tyle mówi o transparentności, sam tego nie robi.

Wszystkie konkursy w MSiT są jednak rozstrzygane transparentnie, a przecież ministerstwo musi się rozliczyć z każdej złotówki.

Ale to właśnie MSiT jest jednym z tych, które nie udzieliły odpowiedzi stowarzyszeniu Sieć Obywatelska Watchdog Polska na pytania o swoje wyciągi z kont. Dlatego my też poszliśmy tym tropem i złożyliśmy zapytanie, w trybie dostępu do informacji publicznej, o informację, ile wydał pan Nitras i jego ludzie z MSiT na wyjazd na igrzyska w Paryżu. To są środki budżetowe, wydane z kieszeni podatnika. Niech Nitras poda, ile osób z ministerstwa było na igrzyskach, jaki był program ministra w Paryżu, co robił, z kim się spotkał, jakie istotne interesy dla polskiego sportu w Paryżu załatwiał. Jako władze Polskiego Związku Badmintona chwalicie się korzystnymi wnioskami po kontroli NIK-u, a jednocześnie Onet Sport ujawnił, że do Ministerstwa Sportu trafiła lista nieprawidłowości, w której aż trzy z 13 punktów dotyczą właśnie działalności PZBad. Wychodzi, że nie jest jednak tak dobrze, jak pan twierdził. Przeczytałem te wnioski i zaśmiałem się na głos. Ktoś próbuje czytelnikami manipulować i mieszać im w głowie. W materiale na siłę próbuje się zamieszać do sprawy PZBad, żeby fałszywie pokazać, że wyniki kontroli NIK są dla nas niekorzystne. A to kompletna nieprawda i manipulacja. Celowo podano to w sposób chaotyczny, nieułożony, mieszając fakty, żeby czytelnik nie mógł się zorientować, że nie ma tam żadnego mocnego argumentu przeciwko PZBad. Nieprawidłowości zostały jednak ujawnione, a związek ma do zwrotu pieniądze. Dodatkowo MSiT wciąż żąda zwrotu 1,4 mln zł za organizację pikników. Po bardzo długim okresie oczekiwania dostaliśmy pismo administracyjne z MSiT o zwrocie środków wydanych niezgodnie z przeznaczeniem. Ponownie brakowało tam szczegółów, za co ma być ten zwrot, a na pytanie otrzymaliśmy informację, że ze względu na złożoność sprawy informację dostaniemy do końca października. Jednocześnie kontrola NIK-u zakończyła się totalną kompromitacją pana Nitrasa, bo inaczej się tego nie da nazwać. Otóż minister sportu domagał się od nas zwrotu w sumie 1,4 mln zł, a kontrola NIK nakazała nam zwrócić raptem 5590,50 zł. Kompletny drobiazg, przy żądaniach i skali afery, jaką Nitras wokół badmintona rozkręcił. Z czego wzięły się te rozbieżności? Pokryliśmy koszty pobytu i wyżywienia trenerów na obozie, a okazało się, że akurat z tej puli tego zrobić nie mogliśmy. Zwrócimy te środki. Minister Nitras żąda od nas zwrotu 1,4 mln zł, a teraz NIK pisze w piśmie do nas, że "NIK nie formułuje wniosku w tym zakresie". To jest porażka Nitrasa na całej linii. Mamy się lepiej wywiązywać z obowiązków informacyjnych, a nasi trenerzy mają skutecznie egzekwować pozyskiwanie zgód od uczestników zajęć na gromadzenie, przetwarzanie i przekazywanie danych osobowych (a więc RODO). To naprawdę jest inna skala niż to, co mówi Nitras. Problemem jest jednak to, że PZBad faktycznie brał udział w kampanii PiS, bo już wcześniej ujawniono, że byliście obecni na 39 piknikach 800+. To właśnie zarzuca wam minister Nitras. Jesteśmy jednym z największych sportów powszechnych i realizowaliśmy program pikników badmintona przy okazji dużych wydarzeń w poszczególnych województwach. Byliśmy na 300 takich wydarzeniach, z czego 39 było wydarzeniami organizowanymi przy okazji pikników 800+. Po prostu w tamtych miejscach nie było wielu ciekawszych wydarzeń, które gromadziły miejscową społeczność, a do których moglibyśmy się podłączyć. Poza tym to nie były wydarzenia partyjne, a rządowe, bo organizowało je Ministerstwo Rodziny. Jednocześnie nie byliście na wydarzeniach organizowanych przez opozycję i właśnie o to ma pretensje minister Nitras. Gdybyśmy byli na wiecach wyborczych polityków Koalicji Obywatelskiej, to dopiero wtedy trzeba by uznać, że zaangażowaliśmy się politycznie. Nitras próbuje przekonać wszystkich, że środki z MSiT trafiły do Fundacji Polskiego Związku Badmintona, a fundacja jest kontrolowana przez ludzi Poręby. I zarzut, że środki zostały wykorzystane - tu cytat - "na pikniki, na których koledzy pana Poręby robili kampanię wyborczą". Nitras mówi, że to pieniądze, które zabrano polskim sportowcom na szkolenie i dla kadry narodowej, i "że może gdyby zadbano o sportowców, to byłyby też kwalifikacje olimpijskie". Ręce opadają po takich słowach. Na dwa ostatnie igrzyska olimpijskie badminton nie był w stanie wysłać choćby jednego reprezentanta Polski. Sytuacja nie jest więc chyba aż taka dobra? Minister Nitras robi obecnie wszystko, by było jeszcze gorzej. Dlaczego? Minister sportu próbuje niszczyć - w odwecie politycznym - naszą dyscyplinę. Otóż nasze wnioski o dofinansowanie, składane w obszarze sportu powszechnego, są cały czas odrzucane. Kilka tysięcy dzieci nie korzysta z dodatkowych zajęć z badmintona! Zatem zapytam: komu pan Nitras robi krzywdę? I po co ją robi? Mało tego, po siedmiu latach ciągłości nie zorganizujemy Narodowych Dni Badmintona, a po ośmiu latach współpracy Totalizator, czyli spółka Skarbu Państwa, wycofał się ze współpracy w Lotto Ekstralidze badmintona. Orlen, pomimo podpisanej umowy, wycofał się z Orlen Polish International (ponad 300 zawodników z około 40 krajów). Tak wygląda opiłowywanie dyscypliny przodującej w Polsce w sporcie powszechnym! I my nie mamy się jak przed tym bronić. To chyba nie jest zdrowe państwo, gdzie minister na podstawie swoich prywatnych sympatii i antypatii decyduje komu dać pieniądze podatników. Minister zapowiada kolejne kontrole w PZBad. Kontrole trwają w związku już od kilku miesięcy. Był NIK, Urząd Skarbowy, MSiT, a od marca, kwietnia kontrolerzy nie wychodzą z naszego biura. Kontrola jedna za drugą, żądają tysięcy dokumentów. My im to wszystko pokazujemy, bo nie mamy niczego do ukrycia. Tyle tylko, że strasznie nam to paraliżuje pracę związku. Ale rozumiem to, taka jest potrzeba, więc chętnie współpracujemy. Tyle tylko, że tu nie wyjdą żadne wielkie afery. Wiem to, bo wiem, co robimy w związku. Może Nitras będzie próbował coś w taki sposób "opakować" i "sprzedać" na zewnątrz jako aferę, ale to nie będzie prawda.  Pan w odwecie pozwał ministra sportu do sądu i zażądał od niego przeprosin i wpłaty 100 tys. zł na cel charytatywny. Żałuje pan tego? Moja wojna z Nitrasem to odpowiedź na jego próbę bezprawnego zabrania środków polskiemu badmintonowi. A na to się przecież nie mogłem zgodzić, muszę bronić naszej dyscypliny. Nitras został przeze mnie pozwany, a sprawa trafiła już do sądu. Ja, Marek Krajewski, wytoczyłem sprawę cywilną Sławomirowi Nitrasowi o zniesławienie, o podważanie wiarygodności i rozpowszechnianie kłamstw. Jego ataki na mnie tuż po igrzyskach nie są dla mnie zaskoczeniem. To czysta, a w zasadzie brudna propaganda. Tyle, że w sądzie trzeba będzie już rozmawiać konkretnie, przedstawiać dowody, a nie używać argumentów populistycznych. Ja też jestem za reformą sportu, za analizą, szukaniem rozwiązań, ale w sposób merytoryczny i systemowy. To, co robi Nitras, to jest tylko robienie zadymy, dobro sportu w tych działaniach jest na ostatnim miejscu, jemu w ogóle nie o to chodzi. Moim zdaniem prawda jest taka, że Nitras nie ma żadnego pomysłu na sport, więc robi "igrzyska", rozkręcił wielką awanturę, żeby się politycznie lansować. Nie uważa pan jednak, że wielkie "oczyszczenie" polskiego sportu też jest potrzebne? Wyniki na igrzyskach były słabe, a do Paryża pojechało mnóstwo działaczy. Ja też byłem na igrzyskach. Dokładnie przez pięć dni jako członek zarządu PKOl na zaproszenie prezesa PKOl. Przed przyjęciem zaproszenia otrzymałem zapewnienie prezesa, że nie zabieram żadnego miejsca sportowcowi bądź trenerowi. Ani jedna złotówka ze środków PZBad nie poszła na wyjazd mój czy byłego już wiceprezesa Tomasza Poręby. Wyjazd polityka PiS na igrzyska z puli PZBad na pewno nie ułatwia sprawy. Tomasz Poręba był w Paryżu, bo jest wiceprezesem zarządu PKOl ds. międzynarodowych, więc jego obecność w czasie igrzysk była jak najbardziej uzasadniona. My jako związek Poręby nie wysyłaliśmy. Z kolei od razu po igrzyskach Poręba zrezygnował z pełnienia funkcji w zarządzie, bo takie były ustalenia podczas ostatnich wyborów PZBad. Dlaczego pojechał pan na igrzyska, skoro nie zdołał zakwalifikować się na nie żaden polski badmintonista? Swój pobyt na igrzyskach dopasowałem do turnieju badmintona. Chodziłem na halę, oglądałem mecze, patrzyłem, jakie pojawiają się nowe trendy w naszej dyscyplinie. Robiłem całą robotę dyplomatyczną, bo przecież wszyscy najważniejsi ludzie w naszej dyscyplinie byli na igrzyskach. To, że niedawno dostaliśmy prawo do organizacji w Polsce Drużynowych Mistrzostw Europy, nie wzięło się z niczego. O takie imprezy trzeba zabiegać, trzeba się spotykać, rozmawiać, przekonywać. Odbyliśmy spotkania z prezesem Europejskiej Federacji Badmintona oraz z kilkoma przedstawicielami europejskich związków. Głupio się czuję tłumacząc takie oczywistości, ale to jest skutek tej histerii, na której Nitras próbuje budować swój kapitał polityczny. On rozpoczął nagonkę na działaczy. Naprawdę nie uważa pan, że w naszym sporcie jest za dużo działaczy, a za mało sportowców na najwyższym poziomie? Ale to nie jest wina działaczy, tylko braku pieniędzy na sport. Przecież Hiszpania rok temu wydała na sport wyczynowy około 1,6 mld zł, a w tym jeszcze więcej. Polska w tym roku wyda prawdopodobnie 800 mln zł, czyli połowę mniej. Związki sportowe w Polsce dostały 750 mln zł przez trzy lata na przygotowania do igrzysk w Paryżu. W naszym przypadku taka dotacja to 2 mln zł rocznie. Po rozmowach na igrzyskach w Paryżu i spotkaniach z działaczami z innych krajów wiem, że np. Ukraina przeznacza trzy razy więcej środków niż my. Budżety roczne Hiszpanii, Włoch, Turcji to 10 mln zł, a Wielkiej Brytanii, Niemiec aż 20 mln zł! Jeśli rozmawiamy o braku kwalifikacji olimpijskiej, to rozmawiajmy też uczciwie o budżetach. 250 milionów zł rocznie na sporty olimpijskie to mało? Nie wiem, czy mało, czy dużo, ale wydaje mi się, że chcąc osiągać sukcesy, to powinniśmy się porównywać do Hiszpanii, Włoch, Niemiec także pod względem budżetów. Na dotację na akademię piłkarską Pogoni Szczecin, skąd posłem jest pan Nitras, przeznaczanych jest 1,8 mln zł, a na PZBad, czyli na dyscyplinę olimpijską, dostajemy rocznie 2 mln zł. Proszę zwrócić uwagę, że przeznaczamy w sumie 250 mln zł na sport olimpijski, a jednocześnie ministerstwo przeznacza lekką ręką 320 mln zł na kontrowersyjne programy. O czym pan konkretnie mówi? Mówię o chybionym programie Nitrasa "otwarta szkoła” za 260 mln zł rocznie, który kosztuje krocie, a nie pomoże w rozwoju polskiego sportu i programie wspiercia Akademii Piłkarskich działających przy klubach PKO Ekstraklasy i I ligi, a jednocześnie ograbiającym małe kluby piłkarskie za 40 mln zł rocznie. Minister w szale walki ze związkami sportowymi wymyślił ostatnio program Klub Pro, który miał pomóc polskiemu sportowi, ale już widać, że - jeśli zostanie wprowadzony - rozłoży nasz sport na łopatki. Pieniądze są bowiem przydzielane na podstawie wyników w młodszych kategoriach wiekowych. Każdy powinien już wiedzieć, że w kategoriach dziecięcych i młodzieżowych nie można premiować "wynikozy" kosztem klubów, które wychowują sportowców długofalowo. Jeśli kluby w wyścigu po dotacje będą się ściągać, żeby mieć sukcesy wśród dzieci i młodzieży, to te dzieci nigdy nie osiągną sukcesów w dorosłym sporcie.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty