Bjoerndalen aż dziesięć razy chybił celu. Gdy po raz ostatni zameldował się na strzelnicy okazało się, że jest na niej sam - wszyscy rywale byli już na trasie. Norweg nie dogonił już nikogo i finiszował jako trzydziesty, a tylu właśnie uczestników wzięło udział w sobotniej konkurencji. Słynny Norweg stracił ponad półtorej minuty do przedostatniego zawodnika. Lider był szybszy aż o ponad pięć minut.
- Koszmar senny. Nic nie wychodziło. Koszmarny był zresztą cały weekend i aż mam od tego wszystkiego ciężką głowę. Nie wydaje mi się żebym był kiedykolwiek ostatni w biegu masowym - powiedział Bjoerndalen dla telewizji NRK.
Prawie 42-letni Norweg (urodziny będzie obchodził 27 stycznia) źle strzelał także podczas piątkowej sztafety. Wcześniej w trakcie bieżącego sezonu zaskakiwał dobrą formą i przeżywał kolejną sportową młodość. Teraz nie brak obaw jak wypadnie podczas marcowych mistrzostw świata w Holmenkollen.
- Nie myślę jeszcze zbytnio o mistrzostwach. Na razie skupiam się po prostu na każdym kolejnym biegu - powiedział Bjoerndalen.