W tym artykule dowiesz się o:
Bezbłędne strzelanie było kluczem do dobrego miejsca w czwartkowym biegu sprinterskim, który rozegrano w Annecy - Le Grand Bornand. Inaczej było w przypadku Grzegorza Guzika. Polak wszystkie dziesięć pocisków posłał do celu, co było dla niego historycznym pierwszym takim osiągnięciem w sprincie Pucharu Świata. Do końca nie był pewien tego, czy zakwalifikuje się do sobotniego biegu pościgowego.
Na mecie Polak miał blisko 2 minuty i 2 sekundy straty do zwycięzcy - Benedikta Dolla. - Skąd wzięła się taka strata? Trudno powiedzieć. Na trasie czułem się podobnie jak w poprzednich biegach i wydawało mi się, że dobrze pracuję. Po pierwszym strzelaniu dowiedziałem się jaki mam czas i to zasiało niepokój w mojej głowie. To, że nie lubię tych tras nie jest żadnym usprawiedliwieniem - powiedział po biegu polski biathlonista.
W trudnych warunkach atmosferycznych Guzik miał spore problemy. W Annecy panuje wiosenna aura, a topniejący sztuczny śnieg nie ułatwia rywalizacji. - Na pewno problemem nie były narty, które były bardzo dobrze przygotowane. Widać to było na zjazdach, gdzie nie traciliśmy do innych zawodników, a czasami wręcz mam wrażenie, że zyskiwaliśmy - dodał Guzik.
Polak po biegu był rozczarowany. Oczekiwał od siebie znacznie więcej. - Strzelając dwukrotnie na zero spodziewałem się miejsca w pierwszej trzydziestce. Niestety trasa zweryfikowała mój dzisiejszy wynik i pokazała, że nie było szansy na taki rezultat. Mam nadzieję, że to był mój słabszy dzień i w sobotę pokażę się z dużo lepszej strony - zakończył Guzik.
Zobacz także:
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. "Kurczę, co ona zrobiła?". Piotr Małachowski dostał niesamowite wsparcie