- Są decyzje, które zmieniają życie - tak Martin Fourcade zaczął swój wpis w mediach społecznościowych, w którym poinformował o zakończeniu swojej kariery. Gdy 30 lat temu po raz pierwszy założył narty na nogi, nie wiedział, że będzie jednym z najlepszych i najbardziej utytułowanych sportowców w historii Francji. W biathlonie dominował przez siedem lat, a w czołówce był przez dekadę. 14 marca 2020 roku po raz ostatni pobiegł w biathlonowym Pucharze Świata.
Z biathlonem pożegnał się na swoich warunkach. Z łatwością - tak jak przez większość kariery - wygrał ostatni bieg w karierze. Z trudem ukrywał swoje wzruszenie, gdy kolejni wbiegający na metę rywale gratulowali mu i jednocześnie żegnali. To on przez lata był twarzą biathlonu. Został legendą.
Twarz walki z dopingiem
Fourcade ściśle strzegł swojej prywatności. Dla niego liczył się tylko sport, a w szczególności biathlon. Nienawidził oszustw, zawsze grał czysto. Był twarzą walki z dopingiem w biathlonie. Tym, których przyłapano na stosowaniu zakazanych substancji, ostentacyjnie nie podawał ręki. Krytykował władze Międzynarodowej Unii Biathlonu (IBU), że są bierne w walce z dopingiem.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot krytycznie o szkoleniu młodych skoczków. "Przepaść sprzętowa jest ogromna. Nie ma zaplecza"
Gdy federacja zaczęła aktywniej działać w sprawie dopingowiczów, Fourcade wciąż uznawał, że to za mało. Nie bał się mówić na ten temat. - Po powrocie jest silniejszy niż przed dyskwalifikacją. Myślę, że nie jestem jedynym, który mu teraz nie ufa, ale tylko ja i Sebastian Samuelsson mamy odwagę robić to publicznie - tak w rozmowie ze szwedzką telewizją mówił o Aleksandrze Łoginowie, który stosował EPO.
Nie gryzł się w język. Mówił, że czuł olbrzymi zawód, gdy do stosowania dopingu przyznał się Lance Armstrong. Dlatego głośno mówił o dopingu, by z samego siebie zmyć podejrzenia o zażywanie niedozwolonych substancji. A tych nie brakowało. Często spekulowano, że tak wysoką formę Francuz utrzymuje dzięki dodatkowemu wspomaganiu. On po prostu był najlepszy i nienawidził przegrywać.
Był na szczycie mimo choroby
Biathlonistą był jego starszy brat Simon Fourcade. - Podążyłem śladem narysowanym na śniegu przez mojego brata Simona. Tak jak wielu młodszych braci. Podobało mi się to - przekazał Francuz. Osiągnięciami Simon nie był w stanie dorównać Martinowi. Nigdy nie wygrał zawodów Pucharu Świata, dziewięciokrotnie stał na podium. Mistrzem świata został jedynie w sztafecie mieszanej.
Z kolei Martin Fourcade to absolutna legenda. Pięciokrotnie był mistrzem olimpijskim, a łącznie zdobył siedem medali. Mistrzem świata był trzynaście razy, a na podium stał aż 28 razy. Siedmiokrotnie z rzędu wygrał Kryształową Kulę i pod tym względem nie ma sobie równych w historii biathlonu. Przez lata był postrachem rywali. Wygrał 79 zawodów Pucharu Świata. Nie dogonił jednak Ole Einara Bjoerndalena, co długo było jego celem.
Fourcade był na szczycie nawet wtedy, gdy walczył z mononukleozą. To choroba zakaźna, która objawia się bólami głowy, złym samopoczuciem, utratą łaknienia, apatią, rozkojarzeniem, przewlekłym zmęczeniem, ogólnym osłabieniem. Musiał przerwać treningi i zrezygnował ze startów w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Chciał łączyć biathlon z biegami narciarskimi w stylu dowolnym. Choroba zrewidowała jego plany.
Koniec epoki
Choć w ostatnich dwóch sezonach na biathlonowych trasach dominował Johannes Boe, to właśnie Fourcade był jego najgroźniejszym rywalem. Dla Francuzów był wzorem do naśladowania. Biathlon w tym kraju dzięki niemu rozwinął się i jest jednym z najważniejszych zimowych sportów. Francuzi regularnie goszczą w ścisłej czołówce, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia.
- Spełniłem swoje marzenia i przeżyłem najpiękniejsze emocje. Walczyłem i wygrywałem. Cierpiałem, upadałem i wstawałem. Dorosłem. Mam niesamowitą szansę obserwować, jak mój sport rośnie we Francji. Sportowi poświęciłem część mojego życia, a w zamian dostałem wszystko - powiedział Fourcade.
Karierę mógł skończyć po igrzyskach olimpijskich w 2018 roku, gdzie zdobył trzy złote medale. - Nadal musiałem podążać za tym początkowym śladem. Zeszłoroczne turbulencje pozwoliły mi urosnąć. Musiałem tego doświadczyć, by być na to odpornym. W zeszłym miesiącu zdobyłem dwa wspaniałe tytuły mistrza świata. To było największe wyzwanie w mojej karierze. Wierzę, że ta ostatnia misja została wykonana - dodał.
Teraz chce skupić się na rodzinie. Spędzać więcej czasu z żoną i córkami. Żyć jak "normalny" człowiek. - W momencie pożegnania jestem wzruszony, ale spokojny. Pamiętam te miejsca, emocje, twarze, które miały wpływ na moją karierę. Wątpliwości i próby, które przeszedłem, a także spełnione marzenia - stwierdził. Sport uprawiał przez dwadzieścia lat i powiedział pas. To koniec pewnej epoki. Biathlon stracił kolejnego króla, ale bezkrólewie nie powinno trwać długo.
Czytaj także:
Skoki narciarskie. Dawid Kubacki w odizolowaniu. "Nie pojechałem do domu rodzinnego"
Skoki narciarskie. "Nie odczuwam bólu". Stephan Leyhe przemówił po operacji