Z Zakopanego do Gdyni. Tomasz Sobania przebiegł przez całą Polskę, by pomóc chorej Dominice

18 dni, 750 km, a na trasie niezliczona ilość fantastycznych ludzi. Biegł m.in. z ultramaratonką Patrycją Bereznowską. - To było jak gra w piłkę z Ronaldinho! - śmieje się Tomasz Sobania, który zbiera pieniądze na leczenie chorej na raka Dominiki.

Michał Fabian
Michał Fabian
Tomasz Sobania w Malborku Archiwum prywatne / Tomasz Sobania / Na zdjęciu: Tomasz Sobania w Malborku
15 sierpnia o godz. 15.00 na skwerze Kościuszki w Gdyni, przy ORP Błyskawica, Tomasz Sobania ukończył największe jak dotąd sportowe wyzwanie życia. 20-letni student, biegacz Piasta Gliwice i autor książek z gatunku fantasy, dotarł do mety niecodziennego biegu.

Wyruszył 29 lipca z Zakopanego. Precyzyjnie zaplanował trasę. Codziennie - przez 18 dni - pokonywał dystans maratoński, czyli 42 km z "groszami". Dzielił to zwykle na dwa etapy: rano dłuższy (ok. 24-30 km), wieczorem krótszy. Po drodze odwiedził m.in. Kraków, Kielce, Radom, Warszawę i Malbork, aż w końcu w czwartek - w dniu Święta Wojska Polskiego - dotarł do Trójmiasta.

Biega nie tylko dla siebie

Pomysł przebiegnięcia Polski z południa na północ zrodził się w ubiegłym roku, po tym, jak Sobania pokonał 300 km po górach w Hiszpanii - od Aviles, miejscowości na północy tego kraju, do Santiago de Compostela, szlakiem św. Jakuba. Już wtedy wspominał mi o kolejnym celu: biegu maratonami przez Polskę.

Chciał nie tylko sprawdzić możliwości swojego organizmu i przełamywać kolejne bariery, ale także pomagać. Podobnie jak w 2018 r., gdy podczas biegu w Hiszpanii zbierał pieniądze dla Laury Zawady, która urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym.

ZOBACZ WIDEO Joanna Jóźwik wreszcie biega. "Potrzebowałam mocnej głowy"

Tym razem Tomasz pobiegł dla Dominiki Hawryluk z Knurowa, matki trójki dzieci, u której półtora roku temu zdiagnozowano złośliwy nowotwór. 38-latka przeszła amputację piersi. Musi być stale poddawana leczeniu, które pochłania spore środki.

- Zbieraliśmy z mężem na dom. Niestety gdy się rozchorowałam, wszystkie pieniążki, które mieliśmy odłożone, poszły na moje leczenie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Dominika Hawryluk.

Zabiegi, suplementy, badania - wszystko jest liczone w tysiącach złotych. - W moim przypadku to kilka różnych terapii. Ta główna to zastrzyki z wirusem, przyjmowane co miesiąc. Każdy zastrzyk kosztuje 2500 zł. Co tydzień poddawana jestem ozonoterapii. Oprócz tego terapia hipertermią, wlewy z witaminy C, wlewy z kurkuminy. Do tego badania laboratoryjne (m.in. biopsja krwi, której koszt wynosi 2800 zł; krew jest przesyłana do laboratorium w Grecji, a wyniki pokazują, ile jest komórek nowotworowych we krwi i jakie są ich cechy - przyp. red.) - wylicza 38-latka z Knurowa.

Bieg zakończony, ale zbiórka trwa

Tomasz Sobania założył zbiórkę na rzecz Dominiki na stronie zrzutka.pl, pod hasłem "Ja biegnę, Ty pomagasz". - W trakcie biegu przez Polskę zbieraliśmy także pieniądze do puszek. Mój bieg się skończył, ale zbiórka w internecie będzie trwać jeszcze przez kilka dni. Każda kwota to wielka pomoc - apeluje Sobania w rozmowie z WP SportoweFakty.

Gdy biegacz pochodzący z Toszka (woj. śląskie) dotarł w czwartek do Gdyni, w internecie zebrano ponad 15 tys. złotych. Wszyscy liczą, że uda się osiągnąć zakładany cel, czyli 30 tys. zł. Link do zbiórki na rzecz Dominiki Hawryluk TUTAJ>>.

Tomasz i Dominika pomagali sobie nawzajem. On biegł dla niej, a ona - wraz z mężem - towarzyszyła mu przez pierwsze trzy dni wyzwania oraz na mecie. - Byli ze mną od Zakopanego do Krakowa, a także w Gdyni. To fajna sprawa - kontynuuje 20-latek.

- Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że tak młoda osoba jak Tomek chce zrobić coś dla kogoś innego. I że wybrał akurat mnie z tysięcy potrzebujących osób. To było wielkie zaskoczenie. Przez cały czas się wspieramy. Gdy któreś z nas potrzebuje pomocy, jesteśmy dyspozycyjni dla siebie o każdej porze dnia i nocy - tłumaczy Dominika Hawryluk.

750 km w ciągu 18 dni to nie była bułka z masłem. Tomasz przyznaje, że miał chwile zwątpienia. - Kryzysów było kilka. Jeden z nich spowodowany był biegiem w ponad 30-stopniowym upale. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, byłem wykończony. Mój tata, który mi towarzyszył, zasugerował, że muszę kolejnego dnia zrobić sobie przerwę i odpocząć. Stwierdziłem: nie ma takiej opcji! Z jednej strony wiedziałem, że zdrowie jest najważniejsze, z drugiej nie chciałem, żeby mój plan runął. Na szczęście kryzys minął i mogłem biec dalej - relacjonuje Tomasz Sobania.

Później "odzywało się" a to kolano, a to udo. Tam, gdzie była taka możliwość, Tomasz Sobania korzystał z pomocy fizjoterapeutów. W przeciwnym razie musiał radzić sobie sam, uciskając obolałe miejsca. W końcu i ciało, i głowa zaadaptowały się do pokonywania długich dystansów. - To było niesamowite. Budziłem się i nie czułem zmęczenia w nogach. Tak jakbym poszedł dzień wcześniej na "dyszkę" - mówi.

Rady od olimpijki i mistrzyni biegów ultra

Podczas biegu przez Polskę Sobania spotkał niezliczoną ilość fantastycznych ludzi. Na jednym z pierwszych etapów do Tomasza dołączyła Sylwia Jaśkowiec, trzykrotna olimpijka, brązowa medalistka mistrzostw świata z Falun. - Początek był dość trudny pod względem mentalnym, gdy na tablicach widziałem napis "Gdańsk 700 km". Sylwia była dla mnie dobrym duchem. Udzieliła mi także kilku cennych rad dotyczących choćby metod regeneracji po biegu - wspomina Tomasz Sobania.

Później na Mazowszu biegacz ze Śląska miał okazję poznać Patrycją Bereznowską - najlepszą polską ultramaratonkę, która ma na koncie wiele prestiżowych triumfów (m.in. mistrzostwo świata w biegu 24-godzinnym, zwycięstwa w Spartathlonie czy morderczym ultramaratonie Badwater w Dolinie Śmierci - więcej TUTAJ>>).

- Kilka dni wcześniej rozmawiałem o niej z kolegą. Mówiliśmy: "Co za kobieta! Ale ona jest twarda". Niespodziewanie okazało się, że Patrycja dołączy do mnie na jednym z etapów. To było niesamowite spotkanie. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że bieganie z nią to niczym gra w piłkę z Ronaldinho! Jak spełnienie dziecięcych marzeń. Od Patrycji dowiedziałem się wielu rzeczy na temat biegów ultra - począwszy od techniki, przez żywienie, po regenerację - mówi Sobania.

Zobacz fragment etapu, na którym do Tomasza Sobani dołączyła Patrycja Bereznowska

Jedni sprawiali, że kilometry "leciały" szybciej. Inni pomagali biegaczowi jako tzw. support - najpierw Dominika Hawryluk z mężem, później trener Piasta Gliwice Adam Śniegórski, tata Tomasza czy znajomi. Jednak w pewnym momencie Sobania znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Gdy znajdował się w okolicach Mławy, zabrakło osoby, która mogłaby poprowadzić samochód (w którym przewożone były rzeczy biegacza).

"Ci Polacy są jednak dobrzy, otwarci i gościnni!"

- I nagle, zupełnie niespodziewanie, znaleźli się ludzie, którzy mi pomogli. Odezwał się do mnie pewien pan, zapytał, czy możemy się spotkać, bo chciałby chociaż uścisnąć mi dłoń i wrzucić coś do puszki. Zapytałem, czy mógłby poprowadzić samochód. Ten człowiek został ze mną także na kolejny etap, a po wszystkim zabrał mnie do swojej rodziny, gdzie przy wielkim grillu poznałem jego wujków i ciotki. Było przecudownie - wspomina Tomasz Sobania.

- Innym razem zapytałem na Facebooku, czy ktoś mógłby do mnie dołączyć. Dostałem tyle odpowiedzi, że nie miałem jak "obdzielić" wszystkich tą trasą, która mi pozostała. W wielu momentach przekonałem się, że ci Polacy są jednak dobrzy, niesamowicie otwarci i gościnni! - uśmiecha się 20-latek na koniec rozmowy z WP SportoweFakty.

Najważniejsze zaś, że stan zdrowia Dominiki stopniowo się poprawia. - To jest długa droga. To nie tak, że wytnie się człowiekowi guza i wszystko jest zdrowe. Mam jeszcze komórki nowotworowe krążące we krwi, które są zagrożeniem, ale leczenie przynosi efekty. Dlatego cały czas walczymy i zbieramy pieniążki na terapię - kończy Dominika Hawryluk.

Na poniższym zdjęciu Tomasz Sobania, Sylwia Jaśkowiec oraz Dominika Hawryluk.

Zobacz także: 401 km w 48 godzin. Kolejny niewiarygodny rekord Patrycji Bereznowskiej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×