- Polski Związek Narciarski nie tylko jej długo nie pomagał, ale w ogóle jej nie dostrzegał. Proszę napisać, prezes Tajner wypina pierś tylko, gdy Justyna wygrywa, on jest szefem Polskiego Związku Skoków Narciarskich. Taka jest prawda - mówi w rozmowie z Gazetą Pomorską.
- To wyłącznie zasługa ambicji i poświęcenia Justyny i Aleksandra Wierietelnego. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w fińskim Kuusamo w 2002 roku. Sprawiali wrażenie biednych turystów, którzy długie godziny telepali się promem i dziurawymi drogami. Nie mieli wówczas niczego i nikt nie postawiłby na nich wtedy złamanego grosza - przypomniał.
Źródło: Gazeta Pomorska - pomorska.pl