Mistrzostwa świata będą najważniejsze - rozmowa z Justyną Kowalczyk, mistrzynią olimpijską w biegach narciarskich

Justyna Kowalczyk w najbliższych dniach udaje się do Muonio, gdzie rozpocznie sezon. Polka nie ukrywa, że mistrzostwa świata w Val di Fiemme będą dla niej ważniejsze niż Puchar Świata i Tour de Ski.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Daniel Ludwiński: Za panią miesiące treningów przed rozpoczynającym się w najbliższym czasie sezonem. Czy jest pani zadowolona z tego, jak wyglądały tegoroczne przygotowania?

Justyna Kowalczyk: Tak, jestem zadowolona. Zważywszy na to, jak ten okres przygotowań się zaczął i jak się skończył mogę powiedzieć, że było bardzo dobrze.

Tuż po zakończeniu ubiegłego sezonu przeszła pani zabieg operacyjny. Czy miał on jakiś wpływ na treningi?

- Tak, musiał mieć. Zaczynałam przygotowania kompletnie od zera i wydolnościowo i fizycznie. Było boleśnie, ale zaczęłam treningi wcześniej, żeby móc się szybko rozkręcić.

Jak czuje się pani dziś, u progu kolejnego sezonu? Czy nie ma takich problemów jak wcześniej?

- Wszystko jest w porządku. Muszę zrobić jakieś naprawdę bardzo mocne ćwiczenie, żeby odczuwać jakiekolwiek lekkie dolegliwości.

Jak wyglądało tegoroczne zgrupowanie w Nowej Zelandii? Czy różniło się czymś od tego, które odbyło się przed rokiem?

- To już miejsce sprawdzone. Było nieco mniej śniegu niż roku. Pojechał tam też ze mną Maciek Kreczmer. Uważam, że było dobrze, były starty w zawodach, były treningi na śniegu, a to jest ważne, bo tego mi brakuje. Mam nadzieję, że ten wyjazd przyniesie dobre rezultaty.

Czy w Nowej Zelandii zgrupowania odbyły także inne reprezentacje? Rok temu mówiło się , że może udadzą się tam teraz Norwegowie.

- Było wiele reprezentacji i w tamtym roku też tak było. Trenowali Kanadyjczycy z Devonem Kershawem, byli Amerykanie z Krisem Freemanem, Rosjanie z Nikitą Kriukowem i Aleksandrem Panżińskim. To są wszystko medaliści mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Norwegów nie było, ale nie tylko oni umieją dobrze biegać na nartach.

W porównaniu z poprzednimi latami zmianą był fakt, że dwukrotnie trenowała pani w Zakopanem. Jak ocenia pani te zgrupowania?

- Bardzo się cieszę, że udało się spędzić tyle czasu w Polsce. Jakie to przyniesie rezultaty dopiero się okaże, więc na razie nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Jeśli wyniki będą dobre na pewno będziemy chcieli to powtórzyć, a jeśli nie to będzie trzeba wrócić do utartych wieloletnich planów.

Kto będzie należał do grona głównych rywalek? Czy do czołówki dołączy w tym roku jakaś nowa zawodniczka?

- Heidi Weng już do niej dołączyła. Musiałabym się im wszystkim lepiej przyjrzeć, ale cały czas moim czarnym koniem jest Krista Lahteenmaki. Myślę, że wcześniej czy później będzie to dziewczyna, która będzie bardzo mocno walczyła.

W poprzednich latach startowała pani w zdecydowanej większości zawodów, pomijając niemalże wyłącznie sprint w Duesseldorfie. W tym roku imprezy w Niemczech nie ma. Jak wyglądać będzie więc pani kalendarz startów?

- Opuszczam tylko sprinty w Quebecu. Będą to sprinty miejskie, czyli to samo co było wcześniej w Duesseldorfie, tylko że tym razem w Kanadzie.

Wiele zawodniczek z wyjazdu do Kanady rezygnuje w ogóle. Uważają, że taka dawka pucharowych startów połączona także ze zmianami strefy czasowej to zbyt wiele w sytuacji, gdy najważniejszymi zawodami będą mistrzostwa świata.

- Skoro tak uważają to jest to ich zdanie, mogą tak sądzić. Ja jednak idę swoim starym sprawdzonym systemem i będę startowała w zawodach.

Skoro o Kanadzie mowa - w kalendarzu są m.in. starty w Canmore. W przeszłości mówiła pani, że tamtejsze trasy są trudne. Czy cieszy się więc pani z powrotu tej miejscowości do pucharowego kalendarza?

- Tak, te trasy są trudne, a ja bardzo lubię Canmore i dlatego tam jadę. Mam tam świetną statystykę. We wszystkich startach tylko raz w życiu nie stałam tam na podium, bo się przewróciłam. Bardzo cieszę się więc na ten wyjazd.

Za to ulubionego Otepaeae, którego nie ma w terminarzu na nowy sezon, pewnie żal?

- Na pewno jestem związana z tym miejscem sentymentalnie. Byłam tam jednak w lecie przez prawie cały miesiąc, a skoro tak to nie ma problemu.

W ramach Pucharu Świata odbędą się biegi w Soczi w ramach próby przedolimpijskiej. Czy zdążyła się pani dowiedzieć np. od rosyjskich biegaczy czegoś na temat tras, na których za ponad rok odbędzie się walka na igrzyskach?

-Wszystko wiem (śmiech). Nie rozpowiadam jednak plotek. Najpierw sama zobaczę, przejadę te trasy, poczuję, i wtedy będę mówić coś więcej na ten temat.

Jedną z nowinek regulaminowych jest wprowadzenie osobnej klasyfikacji, w której na punkty przeliczane będą sekundy bonifikaty z biegów ze startu wspólnego. Czy będzie się pani szczególnie nastawiała na tę klasyfikację, w której nagrodą ma być BMW?

- Jeżdżę świetnym mercedesem. Nie potrzebuję więc BMW (śmiech).

Jak traktować będzie pani w tym roku Tour de Ski? Będzie to etap przygotowań do mistrzostw świata w Val di Fiemme czy cel sam w sobie?

- Mistrzostwa świata będą dla najważniejsze. Tour de Ski w tym roku będzie na trzecim miejscu, za Pucharem Świata, albo może będą z PŚ na równi. Na każdych zawodach staram się dać z siebie sto procent, ale mistrzostwa są najistotniejsze.

W Val di Fiemme odbędą się cztery konkurencje indywidualne. Czy na sukces w którejś z nich nastawia się pani szczególnie?

- W tym momencie nie jestem w stanie tego powiedzieć. Zobaczymy jak sezon się ułoży, jak będzie z moim zdrowiem. Do mistrzostw pozostało jeszcze kilku miesięcy.

To właśnie w Val di Fiemme w 2003 roku debiutowała pani na mistrzostwach świata. Jak dziś, z perspektywy blisko dziesięciu lat, wspomina pani tamte mistrzostwa i swój debiut?

- Na pewno było to dla mnie coś niesamowitego - widzieć te wszystkie gwiazdy, móc z nimi biegać, lub przynajmniej starać się z nimi biegać (śmiech). Szybko minęło te dziesięć lat, jak z bicza strzelił. Teraz pojadę tam w zupełnie innej roli i mam nadzieję, że będą to dla mnie mistrzostwa udane.

Dziękuję za rozmowę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×