Zgodnie z przewidywaniami dystans 10 kilometrów stylem klasycznym, tym razem w formie biegu ze startu wspólnego, po raz kolejny był popisem Justyny Kowalczyk. Polka znów nie dała rywalkom szans i ostatecznie pozbawiła je jakichkolwiek złudzeń przed ostatnim etapem. W niedzielę według wszelkiego prawdopodobieństwa nasza biegacza po raz czwarty z rzędu jako pierwsza dotrze na szczyt wzniesienia Alpe Cermis.
- Tour de Ski jest bardzo trudną imprezą - przyznała Kowalczyk po sobotnim starcie. - Jestem bardzo zmęczona, więc cieszę się, że został nam już tylko jeden ostatni etap. W sobotę biegło mi się świetnie, moje narty znów pracowały perfekcyjnie. Na trasie czułam się bardzo dobrze. Jest to dobry prognostyk przed mistrzostwami świata, które odbędą się właśnie tutaj, w Val di Fiemme. Moją taktyką na sobotni etap było spokojniejsze rozpoczęcie, nie biegłam na sto procent na pierwszej pętli. Na ostatnich kilometrach chciałam za to przyspieszyć i tam pobiegłam już na pełnej prędkości.
Niedzielny etap to bieg na 9 kilometrów stylem dowolnym na dochodzenie. Końcówka to słynny podbieg pod Alpe Cermis. Ostatni akord Tour de Ski zaplanowany jest na 11:45.