Na mecie biegu na 15 kilometrów stylem klasycznym ze startu wspólnego w Val di Fiemme Petter Northug był dopiero dwudziesty ósmy i początkowo spadł w klasyfikacji generalnej Tour de Ski z pierwszego miejsca na trzecie. Weryfikacja wyników i karne sekundy nałożone na Aleksandra Liegkowa pozwoliły Norwegowi przesunąć się na drugą pozycję, jednak jego sytuacja przed ostatnim etapem i tak mocno się skomplikowała.
- Czułem, że to nie jest mój dzień. Zdecydowałem się wtedy zmienić taktykę i skupić się chociaż na pierwszej lotnej premii. Wiedziałem, że na kolejnych będzie już trudniej. Cała ostatnia pętla była dla mnie ciężka. Starałem się jednak myśleć pozytywnie. Motywacją był dla mnie fakt, że walczę w klasyfikacji generalnej. Nigdy się nie poddaję. Inni też mogą mieć gorszy dzień - powiedział Northug po sobotnim biegu.
W niedzielę Norwega czeka wspinaczka na Alpe Cermis. W stosunkowo najlepszej sytuacji wydaje się być wspomniany Liegkow, który w przeszłości potrafił już mieć pierwszy czas dnia na tym etapie. Mimo pewnych różnic dzielących faworytów nie trudno zgadnąć, że po starcie utworzą oni grupę i dopiero na wzniesieniu zacznie się prawdziwa walka. Wielki finał męskiego Tour de Ski zapowiada się więc pasjonująco. - Postaram się jak tylko mogę żeby mój niedzielny występ był lepszy. Nie pamiętam już o tym co było w sobotę, patrzę tylko do przodu. Będę biegł w grupie, a wtedy łatwiej jest znaleźć odpowiedni rytm. Myślę, że do początku wzniesienia dobiegniemy we czterech - powiedział Petter Northug.