Polka początkowo była w stanie utrzymać tempo Norweżek, jednak w końcówce w technice dowolnej musiała już uznać ich wyższość. - Nie jestem w ogóle usatysfakcjonowana - powiedziała Justyna Kowalczyk w rozmowie z TVP. - Dałam z siebie wszystko, ale Norweżki był za mocne dla mnie, jak i dla całej reszty świata. Starałam się jak mogłam trzymać grupy i udawało mi się to aż rozpoczął się finałowy podbieg. Od drugiego kilometra bolały mnie nogi. Fajnie, że chociaż potrafiłam walczyć, to jakiś plus. Po prostu Norweżki były za mocne, a z resztą świata powalczyłam.
Pierwsza część biegu łączonego rozgrywana była w stylu klasycznym. W tej sytuacji można było mieć nadzieję, że być może Kowalczyk, jako mocniejsza w tej właśnie technice, zdoła zgubić rywalki, jednak tak się nie stało. - Nie było szans na rozerwanie grupy, rozczarowałam się tym i ja i Johaug. Raz jedna, raz druga, próbowałyśmy uciekać, ale za nami ciągle dobiegały inne dziewczyny. To nic, że były tam Bjoergen czy Steira, ale były i takie, które znalazły się tam nie wiem jakim cudem, lecz okazały się naprawdę szybkie. Od dziewiątego kilometra zaczynało mi odcinać prąd. Było bardzo ciężko, szarpała raz jedna dziewczyna, raz druga. Nie myślałam zupełnie o niczym, tylko starałam się ich trzymać, uważać żeby nie stracić szansy gdyby taka się nadarzyła.
Justyna Kowalczyk mimo drugiego biegu zakończonego na pozycji poza czołową trójką, wciąż ma nadzieję, że będzie lepiej. Polka ma przed sobą jeszcze dwa indywidualne starty - na 10 kilometrów stylem dowolnym i 30 kilometrów stylem klasycznym. - Nie mam powodów by tracić wiarę w siebie. Mam tylko nadzieję, że będę w stanie dobrze powalczyć, został jeszcze tydzień, może zmienią się warunki, może będzie się fajnie biegało, zobaczymy - powiedziała Kowalczyk.
Źródło: TVP