Heidi Weng, najlepsza z Norweżek, była ledwie dwudziesta druga. Inne zajęły jeszcze dalsze lokaty - nawet Marit Bjoergen musiała pogodzić się z trzydziestym pierwszym miejscem. - Nie zaskoczyło nas samo to, że zaczął padać śnieg - powiedział po biegu Knut Nystad, szef norweskich serwismanów. - Śledziliśmy prognozy pogody, a początek opadów widzieliśmy tak jak wszyscy. Testować narty zaczęliśmy jednak rano, gdy nie padało. Godzinę przed startem trasy zostały już zamknięte do treningu i testowania, a padać zaczęło potem.
[ad=rectangle]
Dwie największe gwiazdy z Norwegii, Bjoergen i Therese Johaug, wystartowały jako ostatnie spośród biegaczek z tego kraju. Wcześniej na trasie znalazły się inne Norweżki, ale jak duże są ich straty zorientowano się w momencie, gdy nic się już nie dało zrobić. - Na zmianę nart najlepszej dwójki było za późno, bo o tym że Astrid Jacobsen czy Ragnhild Haga tracą tak wiele przekonaliśmy się, gdy Bjoergen i Johaug były już na trasie - przyznał Nystad.
Mimo wtorkowej wpadki nastroje w Norwegii nie są złe, bo wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie jest to nagły kryzys formy. Powodem tak dalekich lokat jest nagłe załamanie pogody. - Wyjaśnienie jest dość proste, wszyscy widzieli co się stało. Takie rzeczy czasem się zdarzają, a ja i tak jestem dumny z tego, jaką mamy ekipę serwismanów. Dziewczyny pobiegły najlepiej jak mogły, ale dziś to nie wystarczyło. Za nimi stoi team, który też zrobił co mógł, ale nie było to odpowiednio dobre w tych warunkach - powiedział Knut Nystad.