- Przecież ja byłam tylko ósma, dajcie mi spokój - zaczęła Justyna Kowalczyk rozmowę z dziennikarzami. Polka przyznała, że jest rozczarowana rezultatem, bo sama wie, że stać ją na dużo więcej.
"Dużo więcej" we wtorkowym biegu oznaczało brązowy medal. - Marit Bjoergen i Charlotte Kalla były poza zasięgiem. Od trzeciego miejsca są już dziewczyny, z którymi potrafiłam w tym roku wygrywać - powiedziała biegaczka z Kasiny Wielkiej i dodała, że o wyniku poniżej jej oczekiwań zadecydował słaby początek.
- Na pierwszym odcinku powinnam pobiec dużo lepiej. W trakcie tego początku myślałam sobie "co jest grane? Przecież zaczęłam szybko. O co chodzi?". Prądu mi nie odcięło, tak jak to się stało chociażby w Otepää, od startu było jednak widać, że coś w moim ciele nie zagrało. Mimo że czułam, że na trasie dałam z siebie wszystko - podkreśliła Kowalczyk.
Zdobywczyni dziewięciu medali mistrzostw świata chwaliła swoich serwismenów, którzy mimo trudnych, zmieniających się warunków pogodowych, dobrze przygotowali jej narty. Ona sama wystrzegła się poważnych błędów i po prostu była za wolna, by rywalizować z najlepszymi tego dnia zawodniczkami.
Zobacz wideo: Maciej Kot: chcę więcej zwycięstw, to dla mnie motywacja do dalszej pracy
- Przybiegłam na metę i pomyślałam: "Zrobiłaś wszystko co się dało". Inaczej bym się czuła, gdybym zawiodła na całej linii, a ja nie mam sobie do zarzucenia nic poza tym, że za wolno biegłam. Tak jak poprzednie dwa lata mogłam sobie zarzucić dość dużo, tak teraz nie. Gdyby teraz rozmawiał z wami mój trener, to też by powiedział, że to była najlepsza Justyna, jaką widział od wielu lat. We wszystkich aspektach - mówiła najlepsza polska biegaczka.
- Przez ostatnie osiem, dziewięć miesięcy zachowywałam się najbardziej profesjonalnie w swoim życiu. Oddałam wszystkie swoje siły, żeby jak najlepiej przygotować się do mistrzostw. Bieg nie wyszedł do końca tak jak powinien, był dobry, ale nie piękny. Ósme miejsce na świecie to nie jest wstyd. Wiadomo jednak, że chcieliśmy wszyscy więcej i mieliśmy prawo spodziewać się czegoś więcej - oceniła Kowalczyk ostatni okres swojej kariery, z wtorkowym biegiem włącznie.
Czterokrotna zwyciężczyni Tour de Ski stwierdziła, że postawienie tylko na biegi techniką klasyczną i całkowita rezygnacja ze stylu dowolnego, była dobrym posunięciem.
- Nie jestem w stanie biegać "łyżwą", więc jak miałabym startować w Tour de Ski. Wszystkie klasyki, oprócz jednego w Falun, pobiegłam. Jeśli zacznę trenować styl dowolny, za dwa tygodnie czy za dwa miesiące wyląduje na stole operacyjnym. Moja łąkotka, której już praktycznie nie ma, i moje kolano, nie pozwolą mi w ogóle biegać na nartach. Ja nie mam wyjścia - zaznaczyła.
Na mistrzostwach świata w Lahti Kowalczyk czeka jeszcze start w sztafecie 4x5 kilometrów. Pobiegnie w niej na pierwszej zmianie. - Mam nadzieję, że powalczymy o pierwszą ósemkę dla dziewczyn. Były piękne czasy dla polskich biegów narciarskich i chciałoby się, żeby drużyna nadal miała podstawę do istnienia. Oprócz tego, że jest Justyna i są dziewczyny, coraz więcej ludzi wychodzi na biegówki. Chcielibyśmy dla nich więcej tras, chcielibyśmy widzieć na biegówkach jeszcze więcej młodzieży. A żeby to się działo, muszą być jakieś wyniki sportowe.
W najbliższych tygodniach utytułowana Polka wystartuje w kilku biegach długodystansowych, najpierw w Biegu Piastów, potem na 30 kilometrów w Oslo, później przez kolejnych pięć tygodni będzie startować w narciarskich maratonach.
- Szukamy maratonów pod takim kątem, żeby jak najlepiej przygotować się do igrzysk w Pjongczang - powiedziała. - Czy igrzyska dla mnie będą, czy nie, to dopiero się okaże i to pokaże mi moje ciało, przede wszystkim kolano. Jestem jednak pełna optymistycznych myśli - zakończyła rozmowę z dziennikarzami ósma zawodniczka biegu na 10 kilometrów klasykiem w Lahti.
Z Lahti - Grzegorz Wojnarowski