Oberstdorf 2021. Polska nadzieja biegów rozczarowana. Przeszkodziła jej późna reakcja sędziego?

Newspix / EXPA / Na zdjęciu: Monika Skinder
Newspix / EXPA / Na zdjęciu: Monika Skinder

- Zwykle sędzia pokazuje gestem ręką, gdzie ustawić kije. Mi pokazał to sekundę przed startem. Nie zdążyłam zareagować i możliwe, że właśnie tam uciekło mi pół sekundy - mówi o swoim występie w kwalifikacjach sprintu Monika Skinder.

[b]

Z Oberstdorfu - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]

19-latka z Tomaszowa Lubelskiego, która dwa tygodnie temu w fińskim Vuokatti właśnie w sprincie została mistrzynią świata juniorek, była naszą największą nadzieją na dobry wynik w pierwszej medalowej konkurencji biegowej seniorskich MŚ w Oberstdorfie.

Niestety, Skinder odpadła już w kwalifikacjach. Zajęła w nich 31. miejsce, pierwsze nie premiowane przepustką do ćwierćfinałów. Do awansu zabrakło jej pół sekundy.

- Było blisko. Kilka błędów i jestem poza trzydziestką, która była moim celem na ten start. Kwalifikacje są dla mnie najtrudniejsze, jak przez nie przebrnę to wiem, że w kolejnych biegach mogę powalczyć, bo lepiej się czuję w bezpośredniej rywalizacji na trasie. Wszystkie moje sprinty pokazują, że po kwalifikacjach przesuwam się o kilka, a nawet o kilkanaście miejsc. Z tego powodu jest mi bardzo przykro. Mogłam walczyć o więcej - mówiła utalentowana zawodniczka po kwalifikacjach. - Muszę pogodzić się z tym wynikiem i dobrze nastawić na kolejne starty. Mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Poważny problem organizatorów MŚ. Atak wiosny w Oberstdorfie

Skinder w czasie rozmowy z dziennikarzami starała się nie okazywać emocji, jednak bez wątpienia po niepowodzeniu w sprincie czuła duży żal. Gdy widzieliśmy ją potem krążącą między ustawionymi przy trasie namiotami i kontenerami, wyraźnie podenerwowana ocierała z oczu łzy.

Być może wywalczyłaby awans do ćwierćfinału, gdyby nie popełniła błędu na starcie. Wyglądało to tak, jakby Polka na chwilę się zawahała i ruszyła wyraźnie spóźniona. Z czego wynikało to zawahanie?

- Teoretycznie na starcie powinnam postawić kije przed bramkami, a miałam za bramką. Zazwyczaj jest tak, że sędzia pokazuje gestem ręką, gdzie te kije ustawić. Mi pokazał to na sekundę przed startem. Nie zdążyłam zareagować i możliwe że tam uciekło mi to pół sekundy, jeśli nie sekunda - wyjaśniła młoda biegaczka.

Kolejny raz Skinder pokaże się na trasach w Oberstdorfie w sprincie drużynowym, który zaplanowano na niedzielę. Nie wiemy jeszcze, kto w tej konkurencji będzie jej partnerką. - Sprint drużynowy jest zdecydowanie bardziej męczący - podkreśliła 19-latka. - Trzy biegi pod rząd, między nimi krótka przerwa. Do tego trasa w Oberstdorfie nie jest najłatwiejsza, więc nie będzie to łatwy start.

Być może Skinder partnerować będzie Izabela Marcisz, która w czwartek zajęła w sprincie 42. miejsce. W odróżnieniu od koleżanki, 20-letnia biegaczka z klubu SS Prządki Ski była usatysfakcjonowana swoim rezultatem. - Myślę, że w tym sezonie mój poziom w sprincie jest właśnie taki. Nie jest on moim "konikiem". Jestem zadowolona ze swojego występu - powiedziała.

Dla zawodniczki, która tak jak Skinder z mistrzostw świata juniorów w Vuokatti wróciła ze złotym medalem, w biegu na 10 kilometrów stylem dowolnym, właśnie ten dystans powinien być największą szansą na dobry wynik. - Miejsce w "20" na pewno byłoby satysfakcjonujące. Gdyby mi się udało, byłabym bardzo zadowolona - powiedziała.

Dodała też, że bardzo chciałaby wystąpić w kończącym mistrzostwa biegu na 30 kilometrów, który uważa za koronny dystans w biegach narciarskich. - Nie jestem już juniorką i muszę zacząć biegać na takich dystansach. Do tej pory najdłuższy dystans, jaki przebiegłam w zawodach, to 15 kilometrów, ale nie ma się czego bać - stwierdziła.

Obie polskie biegaczki mówiły też o antykoronawirusowych obostrzeniach, które obowiązują w czasie mistrzostw w Oberstdorfie: testy na COVID-19 co dwa dni (zarówno PCR, jak i antygenowe), częste kontrole, wypełnianie internetowych formularzy i skanowanie kodów QR z wynikami badań.

- Spodziewałam się, że tak to będzie wyglądało. Teraz noszenie maseczek i rękawiczek to codzienność. Zdziwię się chyba wtedy, kiedy w końcu przestaniemy je nosić - stwierdziła Skinder.

- Na początku sezonu to było dla nas dziwne, ale teraz to żadna nowość, że trzeba przestrzegać tych wszystkich reguł, a testy są co dwa, trzy dni - powiedziała Marcisz. Gdy przytoczyliśmy słowa Adama Małysza, który skarżył się, że od częstych testów sportowcy i członkowie sztabu mają zniszczone naczynka, co sprawia, że w czasie pobierania z nosów leje im się krew, Marcisz skomentowała: - Nie będę zaprzeczać, zdarzają się takie sytuacje. Nie mam jednak na to wpływu, więc muszę się pogodzić z tym, że tak często poddaje się nas testom.

Czytaj także:
Od koszmaru do uwielbienia. Metamorfoza polskich skoczków w Oberstdorfie
Przyszła gwiazda skoków zapatrzona w Polaka. "Jestem zafascynowany Kamilem Stochem" [WYWIAD]

Komentarze (0)