Wielka zmiana u polskiej sprinterki. "To jest nie do opisania"

Newspix / Na zdjęciu: Klaudia Adamek
Newspix / Na zdjęciu: Klaudia Adamek

- Ostatnie 1,5 roku było bardzo trudne. Zdecydowałam się na zmianę, choć nie wiedziałam nic o tym sporcie! - mówi nam Klaudia Adamek, która w tym roku zdecydowała się przerwać karierę sprinterki i spróbować swoich sił w... bobslejach.

W tym artykule dowiesz się o:

W dorobku dwa medale mistrzostw świata sztafet (4x100 i 4x200 m), a także udział w Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Mimo to kilka miesięcy temu polska sprinterka Klaudia Adamek postanowiła przerwać karierę w lekkoatletyce i zszokowała środowisko zmianą dyscypliny.

25-latka zdecydowała się na ekstremalny ruch, choć nadal jej celem jest występ w igrzyskach, ale tych... przyszłorocznych w Mediolanie. Adamek zamieniła bowiem bieżnię na lodową rynnę, a lekkoatletyczny strój na kostium... bobsleistki.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Jak wiele razy w ostatnich miesiącach słyszałaś pytanie: dlaczego?

Klaudia Adamek, była polska sprinterka, olimpijka z Tokio, obecnie zawodniczka kadry bobsleistek: Mnóstwo! Przede wszystkim w szoku byli kibice znający mnie z lekkoatletyki. Odzew był naprawdę duży, a ja odpowiadałam ogólnikowo, bo sama jeszcze nie wiedziałam, co będzie dalej, czy nie zmienię decyzji po treningach na lodzie i pierwszych zjazdach.

ZOBACZ WIDEO: Nie, to nie Liga Mistrzów. Gol stadiony świata

Czy podejmując decyzję o przejściu z lekkoatletyki do bobslejów, miałaś w ogóle wiedzę o tym sporcie?

Nie, nawet nie znałam zawodników i zawodniczek, byłych i obecnych. Kompletnie nie interesowałam się sportami zimowymi!

Skąd więc taki wybór? 

Pierwsza propozycja pojawiła się we wrześniu 2023 roku, ale wtedy odmówiłam, byłam jeszcze w pełni skoncentrowana na sprincie. Ale po Halowych Mistrzostwach Polski w tym roku sytuacja się zmieniła. Tam mi zupełnie nie wyszło, odpadłam w eliminacjach 60 metrów. Nie było więc  wyników, frustracja była coraz większa. Później pojawiły się kolejne telefony, żebym przyjechała na obóz, spróbowała. A że sezon miałam całkowicie nieudany, zdecydowałam się na taki krok.

Jak zareagowali najbliżsi?

Na początku nie byli przekonani, myśleli, że to tylko chwilowe, że pojadę na obóz, zrezygnuję i wrócę do biegania. Rodzina bardzo mnie wspiera, ale nie będę czarować - nie są do końca zadowoleni, bo bobsleje są sportem ekstremalnym i niebezpiecznym. Po prostu się o mnie martwią.

Już w ubiegłym roku pisałaś w mediach społecznościowych, że po nieudanym sezonie załamałaś się i wyszłaś na prostą dzięki wsparciu najbliższych i psychologa. W tym roku również było ci bardzo trudno - lekkoatletyka więcej ci dała czy zabrała?

Zawsze będę powtarzać, że lekkoatletyka dała mi bardzo dużo. Nie tylko ze względu na osiągnięcia, ale rozwój jako człowieka. Nie będę jednak ukrywać, że ostatnie półtora roku było bardzo trudne. Dużo stresów, frustracji, obciążenia psychicznego - to wszystko miało ogromny wpływ na to, że teraz wcale nie tęsknię za lekkoatletyką.

Na tak dużą zmianę miały też wpływ finanse? Wiemy, jak w lekkoatletyce wygląda kwestia pieniędzy - nie ma wyników, kończą się wpływy.

Kwestie finansowe nie były decydujące. Jestem żołnierzem Wojska Polskiego i dzięki temu mam jakąś stabilizację finansową. Jednak gdy zdecydowałam się zmienić dyscyplinę, moi dotychczasowi sponsorzy zrezygnowali ze współpracy. Z jednej strony ich rozumiem, bo bobsleje to niszowy sport i mało medialny. Z drugiej jest mi przykro. To wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć.

Czy w ogóle można porównać trening sprinterski z treningiem kadry bobsleistek?

Same treningi, omijając strefę jazdy na lodzie, tak bardzo się od siebie nie różnią. Wywodzę się ze sprintu, a w bobslejach bardzo ważny jest start, te pierwsze 30-40 metrów, które trzeba szybko przebiec. Na pewno na siłowni mam większe obciążenia, jeśli chodzi o górne partie mięśni, w sprincie liczyły się przede wszystkim nogi.

Na początku jesieni miałaś po raz pierwszy wejść na przejazd na lodzie. Masz to już za sobą?

W tym miesiącu pojechaliśmy na pierwszy obóz na lodzie do Lillehammer w Norwegii. Tam wszystko miało się wyjaśnić, czy się nie wystraszę i jak będę się zachowywać. I pierwsze 15 zjazdów treningowych mam już za sobą...

No i... ?

No i... bardzo mi się podoba, wręcz nie mogę się doczekać kolejnych! Już przed pierwszym zjazdem nie mogłam się po prostu doczekać, nosiło mnie, prosiłam trenera o zgodę. I w ostatnią niedzielę pojawiła się okazja. 30 minut przed ślizgiem trener powiedział tylko: rozgrzewaj się. Nie miałam więc nawet dużo czasu na jakikolwiek stres. Pierwszy zjazd miałam właśnie z nim.

Jak wrażenia?

Nie ma nawet sensu porównywać tego z bieganiem, to dwa inne sporty. Przy bobslejach lekkoatletyka to wręcz wakacje i luz. Tutaj adrenalina jest ogromna, wręcz uzależniająca, a emocje niezapomniane. Co najważniejsze, nie czułam żadnego strachu, chciałam tych ślizgów tylko więcej.

Wytłumaczysz w kilku zdaniach, jak to wygląda od środka, co czuje i widzi bobsleistka w trakcie zjazdu?

Jadąc w rynnie lodowej za pilotką, nie widzi się niemal nic, głowę mam schowaną w dół, przy zjeździe z góry na dół wgniata cię tak ogromna siła, jest takie przeciążanie, że jest to nie do opisania. A ryzyko błędu, który może kosztować upadek, bardzo wysokie.

Co po obozie mówił trener kadry Dawid Kupczyk? Jest optymistą?

Trenerzy w ogóle byli bardzo ciekawi, jak zareaguję na pierwsze ślizgi. Nie boję się powiedzieć, że jedynymi osobami, które we mnie wierzyły, byli trener Kupczyk i moja pilotka Linda Weiszewski. I nadal są bardzo pozytywnie nastawieni, napędzają mnie. Oczywiście, przede mną długa droga, bo muszę się zgrać z Lindą. Do tego dopracować kroki w bieganiu i wsiadaniu, gdzie ostatnim krokiem muszę jeszcze napędzić bobslej.

Tych niuansów jest wiele i mają ogromne znaczenie. Do tego przecież dochodzi kwestia płóz, czy i jak są wyszlifowane, no i samego lodu. Tu więc znaczenie w wyniku ma sprzęt i nawierzchnia. W lekkoatletyce byłam tylko ja i bieżnia.

Przy bieganiu brzmi to trochę jak Formuła 1.

Dokładnie tak, zimowa Formuła 1.

Masz za sobą kilka miesięcy treningów, jak sama mówisz tylko 15 zjazdów, ale cel niezwykle ambitny - zimowe igrzyska w Mediolanie. 

Jak tylko o tym myślę, to mam ciarki na całym ciele. Ale razem z Lindą jesteśmy aż naładowane, żeby ten cel zrealizować. Powiem więcej - nie ma opcji, żebyśmy tam nie wystartowały. A obóz w Norwegii potwierdził, że może być dobrze. Na torze, gdzie trenowałyśmy, rekord startu w Pucharze Świata to 5,32 s, a my na treningu miałyśmy 5,44 s. Różnica nie jest więc duża. Widząc minę Lindy, gdy dowiedziała się o naszym wyniku, wiem, że może być pięknie.

rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty