Przerażający wypadek. Wiadomo, co Polka krzyczała w trakcie

YouTube / Linda Weiszewski i Klaudia Adamek
YouTube / Linda Weiszewski i Klaudia Adamek

- Czułam, jak moje ciało szura po lodowej rynnie - Klaudia Adamek plastycznie opowiada o wstrząsającym wypadku podczas bobslejowego Pucharu Świata. Na szczęście nieznaczne obrażenia nie wykluczają Polek z walki w kolejnych zawodach.

W tym artykule dowiesz się o:

W niedzielę w niemieckim Altenbergu odbyły się pierwsze zawody nowego sezonu PŚ w bobslejach. Po pierwszym ślizgu duet Linda Weiszewski i Klaudia Adamek zajmował dobrą 11. lokatę, ale w drugiej serii Polki uległy groźnie wyglądającemu wypadkowi.

Na jednym z zakrętów bobslej nieregularnie falował w rynnie, po czym przewrócił się na bok i sunął z ogromną prędkością w dół. Widzowie i komentatorzy obawiali się o zdrowie naszych zawodniczek. Pierwsza z bobsleja wyszła Adamek. Wtedy bob zaczął się cofać. Na szczęście jej partnerce także udało się wyjść z niego cało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol

- Miałam otwarte oczy, ale przed nimi tylko jedną wielką czarną plamę. Czułam, jak moje ciało mknie z dużą prędkością i szura po lodowej rynnie. Linda przekazała mi potem, że powtarzałam: "Niech to się zatrzyma, niech to się zatrzyma!". Starałam się odpychać kaskiem o lód, aby nie uszkodzić barków, bo to nie jest miłe uczucie. Kolejnym etapem było wyjście z bobsleja i pobiegnięcie po Lindę, która została w środku - opowiada Klaudia Adamek w rozmowie z WP SportoweFakty.

Lekarze przebadali Polki i, choć trudno w to uwierzyć, jedynymi obrażeniami były siniaki, przetarcia, delikatne opuchnięcia.

- One są wpisane w ten sport. Nic poważnego się nie stało. Ucierpiała tylko maska bobsleja, ale, jak zapewnia trener, jesteśmy w stanie naprawić go przed kolejnymi zawodami - przekonuje Adamek.

Zobacz ślizg Polek (od 41.20):


"Nie ma mowy o rozpamiętywaniu"


Polka ma w dorobku dwa medale mistrzostw świata sztafet (4x100 i 4x200 m), a także udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Mimo to kilka miesięcy temu Adamek, która do tej pory była sprinterką, postanowiła przerwać karierę w lekkoatletyce i zszokowała środowisko zmianą dyscypliny.

25-latka zdecydowała się na zaskakujący ruch, choć nadal jej celem jest start w igrzyskach, ale tych przyszłorocznych - w Mediolanie. Adamek zamieniła bowiem bieżnię na lodową rynnę, a lekkoatletyczny strój na kostium... bobsleistki.

- Nie myślałam o powrocie do lekkoatletyki, ani po wypadku, ani podczas badania przez lekarzy. Jestem w pełni skupiona na celu. Bobsleje to sport ekstremalny, od początku miałam świadomość, że wypadki się zdarzają. Po części byłam na to przygotowana, wiedziałam, co robić, jak się zachować - zaznacza dziś Adamek.

I dodaje, że PŚ dopiero się rozpoczął. Wypadek nie oddali jej i Lindy Weiszewski od przyjętych celów.

- Takie rzeczy po prostu się zdarzają. Zostawiłyśmy to za sobą i skupiamy się na kolejnym starcie. Tym razem w Siguldzie. Nie ma mowy o rozpamiętywaniu. Każde kolejne zawody otwierają przed nami nowe możliwości - podkreśla Adamek. - Naszym głównym celem są igrzyska olimpijskie, a w tym sezonie pierwsza szóstka byłaby świetnym wynikiem. Jesteśmy duetem eksperymentalnym. Ja przyszłam do świata bobslejów niedawno, a Linda, mimo że jest świetną pilotką, też nie ma długiego stażu. Ten sezon ma nam pokazać, na jakim poziomie w światowej stawce możemy się uplasować.

Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty