Medalistka, która niczego się nie bała. Jej pupilkiem był dwumetrowy wąż

Zdjęcie okładkowe artykułu: Instagram / szeremeta15984 / Na zdjęciu: Julia Szeremeta
Instagram / szeremeta15984 / Na zdjęciu: Julia Szeremeta
zdjęcie autora artykułu

- Mieliśmy węża w domu, pytona królewskiego. Na metr osiemdziesiąt. Głaskała go, spała z nim. To był jej pupilek - mówi Andrzej Szeremeta, ojciec Julii, srebrnej medalistki olimpijskiej w Paryżu.

W tym artykule dowiesz się o:

Wioskę pod Chełmem łatwo ominąć. Wystarczy chwilę się zamyślić. Wjazd do Bieniowa odznacza tabliczka, mijamy kilka domów i koniec. Miejscowość wyróżnia jednak długi zielony płot. Niewiele zza niego widać, bo wszystko zasłaniają drzewa. To teren na dwadzieścia hektarów, ze stadniną koni w środku i dwoma stawami. W zagrodzie są gęsi, pieje kogut. Dorastała tu Julia Szeremeta - srebrna medalistka olimpijska w boksie w kategorii do 57 kilogramów.

Została bohaterką Polaków! Byliśmy w rodzinnej miejscowości Julii Szeremety:

- Łapała ryby rękoma, wchodziła z bratem do stawu i spod korzeni je wyciągali, bo się tam chowały - opowiada nam Andrzej Szeremeta, ojciec zawodniczki. - Jak jeszcze wody było więcej, to na koniu wchodziła do stawu i tak się kąpała. Puszczałem ją tu w okolicy, jeździła konno ze starszą koleżanką. I na piętnaście kilometrów od domu. Nawet przy stole nie była w stanie usiedzieć spokojnie, jadła w biegu. Myśmy z Wiesią, żoną, dwie opiekunki do dzieci mieli. Jedną do Julki, drugą do syna Andrzeja - opowiada ojciec bokserki.

- Nawet z nianią walczyła - uśmiecha się Wiesława, mama. - Niania czasem mówiła, że jej Julcia włosy wyrwała, tak się stawiała - dodaje kobieta.

Julia Szeremeta z mamą Wiesławą
Julia Szeremeta z mamą Wiesławą

Marzenie: mieszkanie

Bieniów to wioska licząca kilkudziesięciu mieszkańców. Andrzej Szeremeta przelicza to na trzynaście kominów. W dzień finału igrzysk olimpijskich w domu Szeremetów panowało poruszenie. Wiesława kręciłą loki, upiekła ciasto. Do domu finalistki olimpijskiej przyjechał burmistrz, który zapowiada huczne przywitanie pięściarki. Przyjechała również dyrektorka szkoły podstawowej, dawna wychowawczyni z zerówki, radna.

Mama zawodniczki prowadzi sklep w sieci Lewiatan, jako nastolatka trenowała karate. Ojciec dba o gospodarstwo. Z powodów finansowych nie mogli udać się do Paryża na finał. Rodzice chcą, by córka kupiła sobie mieszkanie, o którym marzy. W Lublinie wynajmuje pokój. Od około sześciu lat mieszka ze starszą panią, znajomą kolegi Szeremetów. - Bardzo ciasny jest, w dwie osoby trudno się w nim zmieścić - mówi Szeremeta. - Stoją tam te wszystkie puchary, medale, odżywki. A obok jest łóżko. Julka tam tylko śpi. Gdybym miał pieniądze, to bym jej dał na wynajem, czy kupno czegoś własnego - opowiada ojciec zawodniczki.

Andrzej Szeremeta przyznaje: - Córka pięć lat w jednych butach chodziła. Można mi nie wierzyć, ale prawdę mówię. Ja przecież też groszem nie śmierdzę. Kiedyś wszystko co miałem, inwestowałem w dom, w remont, w gospodarstwo - mówi. - Powodziło się, bo mieliśmy sklepy, żona nawet telewizor wygrała - opowiada. - Za drugi najlepszy wynik pod względem sprzedaży słodyczy - dodaje Wiesława.

- Ale teraz czasy są trudne dla nas. Mówię panu szczerze: za to wszystko co mam na sobie, zapłaciłem sto złotych, na bazarze. Żeby jakoś wyglądać przed kamerami. Pierwszy raz od siedmiu lat buty sobie kupiłem, ale niczego nie żałuję. Wszystko co mieliśmy, włożyliśmy w dzieci - mówi Andrzej Szeremeta.

Ojciec zawodniczki pokazuje jej pierwszy worek treningowy
Ojciec zawodniczki pokazuje jej pierwszy worek treningowy

- Syn Andrzejek uczy się, chce zostać weterynarzem. Trzymamy za niego kciuki, wspieramy. Julkę woziłem na turnieje po Polsce od najmłodszych lat. Serce nam rosło, jak pięknie się rozwijała - opowiada. - Pamiętam takie zawody, w sumo. Julka musiała wypchnąć chłopaków za matę. I wygrała. Podium wyglądało tak: córka na pierwszym miejscu, a chłopcy po bokach - dopowiada mama.

Twarda sztuka

Szeremeta ma w swoim dorobku mistrzostwo Polski oraz złoto i brąz w mistrzostwach Europy juniorek. Zdobyła też pierwszy medal olimpijski dla polskiego boksu od 1992 roku. Jest zadziorna, charakterna. Już przed igrzyskami zapowiadała, że jedzie po medal: złoty. Do Bieniowa przywiezie srebro, co jest świetnym wynikiem.

- Córka trenowała cztery razy w tygodniu karate i jeszcze trzy razy boks. Ćwiczyła 2-3 godziny dziennie, wracała do domu jak już była ciemna noc. Ma zielony pas w karate. Od poniedziałku do soboty ćwiczyła - mówi mama. - Nie chciała do domu wracać. Zostawała nawet na treningach starszych grup, nie było z nią negocjacji - kontynuuje Wiesława. - Raz sparowała z dorosłym facetem, weterynarzem. Zawzięła się, żeby wygrać i tak się zamachnęła... kopnęła go w rękę i mu ją złamała - mówi Andrzej Szeremeta.

Od najmłodszych lat Julia Szeremeta dała się poznać jako "twarda sztuka". - Niczego się nie bała. Koń ją zrzucał z siadła, to wchodziła. Powiedziała, że go ustawi. I ustawiła - mówi ojciec. - Mieliśmy węża w domu, pytona królewskiego. Na metr osiemdziesiąt. Głaskała go, spała z nim. To był jej pupilek - komentuje ojciec.

Pyton, ulubieniec Julki
Pyton, ulubieniec Julki

I przyznaje, że córka nie chciała zabawek dla dziewczyn. - Nigdy nie miała lalek, jakichś przytulanek. Kompletnie ją to nie interesowało. Dostawała piłkę, samochód, pistolet. Mówiła, że kiedyś chciałaby zagrać w filmie dziewczynę-chuligankę - uśmiecha się.

- Quadem jeździła. Hulajnogą skakała ze schodów. Każdy z sąsiadów musiał z nią w piłkę grać - mówi Wiesława. - Jeszcze w zeszłym roku przyjechała i z bratem owies przerzucali, trzy tony - dodaje Wiesława.

Przywódca chłopaków 

- Zawsze była pracowita. Od małych lat tylko trenowała, jeździła na zawody. Dlatego tak szybko osiągnęła sukces. I co ważne: kocha to - mówi Bożena Jagiełło, radna w gminie Rejowiec. - Szalała dużo, biegała. Wszędzie było jej pełno. Była przywódcą chłopców w szkole. Chętnie się z nią bawili. Cieszę się, że cały czas ma ten swój uśmiech, ale widzę, że dała sobie spiąć włosy na igrzyskach. Zawsze biegała w rozpuszczonych. Była za szybka na wiązanie gumek - dodaje Agata Kurban, dyrektorka szkoły podstawowej w Leonowie, do której chodziła Julia.

Cel się nie zmienia: chce złota

Rodzice zawodniczki przyznają, że dojście do finału olimpijskiego na pewno nie zadowoli ich córki. - Wiem, że jej celem będzie złoto w Los Angeles, na kolejnych igrzyskach - twierdzi ojciec. - Julka zawsze była głodna rywalizacji. Wierzyłem, że zdobędzie medal. Bałem się tylko o sędziów, ich podejście - komentuje. - Największe zaskoczenie, to że wszystko wydarzyło się w tak krótkim czasie - mówi mama. - Na pewno pomyśli sobie: "I co, to już koniec? O nie, na pewno nie". Dla niej to dopiero początek - przekonuje ojciec pięściarki, srebrnej medalistki w Paryżu, która wywalczyła dla polskiego boksu pierwszy medal na igrzyskach od 32 lat.

Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty