Bolesna porażka amerykańskiej nadziei wagi ciężkiej

Materiały prasowe / Martin Bakole wygrywa z Jaredem Andersonem
Materiały prasowe / Martin Bakole wygrywa z Jaredem Andersonem

Nie tak miała wyglądać droga Jareda Andersona na szczyt wagi ciężkiej. Amerykanin w starciu z Martinem Bakole miał udowodnić swoją przynależność do światowej czołówki. Tak się jednak nie stało i został brutalnie zweryfikowany.

W tym artykule dowiesz się o:

Szejkowie z Arabii Saudyjskiej zdecydowali się rozszerzyć swoje wpływy w świecie boksu i po raz pierwszy zorganizowali galę poza swoim krajem. Wybór padł na USA, a konkretnie Los Angeles. Na ten debiut przygotowali niesamowicie mocną kartę walk, a przy tym nie zapomnieli o starciach wagi ciężkiej. Takim było zestawienie nadziei amerykańskiego pięściarstwa - Jareda  Andersona (17-1, 15 KO) z uznanym Martinem Bakole (21-1, 16 KO).

Ten pojedynek miał pokazać, że Amerykanin jest już gotowy na duże wyzwania i może myśleć o tytułach mistrzowskich. Początek walki pokazał, że coś w tym jest. Jared Anderson rozpoczął bardzo aktywnie i sprawnie poruszał się na nogach. Do tego starał się zmieniać płaszczyzny zadawania ciosów, aby zmęczyć rywala.

To jednak nie robiło większego wrażenia na Martinie Bakole. Ten dążył do jak największej "bójki" i pod koniec pierwszego starcia trafił mocną kontrą prawym podbródkowym, mocno raniąc Andersona. Ten był wyraźnie zamroczony, więc Kongijczyk kontynuował atak i obalił Amerykanina na matę. Ostatecznie Jared Anderson wstał, ale od szybkiej przegranej uratował go gong.

ZOBACZ WIDEO: Damian Janikowski: Był lepszy niż w poprzedniej walce. Nie mogłem się wstrzelić

Dość nieoczekiwanie faworyt gospodarzy szybko się otrząsnął i od drugiej rundy znów zaczął imponować. Tym razem podrażniony Anderson starał się jeszcze bardziej wchodzić w wymianę w półdystansie. Szczególnie w 3. i 4. rundzie obaj pokazali prawdziwą ringową wojnę i zaproponowali walkę cios za cios. Brak nokdaunu w tych rundach wydawał się wręcz nieprawdopodobny.

To jednak przyszło już w 5. rundzie. W tym starciu Jared Anderson zdecydował się jeszcze przyspieszyć. To jednak była woda na młyn Martina Bakole, który czekał na brak defensywy przeciwnika. Kongijczyk trafił szczękę Andersona krótkim hakiem i obalił go na deski. Ten szybko wstał, ale tym razem Bakole już mu nie przepuścił i mocno go zaatakował. W efekcie tego trafił go długim prawym krzyżowym, a następnie bezpośrednim prawym i to był już koniec Amerykanina w tym starciu. Co prawda Anderson z trudem wstał z desek, ale po krótkiej chwili sędzia zdecydował się przerwać ten nierówny pojedynek.

W ten sposób Martin Bakole brutalnie zweryfikował nadzieję wagi ciężkiej w USA. Natomiast Kongijczyk podkreślił również, że posiada ogromne umiejętności, a jego styl nastawiony na bezpośrednią walkę może podobać się kibicom. Kwestią czasu są większe pojedynki z udziałem Kongijczyka.

Zobacz także: Szpilka usunął kontrowersyjny wpis
Zobacz także: Afery ciąg dalszy. Interwencja premier Włoch

Źródło artykułu: WP SportoweFakty