Rafał Mandes: Wszyscy jak jeden mąż stawiają na zdecydowane zwycięstwo Adamka. Pan też jest w tym gronie?
Paweł Skrzecz: Tak, choć moim zdaniem dla Adamka to będzie trudniejsza walka niż ta pierwsza (Adamek pokonał Cunninghama w 2008 roku, red.). Trudniejsza, ale inna opcja jak wygrana Tomka w grę i tak nie wchodzi. Amerykanin ma za sobą dwie wyraźnie przegrane walki z Yoanem Pablo Hernandezem, które mocno odbiły się na jego zdrowiu - zarówno tym fizycznym jak i psychicznym. To już nie jest ten sam zawodnik i Tomek powinien to wykorzystać.
Cunningham ma zatem w ogóle jakieś argumenty po swojej stronie?
- To jest waga ciężka więc wystarczy jeden czysty cios.
A poza tą starą jak świat formułką coś jeszcze?
- Walczyli ze sobą już raz i jeśli Cunningham odpowiednio odrobi pracę domową, to może znajdzie jakiś sposób na Tomka. Jego problem polega jednak na tym, że Adamek na pewno sekunda po sekundzie przeanalizował ich pierwszy pojedynek i już coś wymyślił. Amerykanin nie jest żadnym rewolucyjnym pięściarzem, łatwo go rozszyfrować, więc teoretycznie o wygraną będzie mu ciężko.
Co Adamkowi może dać ta walka? Przybliży go do drugiego w karierze starcia o pas mistrza wagi ciężkiej?
- Poza wypłatą nic mu nie da. Taka jest prawda. Kliczkowie żyją w swoim świecie, a że reszta nie może przecież bezczynnie czekać na ich emeryturę, to coś trzeba robić. Poza tym nie zapominajmy, że boks dla Tomka to praca, musi jakoś zarabiać. Jedno jest pewne - zwycięstwo w perspektywie walki o pas za wiele mu nie da, ale porażka może przekreślić wszystko. Tomek dobrze o tym wie i dlatego będzie przygotowany jak zwykle na sto procent.
Co Adamkowi da walka z Cunninghamem? Skrzecz: Tylko wypłatę
W sobotę w Bethlehem Tomasz Adamek skrzyżuje rękawice ze Steve'em Cunninghamem. Zdaniem Pawła Skrzecza Amerykanin nie będzie miał zbyt wielu argumentów w starciu z Polakiem.