Marcin Frączak: Czy Rachima Czakijewa uznaje pan za najgroźniejszego rywala w dotychczasowej karierze?
Krzysztof Włodarczyk: Na pewno jest to zawodnik nietuzinkowy. Mistrzem olimpijskim nie zostaje się przypadkowo. To silny, szybki przeciwnik, który nie boi się mocnych starć, kontaktu z rywalem. Czakijew to bokser, który mocno uderza. Kto wie czy nie najmocniej z bokserów, z którymi się do tej pory spotykałem. To się okaże podczas walki w Moskwie. Z dotychczasowych moich przeciwników mocno uderzał również Francisco Palacios.
Jak pan ocenia technikę Czakijewa?
- Technika jest ważna, ale z tego co wiem, to w boksie amatorskim zdominował rywali siłą, agresją. Na ringach zawodowych stara się walczyć równie zdecydowanie. Do tej pory w zawodowym boksie nie przegrał. Z szesnastu walk dwanaście wygrał przez nokaut, więc już to pokazuje, że potrafi przyłożyć.
Ostatni pojedynek stoczył pan dziewięć miesięcy temu, kiedy we Wrocławiu pokonał pan na punkty w rewanżu Portorykańczyka Francisco Palaciosa. To dosyć długa przerwa.
- Wcześniej też miałem podobne przerwy, więc to dla mnie nie nowość. Poza tym mam pas WBC, bardzo prestiżowej federacji, zatem nie mogę się rozdrabniać. Czekałem na walkę z dobrym rywalem i na takiego trafiłem.
Chyba jest mało prawdopodobne, że ta walka będzie trwała dwanaście rund? Co pan o tym myśli?
- Czakijew, tak samo jak ja, jest zdecydowanym, mocno bijącym bokserem. Czy ta walka może mieć dwanaście rund? Trudne pytanie. Myślę jednak, że będzie się w niej wiele działo.
Jak pan się przygotowywał do tego pojedynku?
- Przygotowania były bardzo długie i mocne. Nie jestem w stanie powiedzieć ile dokładnie trwały, ale zajęły dużo czasu. Byłem na trzech obozach, w Zakopanem, Warszawie i Wiśle. Miałem pięciu sparingpartnerów. Walka powinna być gorąca.
Czakijew jest mańkutem. Czy to dla pana problem?
- Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nigdy się nie znajdzie sparingpartnera, który będzie boksował tak samo jak najbliższy rywal. Ani ja nie znalazłem takiego co boksował identycznie jak Czakijew, ani Czakijew pewnie nie miał takiego co walczył tak samo jak ja. W Wiśle, gdzie trenowałem, cały czas sparowałem z mańkutami. Musiałem się trochę przyzwyczaić do walk z nimi. Gdy wchodziłem do ringu, to po dwóch rundach wskakiwał inny sparingpartner. I to kilka razy. Ćwiczyłem siłę, obronę i kontratak.
Na co trzeba uważać w walce z Rosjaninem?
- Nie wolno mu się dać rozpędzić, pójść na całość, bo wtedy robi to co chce. Trzeba mocno kontrolować pierwsze rundy i robić swoje. Czakijew to agresja, wytrzymałość, nieustępliwość. Nikt nie jest jednak bez wad. To mistrz olimpijski, ale on też ma wady.
Walka odbędzie się w Moskwie. Można się przestraszyć tamtejszej szowinistycznej publiczności?
- Ja jestem pełen podziwu dla niej. Podczas walki, w której Guillermo Jones pokonał Denisa Lebiediewa kibice zachowywali się wspaniale. Tak kapitalnie dopingowali Lebiediewa, że aż ciarki przechodziły. Jestem w ogóle pod wrażeniem Rosji, tego jak wielkim jest krajem, a także pełen podziwu w stosunku do ludzi, którzy tam mieszkają.
Podziwia pan ten kraj, ale w ringu pewnie nie będzie zbyt sympatycznie. Czego się pan najbardziej obawia w pojedynku z Czakijewem?
- Swojej nieuwagi. Boję się tego, że mogę się zagapić. Coś takiego może się źle skończyć. Pracuję więc cały czas nad tym, aby nie opuszczać rąk. W boksie nie ma miękkich czy twardych zawodników, są tylko źle trafieni. Wierzę w siebie, w swoje doświadczenie. Potrafię wykorzystywać błędy rywali, więc gdy on się zagapi, mogę posłać go na deski. Wygrać przed czasem, to byłoby najlepsze rozwiązanie.
Doświadczenie jest po pana stronie. Jak duży to atut?
- W jakimś ułamku może przyczynić się do zwycięstwa. Decydująca będzie jednak aktualna dyspozycja, siła, agresja, szybkość. Czakijew stoczył mniej walk na zawodowych ringach, ale to jednak mistrz olimpijski. Nikt przypadkowo nie wygrywa turnieju olimpijskiego.