Anthony Joshua miał sporo do udowodnienia, bowiem w czasach amatorskich przegrał z Dillianem Whyte'em, po drodze lądując na deskach. Zgodnie z przewidywaniami, obaj pięściarze nastawili się na ciężkie bombardowanie od pierwszego gongu, a kibice w ekstazie obserwowali rywalizację pięściarzy królewskiej dywizji.
Wielkie grzmoty nastąpiły w drugiej rundzie, gdy najpierw "AJ" naruszył swojego przeciwnika, a potem sam nadział się na lewy sierpowy. "Łajdak z Brixton" prowokował króla nokautu, próbował sprowadzić konfrontację do bijatyki, a z każdą kolejną minutą energia błyskawicznie uciekała.
W siódmej odsłonie Joshua poszedł na całość i gdy tylko naruszył Whyte'a, zapolował na kolejny efektowny triumf. I dopiął swego - prawy podbródkowy 26-latka rozmontował defensywę rodaka, który padł na deski nieprzytomny. Sędzia błyskawicznie przerwał pojedynek.
Dla Joshuy było to piętnaste zawodowe zwycięstwo, piętnaste odniesione przez KO, a zarazem najcenniejsze i najtrudniejsze doświadczenie. Tym samym mistrz olimpijski stał się czempionem Wspólnoty Brytyjskiej i zrobił kolejny krok na drodze do tronu kategorii ciężkiej.
Takie bomby i gość dalej do przodu - gratuluję.