Czołowy polski pięściarz wagi średniej Maciej Sulęcki w wywiadzie opowiada o początkach swojej kariery i przyznaje, że mało brakowało, a zszedłby na "złą drogę".
- Ja miałem taki charakter, że wolałem podążać za tym co złe, niż brnąć i otaczać się tym wszystkim, co dobre. Tam gdzie się działo coś złego, to ja musiałem być pierwszy. Kręciła mnie ta adrenalina i złe emocje. W tym się najlepiej odnajdywałem. Cieszę się, że boks potrafił mi to wszystko zastąpić i nakierować na właściwe tory (...). Gdyby nie boks, to mogłoby być nieciekawie. Niewiele więc brakowało, żebym robił coś złego. Moja mama do dzisiaj powtarza, że boks uratował mi życie - powiedział polski pięściarz Maciej Sulęcki w rozmowie z serwisem Laczynaspasja.pl.
Sulęcki wyznał też, że to właśnie matka zaprowadziła go na pierwszy trening.
- Jak przyszedłem na halę Gwardii, to słychać było brzdęk obijanych łańcuchów od worków. Akurat trenowała pierwsza drużyna. Ten niesamowity smród, ściany ochlapane zaschniętą krwią, wszystko stare, grzyb na ścianach. Zakochałem się w tym miejscu. Było tam niesamowicie klimatycznie. Teraz to już się takich sali treningowych nie spotyka. Nigdy tego nie zapomnę - podkreśla.
Obecny rekord Macieja Sulęckiego to 23 zwycięstwa na zawodowych ringach. Popularny "Striczu" pozostaje niepokonany.
ZOBACZ WIDEO Jędrzejczyk ostro o Kowalkiewicz. Jest odpowiedź