Tomasz Babiloński: Walka Granta z Gołotą była porywająca. Ściągnięcie go do Polski to duży sukces
- Michael Grant to wielkie nazwisko pięściarza, który w przeszłości boksował z Andrzejem Gołota i Tomaszem Adamkiem. To, że udało mi się go ściągnąć do Polski, to dla mnie duży sukces - mówi nam promotor boksu Tomasz Babiloński.
Wspomniał pan o walce Michaela Granta z Andrzejem Gołotą. Co najbardziej zapadło panu w pamięci z tamtego pojedynku?
To były czasy, w których trenowałem boks, a cały pokój miałem w plakatach z Andrzejem Gołotą. Ta walka była czymś, co absolutnie mnie porwało. Kiedy ją obejrzałem, uświadomiłem sobie, że boks to coś, co będę chciał robić do końca życia. Wydaje mi się, że wielu ludzi po obejrzeniu tego pojedynku ruszyło na salę treningową. Takie walki pamięta się latami i chętnie się do nich wraca. To samo dotyczy walk Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe. Te pojedynki to prawdziwe życiowe inspiracje.
Michael Grant pokonał Andrzeja Gołotę, ale nie dał rady Tomaszowi Adamkowi. Do tej walki doszło siedem lat temu, kiedy Polak znajdował się w najlepszych latach swojej kariery.
Walkę Michaela Granta z Andrzejem Gołotą oglądałem w telewizji, ale już pojedynek Amerykanina z Adamkiem obejrzałem na żywo w hali Prudential Center w New Jersey. To była emocjonująca walka, którą bardzo dobrze się oglądało. Pamiętam, że w szóstej albo siódmej rundzie Tomek przyjął cios, który go cofnął. Michael Grant, niby stary, a pokazał, że ciągle nie można go skreślać. A przecież walczył z Adamkiem, który piął się ku walce z Witalijem Kliczko. Kiedy po latach usłyszałem, że Grant chce wrócić na ring, rozpoczęliśmy negocjacje i dogadaliśmy się. Bardzo się z tego cieszę. Nawet jeśli niektórym nie podoba się, że Grant stoczy walkę w Polsce.
Wspomniał pan o tym, że Michael Grant ma świetne warunki fizyczne, a czarnoskórzy zawodnicy potrafią być długowieczni, ale z drugiej strony na Amerykanina można spojrzeć nieco bardziej krytycznie. W sierpniu skończy 45 lat, a w ciągu ostatnich sześciu lat stoczył tylko dwie walki. Obie przegrał. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że będzie dla Krzyśka łatwym rywalem.
Boksu się nie zapomina. Jeżeli Grant naprawdę cały czas regularnie trenuje, to Krzysiek nie będzie miał z nim łatwej przeprawy. To zawodnik o bardzo dużym doświadczeniu. A że niebawem skończy 45 lat? Cóż… Kiedy na wcześniejsze gale ściągałem do Polski Olivera McCalla i rozbitego Mike'a Mollo, nie brakowało złośliwców. I nigdy nie będzie ich brakować. Jedni Krzysztofa Zimnocha lubią, a inni nie, ale widzę, że generalnie ludzie chcą go oglądać. A o Michaela Granta niech nikt się nie martwi. Przeszedł badania, które potwierdziły, że jest zdrowy. Do Polski ściągamy zawodników, którzy mogą pokazać dobry boks. Grant to wielkie nazwisko pięściarza, który w przeszłości boksował z Andrzejem Gołota i Tomaszem Adamkiem. To, że udało mi się go ściągnąć do Polski, to dla mnie duży sukces.
Na początku marca rozmawialiśmy o ewentualnej walce Zimnocha z Arturem Szpilką. Mówił pan wtedy, że fajnie by było, gdyby jesienią udało się taką walkę zorganizować. Czy w ciągu ostatnich 6-7 tygodni pojawiły się jakieś nowe ustalenia w tej sprawie?
Nie. Na razie czekamy na powrót Artura Szpilki, który w czerwcu ma walczyć z Dominikiem Breazeale’em. Zobaczymy, czy faktycznie do tej walki dojdzie. Niech Artur wróci do boksu po półtorarocznej przerwie. Jest duża różnica między regularnymi treningami a przygotowaniami do walki. Walka Krzyśka z Arturem na pewno nie odbędzie się w najbliższych miesiącach.
Jakie są inne perspektywy dla Zimnocha?
Przede wszystkim chcemy postawić na to, żeby doszedł do walki o mistrzostwo świata. To marzenie każdego promotora. Na pewno byłby dużo bliżej takiego pojedynku, gdyby rok temu nie przegrał z Mike’em Mollo. Teraz musimy to odrobić. Zobaczymy, jak Krzysiek zaprezentuje się na tle Granta. Chcemy, żeby jesienią zawalczył po raz kolejny i stoczył taki pojedynek, który da mu możliwość wejścia do pierwszej dziesiątki w rankingach wagi ciężkiej.
Co sądzisz pan o wypowiedziach czołowych polskich pięściarzy, którzy zapowiadają, że po zakończeniu kariery bokserskiej chętnie spróbowaliby swoich sił w MMA? Tylko w ostatnich tygodniach mówili o tym Mariusz Wach i Ewa Piątkowska. Podobnie zresztą Artur Szpilka, który stwierdził, że w przyszłości chętnie skopałby komuś tyłek w oktagonie.
Próbował tego mój kolega Wojtek Bartnik, próbował także Rafał Jackiewicz, ale zmiana dyscypliny z boksu na MMA to nie jest taka prosta sprawa. Pięściarze nie mają doświadczenia w walce w parterze, więc to nie takie „hop siup”. Dużo łatwiej jest się tego nauczyć w MMA zapaśnikom i judokom, którzy mają inną szkołę trenowania. To już łatwiej zawodnikowi MMA przebić się do boksu niż odwrotnie. Przejście zawodników z boksu do MMA postrzegam więc przede wszystkim jako skok na kasę.