[tag=30833]
Tyson Fury[/tag] (27-0-1, 19 KO) był bardzo blisko zdobycia tytułu mistrza świata federacji WBC w wadze ciężkiej. Brytyjczyk zremisował jednak z Deontayem Wilderem (40-0-1, 39 KO) i pas pozostał u Amerykanina. Dzień po walce z werdyktu nie był zadowolony Fury, a jego promotor już zapowiedział, że złoży wniosek do federacji z żądaniem rewanżu.
- Szczerze, nigdy w życiu nie widziałem gorszej decyzji. Nie wiem jaką walkę oglądał (sędzia Alejandro Rochin, który punktował 115 do 111 dla Wildera - przyp. red.). Takie rzeczy sprawiają, że boks postrzegany jest w złym świetle. Powinien zostać dożywotnio zbanowany z boksu - grzmiał Fury.
- Cały świat wie, kto jest prawdziwym mistrzem WBC. Wilder dostał prezes w swoim kraju (walka odbyła się w Los Angeles - przyp. red.). Musi być wdzięczny swoim szczęśliwym gwiazdom, że ma zielono-złoty pas, który należy do mnie - dodał Brytyjczyk.
W najbliższym czasie rewanżu jednak nie będzie, a to za sprawą... żony Fury'ego. - Naprawdę mówię nie. Nie usiedzę kolejnego pojedynku. Nie będzie żadnej walki dopóki nie urodzę dziecka. Potem może sam decydować - mówiła Paris, która w przyszłym roku ma urodzić piąte dziecko.
- Byłam tak zestresowana, to było straszne, straszne uczucie - tak komentowała upadki Fury'ego, który w 9. i 12. rundzie leżał na deskach i długo się nie podnosił.
ZOBACZ WIDEO Mariusz Pudzianowski o walce z Szymonem Kołeckim: Ring zadrży