Spektakl Manny'ego Pacquiao. "Pac Man" zdominował Adriena Bronera i obronił pas WBA

Manny Pacquiao nie dał żadnych szans Adrienowi Bronerowi w głównej walce gali bokserskiej w Las Vegas. Filipińczyk zwyciężył jednogłośną decyzją sędziów stosunkiem 117-111, 116-112, 116-112.

Jakub Madej
Jakub Madej
Manny Pacquiao Getty Images / Na zdjęciu: Manny Pacquiao
40-letni Manny Pacquiao (61-7-2, 39 KO) podczas sobotniej walki z Adrienem Bronerem (33-4-1, 24 KO) odniósł 61. zwycięstwo w zawodowej karierze. "Pac Man" nie dał żadnych szans przeciwnikowi, którego kontrolował na dystansie dwunastu rund. Filipińczyk odniósł drugą wygraną z rzędu i obronił tytuł mistrzowski WBA w kategorii półśredniej.

Kontrola od samego początku

Od samego początku Pacquiao wykazywał się szybkością, którą starał się zaskakiwać przeciwnika. Broner nie pozostawał jednak dłużny i na każdą akcję Filipińczyka reagował kontrą.

Z serią ciosów ruszył w drugiej rundzie Filipińczyk, co spotkało się z radością kibiców zgromadzonych w MGM Grand. 40-latek z minuty na minutę boksował coraz odważniej i coraz częściej atakował kombinacjami.

W trzeciej rundzie po raz kolejny to Pacquiao był znacznie aktywniejszym pięściarzem, który atakował częściej i odważniej. Broner nie obawiał się ciosów przeciwnika, jednak nie robił nic, aby przejąć inicjatywę w starciu.

Dopiero w czwartej rundzie Amerykanin w ciekawy sposób zaczął kontrować szarżującego "Pac Mana". Przez cały czas jednak to Pacquiao spychał swojego przeciwnika pod liny, zapisując kolejne odsłony na swoje konto.

Ciosy na korpus kluczem do sukcesu

Filipińczyk przez cały czas bardzo dobrze pracował nad obijaniem korpusu Bronera. W statystykach, które pojawiły się w szóstej rundzie, takich uderzeń Pacquiao miał na koncie ponad 20, podczas gdy jego rywal wyprowadził zaledwie jeden tego typu cios.

"The Problem" nie miał żadnego pomysłu na mistrza WBA. Dopiero pod koniec pierwszej połowy walki zaatakował mocnym sierpem, który wywołał poruszenie wśród kibiców.

Steve Farhood, który punktował walkę na żywo w telewizji Showtime, po sześciu rundach wskazał wygraną Pacquiao stosunkiem 59-55. Tylko jedna runda w jego odczuciu trafiłaby na konto Bronera.

Filipińczyk bliski wygranej przed czasem

"Pac Man" w siódmej rundzie naruszył przeciwnika jednym z mocnych ciosów, co starał się szybko wykorzystać. Filipińczyk z pewnością "poczuł krew", bo od razu ruszył na rywala z gradem ciosów. Bronera uratował jednak gong kończący odsłonę.

40-letni pięściarz nie starał się za wszelką cenę skończyć przeciwnika. Do ósmej rundy wyszedł on ze spokojem i metodycznie punktował Bronera, który skupiał się już wyłącznie na defensywie.

Z minuty na minutę Pacquiao powiększał swoją przewagę. Broner nie miał już żadnego pomysłu na walkę - w pewnym momencie doszło do klinczu, w którym Amerykanin złapał przeciwnika za nogę. Spotkało się to głośnym buczeniem w MGM Grand.

"Pac Man" pod koniec rundy dziewiątej popisał się świetną akcją, schodząc pod prostymi Bronera i kontrując bardzo mocnym lewym. "The Problem" nie znalazł się jednak na deskach.

W jedenastej rundzie Broner został wygwizdany przez publiczność. Amerykanin przez cały czas uciekał przed Pacquiao, który bez przerwy szedł do przodu. 29-latek nie podejmował już walki, przez cały czas skupiając się na defensywie.

ZOBACZ WIDEO: Joanna Jędrzejczyk: Ciężko jest być cały czas na topie. Presja ludzi jest ogromna
Czy chciałbyś zobaczyć rewanż Manny'ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×