1 grudnia 2018 roku w Los Angeles Deontay Wilder zremisował z Tysonem Furym i zachował pas mistrza świata federacji WBC w kategorii ciężkiej.
Rewanż pomiędzy "Brązowym Bombardierem" a Olbrzymem z Wilmslow" wydawał się więc kwestią czasu i był niemal dogadany, kiedy to Fury niespodziewaniu związał się umową z grupą promotorską Top Rank.
- Sporo mówiło o naszej drugiej walce, po czym poszedł zupełnie inną drogą. Ludzie tego nie lubią. W Ameryce nikogo nie obchodzi moralne zwycięstwo. Ja nie potrzebuję rewanżu z Furym, bo ja go już znokautowałem - cytuje wypowiedzi Wildera serwis "bokser.org".
Amerykanin krytykuje styl i postawę w ringu Fury'ego. - Fury to nudny pięściarz, który jest dobry w gadce. On nie porwie amerykańskich kibiców - twierdzi.
Wilderowi zdecydowanie bliżej jest do walki z Dominickiem Breazealem. Dwa lata temu między nimi doszło do szarpaniny po gali w Birmingham. Od tego momentu obaj prowadzą medialną utarczkę między sobą.
- Są spore szanse na to, że spotkam się właśnie z nim. W sumie chciałbym tego pojedynku, bo muszę załatwić sprawę z obowiązkową obroną, by móc potem mierzyć się z najlepszymi. Między nami jest zła krew i nie mogę się już doczekać, by zetrzeć go z tej ziemi - podkreśla "Brązowy Bombardier".
Pojedynek miałby się odbyć 18 maja w Barclays Center na Brooklynie.
Zobacz także: Jarrell Miller chce znokautować Joshuę
ZOBACZ WIDEO: Daniel Omielańczuk o walce Strusa. "Trochę go przewieźli z werdyktem"