Udało się. Uciekł do Polski z plecakiem pełnym pieniędzy

- Wartość życia człowieka jest jak szczura przebiegającego po ulicy - mówi na sport.tvp.pl Andrzej Wasilewski o swoich doświadczeniach w Demokratycznej Republice Konga. Promotor bokserski musiał uciekać z kraju przy pomocy skuterów.

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Andrzej Wasilewski Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto / Na zdjęciu: Andrzej Wasilewski
Na początku 2020 roku Michał Cieślak walczył w o mistrzowski pas organizacji WBC w wadze junior ciężkiej. Jego przeciwnikiem był Ilunga Makabu z Demokratycznej Republiki Konga. I to właśnie w stolicy kraju, Kinszasie, miało odbyć się starcie o mistrzowski pas.

Walka w Kongo od początku była jednak opatrzona ogromnymi kontrowersjami. Ekipa Polaka została okradziona w hotelu.

- Z całą pewnością najbardziej egzotyczna i to jest OK, bo to są przygody, które zostają w pamięci. Ale muszę przyznać, że nie doceniłem, jak może to być arcyciekawy, ale też straszny kraj. Wartość życia człowieka jest jak szczura przebiegającego po ulicy. Poczuliśmy to na własnej skórze, że jak tam znikniemy, to w ogóle nikt nie zwróci na to uwagi. Stąd było tyle emocji - opowiada Andrzej Wasilewski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wkrótce skończy 47 lat. Jedno u "Pudziana" się nie zmienia

I później przytacza kolejne historie. Trening medialny został przeprowadzony w restauracji należącej do jednego z generałów. Był on organizatorem gali oraz prezesem federacji. Opowiadał także, że była duża agresja nawet od handlarzy na ulicach.

Do tego wspomina też swoją ucieczkę na skuterach z Demokratycznej Republiki Konga. Musiał wyjeżdżać, jeszcze gdy Cieślak toczył walkę w ringu. Przedzierał się na skuterach na lotnisko. Wasilewski czuł się zagrożony, bowiem posiadał przy sobie dużą kwotę pieniędzy.

- Mój wspólnik i przyjaciel Leon Margules, adwokat z Florydy, poważny facet w boksie mówił mi: "Andrzej, jak gaża zawodnika nie będzie wcześniej zdeponowana na tzw. rachunku Escrow, to nie jedź". To jest gwarancja zapłaty. Nasi "koledzy" z Konga rozegrali to bardzo sprytnie. Mianowicie, pokazywali, że chcą dokonać tego przelewu. Leon Margules dostawał informację, że z Konga jest próba dokonania przelewu, ale ponieważ ten kraj jest na liście zakazanych, odciętych od wszystkich systemów, to bank amerykański nie może tych pieniędzy przyjąć - tłumaczy promotor.

Kongijczycy nie chcieli po prostu wypłacić pieniędzy Cieślakowi. Wasilewski w odpowiedzi opublikował na Twitterze nagranie z przeliczania pieniędzy, które przyniósł w plecaku. Polaka wsparło WBC, które powiedziało, że jeśli Wasilewski nie potwierdzi, że ma pieniądze, to WBC nie będzie sankcjonowało tej walki. Kongijczycy zostali więc zmuszeni, by przynieść gotówkę.

- Kiedy ja rozdzierałem te plastikowe opakowania z pieniędzy, któryś z Kongijczyków powiedział: "po co on to rozdziela, przecież to i tak nie jest jego". Przetłumaczył nam to kolega, który dobrze mówił po francusku. Oni to traktowali tak, że dają nam te pieniądze na chwilę - opowiada Wasilewski.

Ostatecznie jednak pieniądze dotarły do Polski. Ale przez kilka kontynentów.

Czytaj więcej:
Ależ informacja. Nagły zwrot akcji ws. walki Usyk - Fury

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×