Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Polka zyskała w ostatnich dniach sporo fanów, którzy pokochali ją nie tylko za odważny i bardzo ofensywny styl walki w ringu, ale także dużą naturalność i luz w trakcie wywiadów. Choć zawodniczka realizowała w Paryżu swoje marzenia, to nie wyglądała na przytłoczoną presją i zdawała się czerpać przyjemność z kolejnych walk. To rzadkość wśród polskich sportowców.
Reprezentantka Polski popadła jednak także w spore problemy, a ich kulminacją była sobotnia konferencja prasowa po przegranej walce o złoty medal z Lin Yu-ting. Wszystko przez udostępnienie w mediach społecznościowych wpisów wyśmiewających jej finałową rywalkę, ale nie tylko. Choć jak mówi sama pięściarka, to nie ona była odpowiedzialna za wrzucanie postów w czasie igrzysk, to i tak właśnie ona musi wziąć za to odpowiedzialność, a dodatkowo jak najszybciej znaleźć odpowiedź na kilka innych pytań, które za chwilę mogą wrócić do niej ze zdwojoną siłą.
Szeremeta może mówić o dużym szczęściu, że sobotnia konferencja prasowa po finałowej walce nie była transmitowana przez żadną z dużych stacji telewizyjnych. Śmiało można bowiem uznać, że raptem kilka minut spędzonych przed dziennikarzami było jej najtrudniejszym czasem podczas całego pobytu na igrzyskach, a ona sama poradziła sobie z tym wyzwaniem dużo gorzej niż na ringu.
ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon zawiódł w finale? "Zabrakło tych strzelb"
Już na samym początku konferencji Polka znalazła się w sporych kłopotach i to po pytaniu dziennikarza jednej z największych gazet na świecie. Korespondent brytyjskiego "The Guardian" przyszedł na konferencję z udziałem Szeremety tylko po to, by spytać ją o to, jak skomentuje obraźliwe wpisy pod adresem jej ostatniej rywalki zamieszczanie od kilku dni przez przedstawicieli Konfederacji, czyli partii, z ramienia której startowała ostatnio w wyborach samorządowych. Dziennikarz koniecznie chciał wiedzieć, co pięściarka sądzi o takiej działalności, czy popiera ją i czy jest dokładnie tego samego zdania.
Pytanie było o tyle niezręczne, że od razu po jego zakończeniu w stronę Polki obróciła się siedząca obok niej złota medalistka Lin Yu-ting. Tajwanka była wyraźnie zainteresowana odpowiedzią swojej rywalki.
Szeremeta błyskawicznie zawstydziła się tak konkretnym pytaniem, a charakterystyczna dla niej pewność siebie szybko uleciała. Polka nerwowo spuściła tylko wzrok w podłogę i nie zamierzała nic powiedzieć. Niezręczna cisza po tym pytaniu trwała na tyle długo, że prowadząca konferencję zaczęła tłumaczyć naszą zawodniczkę, że nie zrozumiała ona pytania. Widać było jednak wyraźnie, że Polka nie wiedziała, co odpowiedzieć, a najchętniej schowałaby się pod stół konferencyjny albo uciekła w bezpieczniejsze miejsce.
Za kolejnych kilka sekund Polka wymamrotała tylko pod nosem po polsku "Nie będę o tym mówić" i liczyła zapewne, że niewygodny dla niej temat szybko ucichnie. Sytuacja z boku wyglądała jednak bardzo dziwnie. A niezręczna cisza trwała całkiem długo.
Z trudnych chwil naszą pięściarkę wybawił jeden z polskich dziennikarzy, który przerwał ciszę i przypomniał, że medalistka olimpijska nie odpowiedziała przed chwilą na jego pytanie.
W taki właśnie sposób Szeremeta przetrwała pierwszą poważną konferencję prasową. Dziś jest czołową pięściarką świata i na pewno nie zdoła zbyt długo uciekać przed trudnymi pytaniami. Na razie Szeremeta nie ma na nie odpowiedzi, ale taka postawa może przysporzyć jej problemów.
Podobne pytania padły zresztą w rozmowie z polskimi dziennikarzami, a wtedy tłumaczyła, że to nie ona udostępniła w swoich mediach społecznościowych memy sugerujące, że jej rywalka jest mężczyzną. Na pytania o swój start w wyborach z list Konfederacji też będzie musiała kiedyś odpowiedzieć.
Czytaj więcej:
Oto wielki plan Grbicia na kontuzje
Świetny występ polskiego kajakarza