Arkadiusz Pawłowski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z boksem?
Dariusz Snarski
: - Moja przygoda z boksem rozpoczęła się w 1983 roku, kiedy to po raz pierwszy poszedłem na halę Gwardii Białystok w poszukiwaniu sportu, w którym mógłbym się odnaleźć. Trenowałem już trochę piłkę nożną, judo i zapasy. Byłem drobnym chłopakiem, przy 150 cm wzrostu ważyłem 44 kilogramy, ale z każdym w szkole chciałem się bić, nigdy nie dałem sobie w kaszę dmuchać. Nieraz pół szkoły biegało za budynek oglądać moje walki.
W karierze stoczyłeś grubo ponad 300 walk, część z nich amatorskich, część zawodowych. Czy doświadczenie zdobyte na ringu amatorskim przynosiło efekty z zawodowcami?
- Stoczyłem 294 walki amatorskie i 65 zawodowych i jestem pewien, że doświadczenie, które zdobyłem jako amator walcząc na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku, imprezach rangi mistrzostwa świata, mistrzostwach Europy i nawet mistrzostwach Polski, gdzie aby zdobyć tytuł musiałem wygrać 7 walk (eliminacje, potem sam turniej) dały mi dużo doświadczenia, dzięki któremu lepiej się czułem na ringu profesjonalnym. Boksowałem instynktownie, wiedziałem jak w danym momencie uniknąć ciosu i się zachować, oglądając rywala na kasecie przed walką już wiedziałem jak będę z nim walczył, miałem dużo pewności siebie po takim stażu amatorskim. Po obejrzeniu walki kolejnego rywala wiedziałem, że z nim spokojnie wygram, ale zapomniałem o sędziach, którzy na ringu profesjonalnym promują miejscowych zawodników, stąd mój rekord zawodowy, ale jest takie powiedzenie, że "rekordy nie boksują".
Osiągnąłeś wielkie sukcesy zarówno w Polsce jak i Europie. Które z osiągnięć jest dla ciebie najważniejsze i dlaczego?
- Oprócz startu na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie gdzie pokonałem brązowego medalistę mistrzostw świata, Australijczyka Justina Rowsella (jeden z ostatnich udanych startów polskich reprezentantów na Igrzyskach) za największy sukces zawodowy uważam zdobycie jako pierwszy z Polaków pasa IBF Intercontinental pokonując w Gdańsku w 2000 roku trzykrotnego mistrza Europy Vincenzo Belcastro z Włoch. Zawodnik ten jako jeden z nielicznych walczył z samym Naseemem Hamedem. Po fantastycznej walce pokonałem go po 12. rundach i znalazłem się w dziesiątce światowego rankingu IBF.
Który z twoich oponentów był najcięższym przeciwnikiem?
- Nie ulega wątpliwości, że najmocniejszym i najtrudniejszym rywalem w mojej karierze był Alex Arthur, mistrz świata WBO, Szkot na rzecz którego straciłem pas IBF w Glasgow. To była prawdziwa wojna, jak napisały brytyjskie media. Dziesięć rund wojny, cios za cios, sędzia przerwał walkę na skutek mojej kontuzji warg, krwawiłem mocno, ale i tak przegrywałem na punkty. Po tej potyczce prezes IBF przyniósł mi pas do szatni ponieważ nie było sędziów neutralnych - sędziowali sami Brytyjczycy, nie odbyła się też żadna kontrola antydopingowa i tytuł został u mnie. Oczywiście obroniłem też tytuł w Kołobrzegu w 2001 roku.
Czy jest jakiś pięściarz z którym masz niewyrównane rachunki i gdyby nadarzyła się okazja, stanąłbyś do walki?
- Oczywiście. Planuję na jesieni walkę z Maćkiem Zeganem w Białymstoku, ponieważ walka z Wieliczki w 2009 roku była w opinii wielu znawców boksu kontrowersyjna, chociaż według mnie to była najlepsza polska walka. Starcie pewnie nie będzie na tak wysokim poziomie jak wtedy, bo mamy już swoje lata, ale na pewno wzbudzi duże zainteresowanie.
Obecnie zajmujesz się między innymi treningiem młodych adeptów boksu. Czy w tej roli czujesz się równie dobrze jak na ringu?
- Oczywiście. Pracowałem pięć lat jako trener w Hetmanie Białystok, teraz mam swój własny klub, Białostocki Klub Bokserski i stajnię zawodową Boxing Production, gdzie pomaga mi trener Bogdan Borysewicz, a wcześniej Mikołaj Nos. Nieraz miałbym ochotę wyskoczyć do ringu za któregoś z moich zawodników bo widzę jakie błędy popełniają. Obecnie szykuję Ariela Krasnopolskiego do walki z Krzysztofem Cieślakiem, która odbędzie się 18 maja w Legionowie. Wiem, że to będzie dobra walka, najlepsza na tej gali pod względem sportowym. Moim największym sukcesem trenerskim jak dotąd jest doprowadzenie Krystiana Sielawy, młodego zawodnika z Hetmana do brązowego medalu młodzieżowych mistrzostw Europy w Szczecinie w 2010 roku. Trenerem kadry był pan Marek Okroskowicz, ale sparingi i tarcza ze mną na pewno dużo dały Krystianowi. Poza tym prowadziłem Aleksa Kuziemskiego do walki z Nathanem Cleverly, oraz Khatsyhau Khavazhiego do walki o pas mistrza świata WBF na Ukrainie. To moje największe sukcesy promotorskie.
Czy jest ktoś w świecie boksu kogo uważałeś za swojego mentora, takiego jakim teraz sam jesteś dla pokolenia młodych pięściarzy?
- Zawsze inspirował mnie Sugar Ray Leonard. Jego pojedynki z Marvinem Haglerem i przyspieszenie podczas walk było nie do opisania!
Czy są jakieś inne sporty którymi się interesujesz?
- Oczywiście. Interesuje mnie jeszcze, ale już coraz mniej, piłka nożna. Jak grali moi koledzy medaliści z igrzysk i nie tylko np. Wojtek Kowalczyk, Radosław Majdan, Jurek Brzęczek, Andrzej Juskowiak, Piotr Świerczewski, Tomek Hajto było o wiele lepiej, ale z biegiem czasu poziom polskiej piłki spada, a nasze boiska ligowe to poziom ligi wojewódzkiej. Oczywiście lubię zapasy z czasów Ryśka Wolnego, Andrzeja Wrońskiego czy Włodka Zawadzkiego, co nie znaczy, że nie kibicuję obecnym reprezentantom. Lubię też oglądać siatkówkę i skoki narciarskie, wcześniej wszyscy ekscytowali się Adamem Małyszem, teraz jest Piotr Żyła i reszta ekipy. Poza tym interesuję się jeszcze lekkoatletyką.
Co byś robił w życiu gdybyś nie zajmował się boksem?
- Co bym robił gdybym nie zajmował się boksem? Mam żyłkę do handlu, mój tata z bratem handlują złotem, mają lombard i skup złota, ja także swego czasu trochę "żółtka" sprzedałem, a z zawodu jestem technikiem mechaniki.