"Diablo" obserwował sobotnią galę Wojak Boxing Night w Opolu. Po kilku latach przerwy powrócił do stolicy polskiej piosenki, gdzie czterokrotnie krzyżował rękawice z rywalami i za każdym razem zwyciężał. - Wspomnienia z tym miastem mam jak najbardziej miłe, choć walki były trudne - podkreślał Krzysztof Włodarczyk. - Dobrze je pamiętam. Z Ismailem Abdoulem przegrywałem przez niemal cały pojedynek, ale na kilka sekund przed końcem znokautowałem go. Ciężką przeprawę przeszedłem także z mniej doświadczonym Rosjaninem Siergiejem Karaniewiczem.
Publiczność, która szczelnie wypełniła halę Gwardii, obejrzała sześć walk. Głównymi akcentami wieczoru były konfrontacje z udziałem Andrzeja Wawrzyka i Marcina Rekowskiego. O ile Wawrzyk szybko uporał się z Dannym Williamsem, o tyle "Rex" uległ na punkty niespełna 49-letniemu Amerykaninowi McCallowi. Werdyktowi towarzyszyło ogromne zamieszanie, ale McCall wygrał zupełnie zasłużenie, co stanowiło pewną niespodziankę. - Podobały mi się niektóre momenty McCalla, który na ciosy Marcina odpowiadał od razu atakiem. Jego rutyna wzięła górę - komentował Włodarczyk. - Andrzej Wawrzyk zyskał przede wszystkim pewność siebie, której potrzebował po porażce z Powietkinem. Nie wyszedł przestraszony, tylko z zamiarem boksowania. Boks to bardzo nieprzewidywalna i zmienna dyscyplina. Zawodnik może prowadzić przez 11 rund, by w ostatniej zostać znokautowanym. Niejednokrotnie to udowodniałem i po słabszym początku potrafiłem odwracać losy starć.
Krzysztof Włodarczyk po raz ostatni boksował w grudniu ubiegłego roku, gdy w Chicago pokonał Giacobbe Fragomeniego. Na razie nie wiadomo, kiedy ponownie stanie w obronie mistrzowskiego pasa. - Niewykluczone, że w kwietniu, ale nie mam pojęcia, z kim i gdzie będę rywalizował - przyznaje. - Są już prowadzone rozmowy. Być może powrócimy do Gwinei Równikowej. Na pewno stoczę w tym roku walkę z bardzo mocnym rywalem, jednak kiedy się ona odbędzie, jeszcze nie wiem.
Prawdopodobnie nie dojdzie do zapowiadanego starcia "Diablo" z Albertem Sosnowskim. A po tym, jak polski pięściarz znokautował w Moskwie Rachima Czakijewa, do organizacji kolejnej gali z jego udziałem nie kwapią się Rosjanie. - Wydaje mi się, że zobaczyli wtedy co innego: zawodnika, który choć jedzie w ciemno do kraju przeciwnika, to nie boi się wymian i boksuje - mówi Włodarczyk. - Walka z Czakijewem była z pewnością jedną z najlepszych w mojej karierze. Nigdy nie można wątpić w Polaka, boksującego na wyjeździe. Trzeba wierzyć, nawet jeśli początek do udanych nie należy. Bo wiara czyni cuda. Liczy się cały pojedynek, nie tylko jego moment.
Ostatnie miesiące to dla Włodarczyka pasmo sukcesów, co przekłada się na popularność. Podczas imprezy w Opolu 32-letni bokser był rozchwytywany przez kibiców i długo pozował do zdjęć oraz rozdawał autografy. - Myślę, że związałem sobie publikę tą walką z Czakijewem (uznaną przez federację WBC za najbardziej dramatyczną w 2013 roku - dop. red.) - twierdzi nasz mistrz świata. - Wcześniej stoczyłem też ciężki i wygrany przez nokaut bój z Australijczykiem Dannym Greenem. Kibice o tym usłyszeli i z tego powodu tak chętnie proszą o zdjęcia i podpisy.
Zdaniem Krzysztofa Włodarczyka, boks w Polsce ma perspektywy. - Rozwijamy się. Do zdolnych i młodych pięściarzy możemy zaliczyć choćby Przemka Runowskiego czy Marka Matyję. Nie skreślałbym także Andrzeja Wawrzyka oraz Artura Szpilki, który co prawda przegrał z Bryanem Jenningsem, ale jako 25-latek ma jeszcze czas na rozwój i walkę o najwyższe cele - zakończył "Diablo".