Stanisław S. - reprezentant Polski, uczestnik wielu międzynarodowych zawodów, jeden z najlepszych bokserów lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - otrzymał właśnie na swoje konto bankowe przelew w wysokości 13 tysięcy złotych. To efekt skargi, którą złożył w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Były sportowiec przebywał w areszcie przez 6 lat. Za długo. Za błędy oraz opieszałość policji i wymiaru sprawiedliwości zapłacił każdy z nas. Odszkodowanie zostało wypłacone z budżetu państwa. Mimo że Stanisław S., zdaniem śledczych, stworzył jedną z najgroźniejszych grup przestępczych w historii naszego kraju.
Narkotyki, korupcja, nielegalna broń
- Przywódcy "gangu bokserów" byli bezwzględni. Nie mieli uczuć, nie interesował ich los drugiego człowieka. Pamiętam, jak kazali podłożyć bombę pod samochodem jednego z dilerów narkotykowych. Powiedziałem: panowie, a jak do auta wsiądzie jego żona z dwuletnim synkiem? Usłyszałem: a co nas to kur** obchodzi? Powtórzyłem: panowie, małe dziecko, co ono jest winne... Nie było reakcji, ze szklanką wódki w ręce kazali wykonać wyrok.
Gang założony i kierowany przez wspomnianego już Stanisława S. oraz Piotra T. (wielokrotny mistrz Polski w boksie, później organizator zawodowych gal pięściarskich oraz działacz Dolnośląskiego Okręgowego Związku Bokserskiego) działał kilkanaście lat. Zorganizowana grupa przestępcza opanowała rynek narkotykowy w południowo-zachodniej Polsce. Kurierzy przewozili przez granicę setki kilogramów amfetaminy, głównie z Holandii. - Rzeka pieniędzy spływała do dwóch bokserów, budowali domy, kupowali kolejne działki budowlane, co miesiąc, czasami co dwa zmieniali samochody - mówił jeden ze świadków. - Z miesiąca na miesiąc byli coraz bardziej bezczelni.
Z materiału dowodowego wynika (proces wciąż trwa, bowiem z powodu błędów proceduralnych musiał rozpocząć się od nowa), że gang bokserów nie tylko handlował narkotykami. Korumpował policjantów, produkował broń, a nawet prowadził jedną z agencji towarzyskich.
Setki tomów akt do kosza
- Bokserzy byli nietykalni - można przeczytać w artykułach lokalnej, świdnickiej prasy po pierwszym wyroku w tej sprawie.
Prawomocny wyrok zapadł w 2009 roku. Sędzia odczytywał wyrok ponad dwie godziny, ukarano 40 przestępców. Najwięksi gangsterzy - Stanisław S. i Piotr T. - otrzymali kary odpowiednio 13 i 11 lat więzienia. Pozostali: od 1,5 roku do ośmiu lat. W tym gronie był kolejny pięściarz - Aleksander N. - również mistrz Polski. Wszyscy byli związani z jedną z legend polskiego sportu, Gwardią Wrocław.
Rok później Sąd Najwyższy wyrok unieważnił i przekazał do ponownego rozpatrzenia. Okazało się, że adwokat jednego z oskarżonych był aplikantem pierwszego roku i nie miał prawa do stawania przed sądem okręgowym (ma je dopiero aplikant trzeciego roku). Z tego powodu setki tomów akt, które powstały podczas wieloletniego procesu, można było wyrzucić do kosza na śmieci. Teraz trwa ponowne przygotowanie całej dokumentacji.
A w międzyczasie Stanisław S. wygrał w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, o czym napisaliśmy na początku tego artykułu.
To miał być przekręt życia
Jak to w ogóle się stało, że Stanisław S. i Piotr T. wpadli w ręce wymiaru sprawiedliwości? Pytanie o tyle zasadne, iż byli pięściarze korumpowali policjantów, proponując im darmowe wizyty w swojej agencji towarzyskiej, w zamian za przymykanie oczu na ich narkobiznes. Działali jednak na rynku międzynarodowym.
Nie zdawali sobie nawet sprawy, że od kilku lat byli na celowniku amerykańskich i austriackich służb specjalnych. Często w Wiedniu organizowali narady, spotykali się z holenderskimi dostawcami. Dlatego Austriacy postanowili ich rozpracować, a o pomoc zwrócili się do USA. Wiele miesięcy mrówczej pracy, przygotowań, zbierania materiałów dowodowych, aż w końcu byli pięściarze przyjęli zlecenie na przemyt miliona tabletek ekstazy (w przeliczeniu, o wartości 4,5 mln zł). - To miał być największy przekręt w ich historii i przepustka do międzynarodowej gangsterki. Bo Stanisław S. i Piotr T. marzyli o opuszczeniu Polski. Chcieli handlować narkotykami w Holandii, Niemczech, Francji, nawet i Stanach Zjednoczonych. Nie widzieli granic - to słowa jednego ze świadków.
Nie wiedzieli, że przemyt był prowokacją służb specjalnych. Zostali aresztowani w Wiedniu, w pokojowym hotelu, na gorącym uczynku. - To sportowcy? Mistrzowie Polski? - dziwili się członkowie amerykańsko-austriackiego zespołu. - Powinni teraz siedzieć na sali treningowej z młodzieżą i uczyć rzemiosła bokserskiego. A nie truć nastolatków tym śmiercionośnym świństwem.