Ewa Brodnicka (10-0, 2 KO) pozostaje niepokonana na zawodowych ringach, a w swoim dorobku ma m.in. tytuł mistrzyni Europy w wadze lekkiej. W sobotę skrzyżuje rękawice z Włoszką Anitą Torti w obronie pasa podczas gali Polsat Boxing Night Adamek vs. Molina.
Piotr Jagiełło: Domyślam się, że podczas przygotowań do gali Polsat Boxing Night lekko nie było?
Ewa Brodnicka: Nie było lekko, ostatni mocny trening miałam w Wielką Sobotę. Przygotowywałam się w Niemczech, spędziłam tam dwa tygodnie. Był ze mną trener od przygotowania fizycznego, Przemysław Kantorowski. Bywało tak, że rano toczyłam twarde sparingi, a popołudniu był czas na poprawę wytrzymałości. Trenerzy dali mi popalić! Trafił się również wyjazd na obóz na Majorkę, tam jednak nie sparowałam, a pracowałam z trenerem Dominikiem Junge na tarczach. Zmieniliśmy klimat. W czasie treningu towarzyszyły nam piękne widoki i mocne słońce.
Trening, który okazał się jednocześnie odskocznią?
- Zgadza się. Trener Junge musiał pojechać na Majorkę, gdzie odbywało się spotkanie Niemieckiej Federacji Bokserskiej. Pierwszy raz zorganizowali takie wydarzenie na wyjeździe. Była taka możliwość, więc z przyjemnością tam się wybrałam. Przyjemne z pożytecznym.
Święta Wielkanocne były zapewne dla pani wyjątkowe? Nie było czasu na spotkania z rodziną, na wspólne spędzanie czasu, tylko ciężkie treningi?
- W Wielką Niedzielę miałam jeszcze trening. W Niemczech nie ma znaczenia, czy są święta, weekend, trzeba ciężko pracować. Więcej luzu miałam zawsze w poniedziałki i czwartki, bowiem przygotowywałam się w następującym systemie - dwa dni, po dwa treningi dziennie i przerwa, następnie trzy dni i przerwa. Taki układ świetnie się sprawdza, wcześniej, jak trenowałem po pięć-sześć dni z rzędu, byłam zmęczona nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. W poniedziałek rodzice mieli do mnie przyjechać, natomiast mama jest lekko przeziębiona. Bardzo szanują mój sposób życia i mama powiedziała "Niestety kochanie, w tej sytuacji nie możemy cię odwiedzić, żeby nie osłabić twojego organizmu". Zabawna sytuacja miała miejsce po treningu w Wielką Niedzielę. Trener pojechał do rodziny, a ja wybrałam się na obiad do restauracji. Byłam ubrana w dres Batmana...
Sytuacja analogiczna do Tysona Fury'ego i jego kreacji podczas konferencji prasowej przed walką z Władimirem Kliczką.
- Dokładnie, to mój ulubiony dres! Bardzo przyjemna włoska restauracja prowadzona przez sympatycznych Greków, wokół mnóstwo ludzi, wszyscy ładnie poubierani, a ja w dresie - czułam na sobie wzrok innych. Są święta, a przez ciężką pracę można, jak widać, o tym zapomnieć.
Jak wyglądały przygotowania do sobotniej walki z Anitą Torti pod kątem sparingów?
- Była okazja, żeby sprawdzić swoją formę i umiejętności. Jeszcze w Polsce trenowałam z Robertem Złotkowskim przez dwa tygodnie (Złotkowski to były trener Przemysława Salety, a także "stójkowy" konsultant Mariusza Pudzianowskiego przyp. red.), to jest mój drugi trener bokserski, z którym podtrzymuję formę i założenia taktyczne nakreślone przez Dominika Junge. Robert próbuje wpleść w mój boks swoje akcje, które też mi się podobają, wyciągając ze mnie to, co najlepsze. Najtrudniejsze sparingi stoczyłam w Polsce, bo mierzyłam się z mężczyznami. Nie byli to przypadkowi zawodnicy, tylko prawdziwi sportowcy i dużo mi pomogli. Była różnica siły, ale wydolnościowo, a to jest mój konik, czułam się na równi z facetami. Miałam również jedną sparingpartnerkę, rok temu toczyłyśmy ciężkie boje, a w tym roku totalnie ją zdominowałam, bawiłam się - była liczona po ciosie na wątrobę, także po prawym prostym. Treningi wyszły świetnie. Zaznaczmy, że nie chcę być jednak mistrzynią sparingów, najlepszy boks mam pokazać w walce.
Na kolejnej stronie przeczytasz o konflikcie z Ewą Piątkowską. "Nie było żadnej reżyserii".
[nextpage]Piotr Jagiełło: Mężczyźni nie mieli oporów podczas wspólnych treningów, czy po prostu zakładacie kaski i nie ma mowy o taryfie ulgowej?
Ewa Brodnicka: Boksowałam m.in. z pięściarzem z Białorusi, który nie jest typem "punchera", a technikiem i nie miał żadnych oporów. Walczyliśmy po sześć rund, był jak robot - cały czas zadawał ciosy i dawałam sobie radę. Jak trafiłam, to natychmiast chciał oddać, więc nie można powiedzieć, że mężczyźni nie boksują ze mną na sto procent. Sytuacja wygląda nieco inaczej, gdy jest wyraźna różnica wagi, wtedy odbywamy trening techniczny.
Zobacz wideo: Bardzo ostre słowa Mateusza Borka. "Jestem załamany"
Przypuszczała pani, że po trzech latach zawodowej kariery i debiucie na kameralnej gali w Pionkach będzie w tym miejscu, w którym jest obecnie? Na koncie tytuł mistrzyni Europy, zwycięstwo z Ewą Piątkowską na gali Polsat Boxing Night i kolejny pojedynek na imprezie tej rangi.
- Teraz kariera rozwija się prawidłowo, na samym początku było jednak nieco inaczej. W 2013 roku stoczyłam dwa pojedynki, w dodatku sama sobie za nie płaciłam. Pożyczałam pieniądze, to nie było wtedy spełnienie marzeń. Gala w Pionkach faktycznie była kameralna, ale dla mnie to było duże wydarzenie. W głębi duszy zawsze marzyłam o tym, żeby walczyć na dużych galach i to pragnienie się spełniło. Jest ten czas, w którym czuję bum na sport kobiecy. Chociażby przykład Joanny Jędrzejczyk, bardzo popularnej w UFC. W Polsce ludzie zaczęli się interesować boksem kobiet, promowałyśmy tę dyscyplinę wraz z Ewą Piątkowską poprzez naszą niechęć do siebie. Kiedyś byłyśmy koleżankami, lubiłyśmy się, ale po latach sytuacja się zmieniła. Przez tę wrogość zrobiłyśmy jednak coś dobrego dla boksu.
Pamiętamy doskonale ostre wymiany zdań przed waszym pojedynkiem na wcześniejszej gali Polsat Boxing Night. To była i jest szczera niechęć, czy atmosfera była specjalnie podgrzewana na potrzeby mediów?
- Nie, to nie była sytuacja "pompowana". Często się zdarza, że walczysz z przeciwniczką, której nawet nie znasz, a uprawiasz tak zwany "trash-talking" (śmieciowe gadanie). Tu nie było żadnej reżyserii, życiowa historia, na podstawie której można by było nakręcić zapewne niezły film. My się naprawdę kumplowałyśmy, ona przychodziła do mnie na parapetówkę, spotykałyśmy się poza salą, przecież przez tyle lat razem trenowałyśmy.
Pamiętam galę w Radomiu, pani boksowała z Klaudią Szymczak, a Ewa Piątkowska z Pavlą Votavovą z Czech. Było miło i przyjemnie, wzajemnie wspierałyście się.
- Kibicowałyśmy sobie. Pamiętam, jak załatwiałam pieniądze na przeciwniczkę dla Piątkowskiej, rozmawiałam wtedy z promotorem Mariuszem Grabowskim na ten temat i udało się. Szkoda, że ta historia z przyjaźnią tak się zakończyła, nie lubię takiego finału. Przez to co prawda wypromowałyśmy boks kobiet, ale nie jestem z tego dumna.
O popularności Joanny Jędrzejczyk i bójce z mężczyzną przeczytasz na kolejnej stronie.
[nextpage]Wspominała pani wcześniej o Joannie Jędrzejczyk, która stała się gwiazdą federacji UFC nie tylko w Polsce i Europie, ale na całym świecie. Zapewne z tego powodu duma rozpiera każdą Polkę, która zajmuje się sportami walki? Zastanawiam się też, czy można wyciągnąć coś dla siebie z tej historii?
- Mam do powiedzenia tyle dobrych słów o Joasi! Jędrzejczyk jest znana praktycznie wszędzie, rozpiera mnie duma. W ubiegłym roku byłam w Las Vegas, wchodzimy do jednego ze sklepów, a tam… koszulki z podobizną naszej zawodniczki. Ludzie miło się wypowiadają na jej temat, sam pan wie, że to świetna dziewczyna. Jest przykładem tego, żeby nie porzucać swoich marzeń. Przecież w pewnym momencie miała rezygnować z MMA, aż nagle przyszła propozycja z UFC. Sama po sobie wiem, jak to jest, bo wiele razy myślałam o tym, żeby odstawić boks. Pojawiało się zwątpienie - brak walk, finanse, a na co dzień ciężkie treningi. Utożsamiam się z tą historią. Jędrzejczyk pokazała, że kobieta może się odnaleźć w tym męskim sporcie. Potem za tym śladem poszła telewizja Polsat, która powiedziała zdecydowanie "nie" dyskryminacji kobiet w boksie zawodowym. Zrobił to również Mariusz Grabowski z grupy Tymex Boxing Promotion. Wcześniej była straszna nierówność… Dzięki temu wszystkiemu wróciłyśmy na salony! Wraz z Ewą Piątkowską jako pierwsze kobiety wystąpiłyśmy na gali Polsat Boxing Night, a słyszałam nawet głosy, że uratowałyśmy tę imprezę, bo było duże zainteresowanie naszą potyczką.
Zupełnie z innej beczki, zna się pani na prawie karnym?
- Na prawie karnym? Nie do końca...
Zmierzam do tego, że pani sobotnia rywalka, Włoszka Anita Torti, z zawodu jest prawniczką.
- Myślałam, że może chodzi o sytuację sprzed dziesięciu lat, gdy miałam bójkę w klubie z mężczyzną. Minęło tyle lat, sprawa została dawno zapomniana. Wiem, że Torti jest prawniczką, ale w ringu argumenty słowne nie będą miały żadnego znaczenia. Przemawiać będą nasze pięści, odpowiednio dobrana taktyka, szybkość, wytrzymałość i atuty bokserskie. Między linami sztuczki prawnicze jej nie pomogą. Wiem dużo na jej temat, widziałem walki z jej udziałem. Mamy dobrze ułożony plan taktyczny, wiemy, że chętnie pójdzie na wymiany, jest chaotyczna, przez co nie jest łatwo ją okiełznać.
10 marca Torti świętowała czterdzieste urodziny. Pani w jej wieku będzie dalej boksowała?
- Nie żartujmy! Zostawię pole do popisu młodszym zawodniczkom. W tym momencie mam 31 lat i zakładam, że maksymalnie powalczę do 35. roku życia. Późno zaczęłam boksować, jak miałam 21 lat. Bernard Hopkins zaczął mając 23 lata, a jest najstarszym mistrzem świata w historii tego sportu (dokonał tego w 2011 roku, w wieku 46 lat i 126 dni przyp.red.). Nie chciałabym odkładać decyzji o zakończeniu kariery. Mam wokół siebie osoby mnie kochające, które podpowiedzą mi kiedy przyjdzie czas pożegnania, bo bywa tak, że zawodnik nie potrafi obiektywnie ocenić sytuacji. Mam nadzieję, że będę mądra i przebiegła jak Floyd Mayweather Junior i zawieszę rękawice na kołku w odpowiednim momencie.
Ostatni pojedynek z pani udziałem nie był wyjątkowym widowiskiem. Zwycięstwo nad Elfi Philips, zdobycie tytułu mistrzyni Europy, ale fajerwerków zabrakło. W sobotę presja będzie większa, żeby pokazać kibicom inny, ciekawszy boks?
- Jasne! Na sparingach zwracałam na to uwagę, żeby nie klinczować. Szczerze powiem, że odrobinę mnie to denerwuje, bo klincz jest przecież elementem walki. W sobotę będzie regularna bitwa pozbawiona trzymania. Przepracowałam dwa miesiące z myślą o tym, żeby zwiększyć swoje umiejętności i dobrze odnajdywać się zarówno w półdystansie, jak również w długim dystansie. Philips była bardzo, bardzo trudną przeciwniczką, stawiała na nieustanną presję i trudno było trzymać się od niej z daleka. W sobotę chciałabym stoczyć pojedynek cios za cios, ząb za ząb. Nie zamierzam się tłumaczyć, ale do tamtej potyczki trenowałam w Las Vegas, w innej strefie czasowej, i po powrocie był kłopot z przestawieniem się.
Rozmawiał: Piotr Jagiełło