W grudniu ubiegłego roku w organizmie Aleksandra Powietkina, mistrza olimpijskiego z Aten, wykryto zakazaną ostarynę. Skandal był gigantyczny, bowiem kilkanaście godzin po wykryciu dopingu Rosjanin zameldował się w ringu i ciężko znokautował Francuza Johanna Duhaupasa. Pierwotnie miał rywalizować o pas mistrzowski WBC, ale pojedynek z Bermane Stivernem został odwołany przez federację World Boxing Council.
Badanie próbki B, czego należało się spodziewać, potwierdziło nielegalne substancje w organizmie "Rycerza". Promotor Powietkina, Andriej Riabiński zdradził, że "niezależne laboratorium w Lozannie" wykazało wynik negatywny (brak dopingu). Denis Lebiediew wietrzy spisek.
- Jestem pewny, że "Sasza" (Powietkin) niczego nie brał. Wokół tej sprawy krążą dziwne historie. Otwarcie próbki B nie udowadnia, że jest on winny. W głębi serca spodziewałem się takiego wyniku, bo jego wrogowie już za pierwszym razem sprawili, że wynik był pozytywny. Wiadomo, że i druga próbka będzie zanieczyszczona - powiedział 37-latek, który w ubiegłym roku przegrał z Muratem Gassijewem.
Przypomnijmy, że to druga dopingowa wpadka Powietkina w ostatnim czasie. Wcześniej został przyłapany na stosowaniu meldonium.
ZOBACZ WIDEO "Juras" wraca do klatki!