- Ktoś zginie w ringu 4 listopada, obiecuję! - zapowiedział Deontay Wilder przed sobotnią walką z Bermane Stivernem w Nowym Jorku. - Pierwszym razem zabrałem mu kawałek życia, ale teraz zakończę jego życie - dodał "Bronze Bomber".
Mistrz świata WBC wagi ciężkiej jest podwójnie zmotywowany przed pojedynkiem z obowiązkowym pretendentem do tytułu z Kanady, ponieważ w ich wcześniejszej konfrontacji - w styczniu 2015 r. - o wyniku decydowali sędziowie punktowi (jednogłośnie na punkty zwyciężył wówczas Wilder).
Taka sytuacja zdarzyła się Amerykaninowi tylko raz w karierze, 37 pozostałych potyczek (z 38) zwyciężał bowiem przed czasem. - Stiverne jest jedynym pięściarzem, którego "Bronze Bomber" nie zdołał znokautować w ringu. Tym razem czempion WBC zrobi wszystko, żeby "wykończyć" rywala przed czasem - zakomunikował "tmz.com".
Deontay Wilder Promises Murder in the Ring, 'I'ma End His Life' https://t.co/7C5Nnsxf8m
— TMZ (@TMZ) 3 listopada 2017
32-letni Wilder niedawno ogłosił, że w przypadku porażki ze Stivernem, odejdzie z boksu i rozpocznie karierę zawodnika MMA. - Jeśli on mnie zdoła pokonać, to odejdę. Nawet nie będę żałował, bo i tak wszyscy mnie unikają. Najlepsi pięściarze nie chcą ze mną walczyć. Jeśli przegram, to boks dla mnie przestaje istnieć. Przejdę wtedy do MMA lub gdzie indziej - powiedział.
ZOBACZ WIDEO Celtic Gladiator 15: Albert Jarzębak przed sobotnią galą