Porażka Artura Szpilki z Adamem Kownackim była prawdziwą sensacją. Powracający na ring po ponad 18 miesiącach bokser z Wieliczki miał ponownie wejść na zwycięską ścieżkę po przegranej walce z Deontay'em Wilderem, a poległ ze skazywanym na pożarcie "Baby Face'em". Szpilka na deski padł w czwartej rundzie pojedynku, po nawałnicy ciosów Kownackiego.
- Byłem w depresji, ciężko było mi z niej wyjść. Gdyby nie Kamila (Wybrańczyk, narzeczona Szpilki - dop. red.) i moje pieski, to nie wiem, co bym robił. Łapałem się wszystkiego, co mogłem. Myślałem już o KSW, chciałem chodzić na grzyby. Dla pięściarzy wszystko wygląda fajnie, gdy się wygrywa. Gdy się przegrywa, zostaje się samemu w domu - mówił Szpilka podczas konferencji przed "Narodową Galą Boksu" na PGE Narodowym w Warszawie.
Największym wsparciem dla 28-latka była jego narzeczona, choć metody stosowane przez Kamilę Wybrańczyk niektórych mogłyby jeszcze bardziej zdołować. - Nigdy nie zapomnę tego, gdy Kamila już nie chciała na mnie patrzeć, chodziła na jiu-jitsu, wychodzi z domu, ja leżę w łóżku i ryczę jak małe dziecko, a ona do mnie "wychodzę z domu, bekso". Zacząłem piszczeć, Kamila trzasnęła drzwiami. Po pięciu minutach
stwierdziłem, że tak nie może być - wspominał Szpilka.
Najbliższym rywalem Szpilki będzie Dominick Guinn. 42-letni Amerykanin w swojej karierze jeszcze nigdy nie przegrał przed czasem. Walka Szpilka - Guinn odbędzie się na PGE Narodowym 25 maja.
ZOBACZ WIDEO Dziennikarze podsumowują mecz Polski z Koręą. "To rywale mają problem"