W tym artykule dowiesz się o:
"Kownacki? To nie mój poziom"
- Co w ogóle da mi zwycięstwo nad kimś takim, jak Kownacki? Przecież wiadomo, że wygram. To nie mój poziom - mówił jeszcze kilka tygodni przed podpisaniem kontraktu na pojedynek z Adamem Kownackim Artur Szpilka. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała pięściarza, który w 2016 roku przegrał przez ciężki nokaut z Deontayem Wilderem. Niepokonany "Baby Face" rozprawił się ze "Szpilą" w 4. rundzie, stawiając duży znak zapytania przed dalszą karierą przegranego.
Szpilka legitymuje się teraz bilansem 20 zwycięstw (15 przez nokaut) i 3 porażek (3 przez nokaut). Wygląda na to, że amerykański sen został przerwany i teraz musi podjąć być może kluczową decyzję w kontekście kolejnych lat w sporcie. Prawdopodobny wydaje się więc powrót do Polski po kilku latach przerwy i toczenie kolejnych pojedynków w ojczyźnie.
W kraju czeka na niego dwóch przeciwników, z którymi miał przed laty poważny konflikt, a to oczywiście wygenerowałoby wielkie zainteresowanie publiczności.
Powrót do Polski
Jeżeli Szpilka zdecyduje się wrócić ze Stanów Zjednoczonych do Polski i poszukać głośnych pojedynków w ojczyźnie, na myśl przychodzą od razu dwa nazwiska. Krzysztof Zimnoch od dłuższego czasu wyczekuje na ten pojedynek, który pierwotnie miał się odbyć w lutym 2013 roku. Panowie ostatecznie w ringu nie stanęli, choć pierwsze ciosy zdążyli wymienić na konferencji prasowej. "Jesteś roz***. Zabiję cię ku*** na tym ringu, pajacu! Zrobię ci dziecko!" - krzyczał w amoku Szpilka do niedoszłego pretendenta.
I choć wydawało się do niedawna, że takie starcie Szpilce nie jest potrzebne, teraz nastąpił niespodziewany paradoks. W tej chwili to Zimnochowi sportowo taki bój nie daje wiele, jednak w grę wchodziłyby z pewnością duże pieniądze. Za porażkę z Kownackim Szpilka zarobił ponad pół miliona złotych.
Druga z opcji to konfrontacja z Krzysztofem Włodarczykiem, która również byłaby nacechowana gigantycznymi emocjami. "Diablo" i "Szpila" nie znoszą się ze wzajemnością, a eskalacja tego konfliktu nastąpiła w 2015 roku. Wtedy to krewcy pięściarze stoczyli ze sobą walkę, jednak poza kamerami. Do starcia doszło w sali treningowej, a niechęć trwa do dzisiaj.
Póki co Włodarczyk ma inne plany i niebawem przystąpi do startu w elitarnym turnieju World Boxing Super Series. Jeżeli jednak nie powiedzie mu się w tych rozgrywkach i nie zdoła pokonać Murata Gassijewa, temat może błyskawicznie odżyć.
Kolejną z opcji, choć to krok niezbyt popularny, jest zmiana kategorii wagowej na lżejszą.
Szpilka wróci do korzeni?
Szpilka zawodową karierę rozpoczął w 2008 roku. Ważył wtedy dokładnie 90.1 kg i był pełnoprawnym pięściarzem kategorii junior ciężkiej. Przejście do królewskiej dywizji wagowej nastąpiło dopiero po odsiadce w zakładzie karnym.
We wrześniu ubiegłego roku "Szpila" zaczął się publicznie zastanawiać nad zmianą kategorii wagowej i powrotem do dywizji cruiser. Wielu wtedy ze zdziwieniem odebrało te informacje, teraz mogą one nabrać jednak większego sensu. W starciu z "Baby Facem" Szpilka ważył dokładnie 102.1 kg. To oznacza, że do osiągnięcia limitu lżejszej wagi brakuje mu 11.4 kg. Z jednej strony to dużo, z drugiej przy odpowiedniej rygorystycznej diecie i suplementacji jest to jak najbardziej możliwe.
- Myślę, że stoczę jeszcze dwie walki w ciężkiej i prawdopodobnie zejdę do cruiser. W tej wadze będę koniem, zawsze czułem się w niej najlepiej - mówił przed rokiem w rozmowie z ringpolska.pl.
Z kolei jego promotor Andrzej Wasilewski w rozmowie z Interia.pl twierdził nawet, że Szpilka mógłby uporać się z królem tego limitu, Ołeksandrem Usykiem.
- Moim zdaniem, jeśli Artur nie straciłby argumentów, które w tej chwili posiada, byłby niekwestionowanie najlepszym cruiserem na świecie. Widzę go, jako absolutnego zwycięzcę walki z Ołeksandrem Usykiem - oceniał Wasilewski.
Pojawiają się także opinie, że Szpilka przede wszystkim powinien zmienić otoczenie i trenera.
Pod skrzydła dawnego trenera?
W walce z Kownackim Szpilka popełnił kanonadę starych błędów, włącznie z grzechami najcięższymi. Wdawanie się w bijatykę z silniejszym rywalem, brak dynamicznej pracy nóg i zostawanie przy linach. Być może amerykański trener Ronnie Shields - dawny opiekun Mike'a Tysona i Evandera Holyfielda - nie potrafił dotrzeć do swojego podopiecznego i nakierować go na właściwe tory realizacji taktyki.
- U Artura wróciły stare nawyki, zwłaszcza przy zadawaniu ciosu podbródkowego. Wtedy się prostuje, a jest to bardzo niebezpieczne - komentował w rozmowie z nami inny polski bokser wagi ciężkiej, Izu Ugonoh.
Zdaniem części obserwatorów, Szpilka powinien zmienić sztab szkoleniowy. Sięgnięcie po innego trenera ze Stanów Zjednoczonych? Alternatywą jest także powrót pod skrzydła Fiodora Łapina, z którym przez lata trenował w Polsce.
Poza funkcją głównego szkoleniowca należy też pochylić się nad aspektem mentalnym.
- Szpilka zamiast bronić się, uciekać i podnieść gardę, to opuszcza ręce i nadstawia głowę do bicia. To jest sprawa dla psychologa sportowego - mówiła nam mistrzyni świata WBC Ewa Piątkowska.
Sam Szpilka kilka miesięcy temu nie wykluczał także, iż w przyszłości może spróbować swoich sił w formule MMA. Martin Lewandowski z KSW chętnie zobaczyłby pięściarza w swojej federacji.
KSW rozmawiało ze Szpilką
- Teraz myślę na sto procent o boksie, ale jeżeli trafiłaby się okazja do walki w MMA, to czemu nie? Jakby była fajna propozycja, to z przyjemnością skopałbym komuś tyłek - tak jeszcze w lutym Szpilka mówił o ewentualnych startach w mieszanych sztukach walki w rozmowie z ringpolska.pl. Temat był wyjątkowo nośny w mediach, choć wtedy traktowano te słowa z przymrużeniem oka.
Szef federacji KSW Martin Lewandowski w czerwcu gościł w programie "Sektor Gości" naszego redakcyjnego kolegi Michała Bugno. I przyznał wtedy, że rozmawiał nawet ze Szpilką o nowym wyzwaniu.
- Cieszę się, że stajemy się pożądanym miejscem pracy. Chyba jesteśmy więc dobrym płatnikiem. Oczywiście, wyobrażam sobie Szpilkę w KSW. Nawet miałem okazję rozmawiać z nim na ten temat. Artur ma jeszcze dużo do zrobienia w boksie, pewna presja społeczna nie pozwoli mu na razie odejść z boksu - mówił Lewandowski. Jednak sytuacja po sobocie się zmieniła.
W czym tkwi ringowy problem Artura Szpilki?
Szczęka problemem?
W czerwcu 2012 roku "Szpila" w łódzkiej Atlas Arenie zmierzył się z amerykańskim weteranem Jameelem McClinem. Wygrał wtedy jednogłośną decyzją sędziów, ale po drodze doznał złamania szczęki w dwóch miejscach. Wcześniej stykałem się z opiniami mówiącymi o tym, że taki uraz potrafi wyjątkowo negatywnie wpłynąć na przyszłość pięściarza rywalizującego w najcięższej dywizji wagowej. Niektórzy mówili wprost "Złamana szczęka w wadze ciężkiej to tragedia".
Odporność na ciosy staje się problemem Szpilki. Pamiętamy przecież wizyty na deskach w starciach z Mike Mollo, choć tamte boje kończyły się pięknymi wiktoriami Polaka. Bez wątpienia piętno na psychice boksera odcisnął straszny nokaut z rąk Deontaya Wildera ze stycznia 2016 roku.
- Wiedzieliśmy, że Szpilka nie słynie z mocnej szczęki, a po nokaucie z rąk Wildera można się było spodziewać, że sytuacja się jeszcze pogorszyła. To była tragedia w jego wykonaniu - mówi wprost Ewa Piątkowska.
Z kolei Izu Ugonoh apeluje o chwile spokoju, przegrany potrzebuje czasu do namysłu.
- Przede wszystkim, trzeba dać chłopakowi odpocząć. Artur musi podjąć decyzję, co dalej ze sobą zrobić. Ja jestem daleki od tego, żeby komukolwiek kończyć karierę. To jest taka sytuacja, w której zawodnik musi się zastanowić nad samym sobą i odpowiedzieć na pytanie: "Czy ma to sens?" - dodał w rozmowie z WP SportoweFakty Polak.
ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka: Nie wiem, co będzie dalej (WIDEO)