#DzialoSieWSporcie. Po pół wieku Polska reprezentacja zostaje oddana w obce ręce

Getty Images / Jamie McDonald / Na zdjęciu: Leo Beenhakker
Getty Images / Jamie McDonald / Na zdjęciu: Leo Beenhakker

Dla Michała Listkiewicza sprawa jest jasna. Teraz albo nigdy. Pomimo braku akceptacji ze strony uznanych polskich szkoleniowców decyduje się powierzyć kadrę przybyszowi z zagranicy. To pierwszy taki ruch od niemal 50 lat.

To nie jest łatwy czas reprezentacji Polski. Po kompromitacji na mundialu w Niemczech wszyscy domagają się głowy Pawła Janasa. - Moim zdaniem Paweł mógł kontynuować pracę. Jednak wiadomo, sytuacja była skomplikowana, były naciski polityczne, medialne i ze strony kibiców - wspomina po latach ówczesny prezes PZPN, Michał Listkiewicz. Wówczas jednak nie ma wyboru. Janas zostaje zwolniony, a jego miejsce oficjalnie zajmuje były trener m.in. Realu Madryt - Leo Beenhakker. Jest 11 lipca 2006 roku.

Zatrudnienie Holendra nie było jednak ani sprawą oczywistą, ani łatwą do przeprowadzenia. W Polsce bowiem panował kult rodzimej myśli szkoleniowej. Po raz ostatni najważniejszą drużynę w kraju powierzono w "obce" ręce w 1959 roku, gdy kadrę na rok przejął Jean Prouff.

Pomogło Tyskie

- Nie ukrywam, że bardziej poparli mnie członkowie zarządu, którzy nie byli trenerami. Natomiast ludzie, których bardzo cenię, jak Henryk Apostel czy Andrzej Strejlau, byli dość sceptyczni odnośnie tego pomysłu. Pytali: "A co to, w Polsce nie mamy trenerów?". I tak dalej, takie mocno patriotyczne podejście - mówi nam Michał Listkiewicz, który zadecydował o zatrudnieniu Beenhakkera.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Mario Balotelli znów zaskoczył swoich fanów! Zupełnie nowa fryzura

Nie pomagały także wysokie oczekiwania finansowe Holendra. - Wymagało to rozmów z ówczesnym sponsorem reprezentacji, czyli browarem Tyskie, który wziął na siebie połowę pensji Leo. I choć jak na niego to nie były zarobki astronomiczne, to dla nas było to dużo. Gdy jednak kwestia finansów została załatwiona, to też pomogło w przekonywaniu zarządu - zdradza Listkiewicz.

Ówczesny prezes PZPN-u bardzo szybko "zakochał się" jednak w Leo i ani myślał ulegać sugestiom zarządu związku. Po raz pierwszy spotkał się z przyszłym selekcjonerem jeszcze w czasie mundialu.

- Od razu zobaczyłem, że to trener wielkiego kalibru, z ogromną charyzmą. Roztoczył taką wizję, że ta reprezentacja naprawdę może zacząć osiągać dużo lepsze wyniki. Stwierdziłem, że to jest ten moment, albo teraz trener zagraniczny, albo nigdy. Wówczas bowiem była taka mentalność. Polscy trenerzy nie byli zbyt ufni - mówi Listkiewicz.

"Otworzył piłkarzom głowy"

Warto tutaj podkreślić wymóg stawiany przez Holendra. Beenhakkerowi bowiem przede wszystkim zależało, by najpierw związek załatwił wszystko z jego poprzednikiem. I to załatwił w sposób elegancki. - To był właśnie jeden z jego warunków. Etyka zawodowa nie pozwalała mu, by było tak, że on powoduje czyjeś zwolnienie - mówi Listkiewicz. - Forma przekazania pałeczki była niespotykana w historii polskiej piłki. Na konferencji prasowej Leo publicznie podziękował Pawłowi, wyściskali się, wszystko odbyło się w koleżeńskiej atmosferze - podkreśla.

Jakże kontrastuje to z tym, jak później został z Polski pogoniony sam Leo. O jego zwolnieniu Grzegorz Lato poinformował kilka chwil po przegranym meczu ze Słowenią przed kamerami telewizyjnymi. - To był ostatni mecz Leo Beenhakkera w roli selekcjonera reprezentacji Polski - wypalił Lato. - Decyzja została podjęta. W przyszłym tygodniu dopełnimy formalności - dodał.

Dziś jednak Michał Listkiewicz nie ma wątpliwości - decyzja o zatrudnieniu Holendra była w 100 procentach słuszna.

- Moim zdaniem, mimo że do dzisiaj wiele osób o Beenhakkerze wyraża się z przekąsem, w tym nasi trenerzy, czy prezes Boniek, to ja osobiście uważam, że był to bardzo dobry ruch. Oczywiście ten późny Beenhakker to już było słabo. Stał się nerwowy, reagował alergiczne na jakąkolwiek krytykę. Ten pierwszy okres jego pracy był jednak doskonały. Nasza kadra zrobiła ogromny skok jakościowy. Przede wszystkim otworzył naszym zawodnikom głowy, oni uwierzyli, że mogą z każdym wygrać, a mecz Polska - Portugalia na Stadionie Śląskim uważam, że był najlepszym meczem w tym stuleciu - mówi były szef PZPN.

Leo Beenhakker poprowadził reprezentację Polski w 47 meczach, z których wygrał 22, 13 zremisował, a 12 przegrał. Jako pierwszy trener wprowadził naszą kadrę na mistrzostwa Europy, z których odpadliśmy już po fazie grupowej.

Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.

Komentarze (0)