Red Bull 111 Megawatt po raz pierwszy zorganizowano w 2014 roku. Impreza stała się na tyle popularna, że trudno wyobrazić sobie kalendarz hard enduro bez zawodów rozgrywanych w kopalni PGE w Kleszczowie. W ten weekend na starcie do wyścigu stanie ponad tysiąc zawodników.
Pierwszą edycję imprezy wygrał Tadeusz Błażusiak, który równocześnie jest jej gospodarzem. Kolejne dwie padły łupem Jonny'ego Walkera. Na liście startowej nie brakuje jednak amatorów. Opłata startowa w tym roku wynosiła ledwie 400 zł, więc nie brakuje śmiałków, którzy chcą się sprawdzić w rywalizacji z najlepszymi zawodnikami hard enduro na świecie.
- Tu trzeba oczywiście rozdzielić amatorów od profesjonalistów. Grupa 25-30 zawodowców startuje we wszystkich najważniejszych wyścigach i w Bełchatowie też nie może ich zabraknąć. Reszta to amatorzy, albo półamatorzy. Wiadomo, że poziom hiszpańskich, czy włoskich zawodników jest nadal trochę wyższy, ale jeśli chodzi o radość z rywalizacji, to tu już Polacy nie mają się czego wstydzić. A w sumie o to przecież chodzi - o frajdę, satysfakcję i uśmiech na motocyklu - twierdzi Błażusiak.
Polski motocyklista zakończył karierę pod koniec 2016 roku. 34-latek ma jednak na swoim występie w podobnych imprezach w wielu krajach świata. - Lista startowa tej edycji Red Bull 111 Megawatt liczy 1000 miejsc i to już jest naprawdę bardzo dobry wynik. W Romaniacs, Minas Riders i Sea To Sky zawodników jest zdecydowanie mniej. Tylko organizatorzy Erzbergu dopuszczają do eliminacji ponad 2000 tysiące uczestników - dodaje były mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 73. Krzysztof Zimnoch: Andrzej Gołota stanowił dla mnie wzór. To wielka postać