Rosja - Czechy od kuchni: Czesi nie wytrzymali

Czescy kibice nie wytrzymali i po trzeciej bramce dla Rosjan zaczęli opuszczać wrocławski stadion. Rosyjscy fani świętowali za to aż czterokrotnie.

Ze sporymi nadziejami przyjechali do Wrocławia czescy kibice. Do stolicy Dolnego Śląska przybyli pociągami, autokarami bądź samochodami. Wielu z nich pojawiło się na wrocławskim rynku, gdzie oczekiwali na otwarcie bram stadionu. Na teren obiektu można było wejść na trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego.

Według szacunków, bilety posiadało około 10 tysięcy Rosjan, siedem tysięcy Czechów i dwanaście tysięcy Polaków. Ci ostatni spieszyli się, aby jak najszybciej być na stadionie, ponieważ na telebimach był pokazywany mecz Polski z Grekami.

Fani biało-czerwonych wraz z kibicami Rosji oraz Czechów kibicowali reprezentacji Franciszka Smudy. Co chwilę było słychać gromkie "Polska, Polska". W przerwie tego pojedynku na murawie pojawili się wodzireje, którzy zaczęli bawić publiczność. Pojawiły się także grupy taneczne. Show przerwano na czas drugiej połowy rozgrywanej w Warszawie.

Kiedy już zakończył się mecz Polski z Grekami nic już nie przeszkadzało fanom, aby skupić się na drugim pojedynku tego dnia. Pierwsi na murawę wyszli Rosjanie, a zaraz po nich Czesi. Ci pierwsi zostali przywitani gwizdami ze strony kibiców Czech oraz Polski. Tymczasem nie dopisała pogoda, bowiem przed rozpoczęciem meczu nad Wrocławiem miało miejsce oberwanie chmury.

Oberwanie chmury przed meczem Rosja - Czechy
Oberwanie chmury przed meczem Rosja - Czechy

Punktualnie o godzinie 20:45 rozpoczął się mecz. Ku zdziwieniu większości dziennikarzy do ataków ruszyli Czesi. Rosjanie bronili się, ale do pewnego momentu. Na lewej flance szalał Andriej Arszawin, lecz to nie on zdobył bramkę na 1:0. Najpierw strzał głową oddał Aleksandr Kierżakow, a do dobitki doszedł Ałan Dzagojew i to on wpisał się na listę strzelców.

Rosjanie grali z rozmachem, płynnie i koronkowo. Z kolei Czesi bardzo powoli przesuwali się do ataku, nie mieli pomysłu na stworzenie ciekawej akcji i często tracili piłkę 25 metrów od bramki rywali. Dziewięć minut po pierwszym golu padł kolejny. Tym razem Roman Szyrokow podciął piłkę nad Petrem Cechem i było jasne - Rosjanie są w dobrej formie, a wygrana 3:0 nad Włochami wcale nie była dziełem przypadku.

Na trybunach trwała fiesta rosyjskich kibiców. Tak bardzo cieszyli się z prowadzenia, że nie murawie wylądowała raca. Pojedynek trzeba było przerwać na chwilę. To oni także zainicjonowali meksykańską falę, ale gdy ta dochodziła do sporego czeskiego sektora, nie była kontynuowana przez tychże kibiców. To wprawiało we wściekłość rosyjskich fanów, którzy głośno gwizdali. Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie.

Czesi głośniejsi zrobili się po zmianie stron, gdy Vaclav Pilar zdobył kontaktowego gola. Michal Bilek i spółka uwierzyli, że są w stanie zdobyć kolejną bramkę i wrócić do gry. Tymczasem to Rosjanie 11 minut przed końcem podwyższyli prowadzenie za sprawą Dzagojewa. Część czeskich kibiców zaczęła opuszczać stadion, a chwilę później dobił ich rezerwowy Roman Pawluczenko.

Rosjanie wygrali 4:1, chociaż mogli dużo wyżej. Byli zdecydowani lepsi od Czechów, którzy zawiedli na całej linii. - W 15. minucie straciliśmy piłkę, rywale przeprowadzili kontratak i zdobyli bramkę. Po przerwie staraliśmy się zmienić wynik i udało nam się zdobyć bramkę, ale potem przytrafiła się nam kolejna strata piłki i w efekcie padały kolejne gole dla Rosji. Popełniliśmy zbyt dużo błędów, a rywal nas za to ukarał - przyznał po spotkaniu selekcjoner Czechów.

Natomiast Dick Advocaat żałował, że jego podopieczni nie wykorzystali wszystkich okazji strzeleckich. - Powinniśmy jednak zdobyć więcej goli. Tak naprawdę ruszyliśmy do ataku dopiero przy stanie 2:1 i być może inny rywal byłby w stanie nawet wyrównać. Ostatecznie jesteśmy jednak zadowoleni - podsumował Holender.

Z Wrocławia,
Bartosz Zimkowski

Źródło artykułu: