8 czerwca 2008 roku. Hypo-Arena w Klagenfurcie. Na oczach 30 tysięcy kibiców pisze się historia. Swój debiutancki mecz w europejskim czempionacie rozgrywa reprezentacja Polski. Na dzień dobry, przed podopiecznymi Leo Beenhakkera, arcytrudne zadanie - mecz z kadrą Niemiec.
Początek układa się jednak obiecująco. Już w 1. minucie niezłą okazję na zdobycie bramki marnuje Jacek Krzynówek. Napór naszej kadry trwa jednak zaledwie kilka chwil. Niemcy już po kilkunastu minutach są bliscy otwarcia wyniku, jednak Mario Gomez nie sięga piłki, która przelatuje przed pustą bramką Artura Boruca.
Jak jednak mówi przysłowie - co się odwlecze, to nie uciecze. W 20. minucie, w efekcie nieudolnej próby pułapki ofsajdowej, po dobrym podaniu od Gomeza, za linię obrony przedostaje się Miroslav Klose. Urodzony w Opolu napastnik, mając przed sobą tylko Boruca oddaje piłkę Podolskiemu, a ten pewnie pakuje ją do siatki.
ZOBACZ WIDEO: Jaka będzie przyszłość Grzegorza Krychowiaka? "Ma określoną renomę w Europie i może grać w lepszym klubie"
Nasi reprezentanci werwę odzyskują dopiero w drugiej połowie. Sporo ożywienia daje pojawienie się na boisku Rogera Guerreiro, którego tuż przed turniejem naprędce naturalizuje Lech Kaczyński. Po kilkunastu minutach Euzebiusz Smolarek doprowadza nawet do wyrównania, jednak sędzia Tom Henning Ovrebo odgwizduje spalonego.
Ostatecznie reszty złudzeń polskich kibiców w 72. minucie pozbawia Lukas Podolski do spółki z Pawłem Golańskim. Polski defensor popełnia katastrofalny błąd, tracąc piłkę we własnym polu karnym. Ta po chwili trafia na nogę "Poldiego", który pięknym wolejem ustala wynik spotkania na 2:0.
- Jesteśmy rozczarowani. Dobrze rozpoczęliśmy mecz, chcieliśmy nadawać ton grze, jednak nie było to proste z przeciwnikiem grającym na wysokim poziomie. Mieliśmy swoje szanse, w drugiej połowie dominowaliśmy do momentu straty drugiej bramki. O ostatnich 20 minutach można zapomnieć - komentował Leo Beenhakker.
Jednym z bardziej charakterystycznych obrazków po meczu był natomiast Lukas Podolski udzielający wywiadu po polsku, w koszulce naszej reprezentacji. - Mam dużą rodzinę w Polsce, chcieli wszystkie koszulki, no to załatwiłem - mówił napastnik na uwagę dziennikarza, że po meczu wyciągnął z naszej szatni ogrom trykotów.
***
8 czerwca, cztery lata później. W 2012 roku nasi reprezentanci otwierają najważniejszą imprezę piłkarską w historii naszego kraju. Na Stadionie Narodowym, w obecności niemal 57 tysięcy kibiców, rozpoczynają mecz z Grecją.
Kibice zgromadzeni na trybunach nie muszą długo czekać, by wybuchnąć radością. Po upływie zaledwie 17 minut wynik spotkania otwiera Robert Lewandowski, który strzałem głową wykańcza dośrodkowanie Jakuba Błaszczykowskiego.
Sytuacja staje się jeszcze lepsza, gdy tuż przed przerwą, Sokratis Papastatopulos ogląda drugą żółtą, a w efekcie czerwoną, kartkę. W tym momencie wydaje się, że tylko kataklizm może odebrać nam upragnione 3 punkty na start imprezy.
Ten jednak następuje po przerwie. Nieoczekiwanie w 51. minucie wyrównuje Dimitris Salpingidis. To jednak dopiero początek naszych kłopotów. Kilkanaście minut później z boiska z czerwoną kartką wylatuje Wojciech Szczęsny, a zajmujący jego miejsce Przemysław Tytoń z miejsca musi bronić rzut karny. Serca kibiców zamarły.
Ostatecznie jednak golkiper wyczuwa intencje Giorgosa Karagounisa i broni strzał. Dzięki jego interwencji Polacy zaczynają turniej z jednym oczkiem, a sam Tytoń z miejsca staje się bohaterem narodowym. Wynik meczu jest jednak przyjęty ze sporym rozczarowaniem.
- Pozostaje niedosyt, ponieważ prowadziliśmy. Po remisie jesteśmy dalej w grze, mamy jeszcze dwa mecze. Mam nadzieję, że w tych spotkaniach pokażemy, na co nas stać. Wynik mógł być wyższy, mogliśmy prowadzić dwoma, trzema bramkami i wtedy gra wyglądałaby inaczej. Nie myślałem w czasie meczu, że jestem bohaterem. Myślałem, jak podwyższyć wynik. Nie miało to dla mnie znaczenia, czy ja strzeliłem bramkę czy ktoś inny, najważniejsze było prowadzenie - komentował po wszystkim Robert Lewandowski.
- Dobry i jeden punkt. Popełniliśmy parę błędów szczególnie przy straconej bramce. Obrońcy zderzyli się i padł gol. Nie jesteśmy na straconej pozycji, mamy jeszcze dwa spotkania i musimy je wygrać - dodawał ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda.
***
W obu przypadkach naszym kadrowiczom ostatecznie nie udawało się jednak wyjść z grupy. Złą passę przełamała dopiero reprezentacja pod wodzą Adama Nawałki, która w 2016 roku nie tylko rozpoczęła Euro od wygranej 1:0 nad Irlandią Północną, ale swoją przygodę z turniejem zakończyła dopiero na ćwierćfinale odpadając po pamiętnych rzutach karnych z Portugalią.
Czytaj także:
- "Unikalna formacja taktyczna". Anglicy zakpili z reprezentacji Polski
- Selekcjoner Islandii postawi na młodych piłkarzy. "To może być duży przeskok"