Jakub Moder to odkrycie ostatnich miesięcy w polskiej piłce. Jesienią przebił się do "11" drużyny narodowej i za rekordowe w skali PKO Ekstraklasy 11 mln euro przeniósł się z Lecha Poznań do Brighton and Hove Albion FC. To był skok na głęboką wodę, ale 22-letni pomocnik nie utonął. Od marca miał pewne miejsce w składzie drużyny i zbierał dobre recenzje za występy w Premier League.
W rozmowie z WP SportoweFakty mówi o grze w najlepszej lidze świata, nadziejach związanych z Euro 2020 i marcowym golu na Wembley, który w Anglii wypominają mu do dziś. - Teraz moja dziewczyna była na meczu, ochroniarz zapytał jej, czyją jest dziewczyną. Ona powiedziała, że Modera i od razu był komentarz: "To ten, który nam strzelił" - opowiada.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Gdy miał pan 10 lat, dyrektor szkoły w Drawsku napisał w gazecie lokalnej artykuł zatytułowany: "Rośnie nam następca Włodzimierza Lubańskiego". Miał rację?
Jakub Moder, pomocnik Brighton and Hove Albion i reprezentacji Polski: Nie znam za dobrze lat 60. i 70., wychowałem się jako fan Roberta Lewandowskiego, Kuby Błaszczykowskiego. A czy nowy Lubański wyrósł, to odpowiemy po mojej karierze. Na pewno chciałbym zagrać jak najwięcej meczów w kadrze, coś z nią osiągnąć. Euro jest już dobrą okazją, żeby coś dużego wywalczyć. Stać nas na to.
ZOBACZ WIDEO: Owacja dla Roberta Lewandowskiego! Zobacz, jak dziennikarze przywitali kapitana reprezentacji Polski
Pewne podobieństwo już jest. Włodzimierz Lubański strzelił bramkę przeciwko Anglii i pan też. Jaka była reakcja miejscowych?
Gdy wróciłem do klubu, śmiali się ze mnie, że mam dużo szczęścia, że Anglia wygrała. Inaczej nie byłoby wesoło. Do tej pory mi o tym przypominają. Teraz moja dziewczyna była na meczu, ochroniarz zapytał jej, czyją jest dziewczyną. Ona powiedziała, że Modera i od razu był komentarz: "To ten, który nam strzelił".
Dla pana to specjalny gol? Potwierdzenie pozycji w piłce nożnej?
Wiadomo, szczególna bramka w wyjątkowym miejscu, bo na Wembley. Te mecze z Anglią dla nas zawsze mają specjalne znaczenie. Ale też bramka w reprezentacji Polski. Czy strzelasz Węgrom, San Marino czy Anglii, to jest to bramka dla Polski, a więc coś niezwykłego. Euforii nie było, bo jednak mecz przegraliśmy, a to było najważniejsze, żeby nie przegrać. Było blisko, ale ostatecznie nic nam ta bramka nie dała.
Właśnie to ciekawe, że było blisko - ostatni mecz z Anglią był momentami lepszy, niż można było się spodziewać, zwłaszcza po dwóch pierwszych w eliminacjach mistrzostw świata, w których wypadliście jednak poniżej oczekiwań.
Patrzmy na całość. Nasza pozycja jest obiecująca. Zagraliśmy naprawdę dobrze z Anglią. Widać fajny pomysł trenera Sousy. Każdy po zgrupowaniu ma pozytywne odczucia, teraz mamy dwa tygodnie zgrupowania i dwa mecze, dużo rzeczy na pewno uda się poprawić. Może te pierwsze mecze nie były świetne, ale to było pierwsze zgrupowanie nowego selekcjonera i na wdrożenie jego pomysłów potrzebny jest czas. Jednak jestem dużym optymistą. Nasi kluczowi zawodnicy, Robert Lewandowski, Piotr Zieliński i Grzegorz Krychowiak są "w gazie". Jeśli uda się przełożyć tę formę na Euro... Zresztą wielu innych zawodników też jest w dobrej formie i to jest bardzo dobry znak.
Ostatni taki moment to było Euro 2016....
Wtedy miałem 17 lat, byłem zawodnikiem akademii Lecha. Wydaje mi się, że byłem gdzieś na wakacjach. Wtedy podobnie jak inni chłopcy z akademii mieliśmy takie marzenie, żeby zagrać w dużym turnieju. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to się może stać, to były tylko marzenia. Ale dziś mam takie odczucie, że zapracowałem sobie na to. Fajnie byłoby, żeby teraz ten wynik sprzed pięciu lat powtórzyć. Albo zrobić lepszy. Myślę, że to jest możliwe.
Cały czas zastanawia mnie ta pańska nagła eksplozja. Przecież rok i kilka miesięcy temu był pan zawodnikiem ledwie dobrze rokującym, a dziś jest wymieniany jednym ciągiem z gwiazdami kadry.
To nie była eksplozja z dnia na dzień. Tak naprawdę długo czekałem, by grać od początku. Zagrałem dużo w końcówce poprzedniego sezonu, potem rundę jesienną, europejskie puchary i wyjechałem. Wszystko wydarzyło się szybko, można więc powiedzieć, że trafiłem z formą. Ale z mojej perspektywy wyglądało to inaczej. Nawet wcześniej, gdy wchodziłem na boisko z ławki w Lechu, dawałem sygnał, że mogę coś wnieść, nawet strzelić bramkę. Dostawałem więcej szans, czułem, że jestem w formie i dla mnie to nie było zaskoczenie, jakiś zbieg okoliczności.
Gdy rozmawiam z trenerami, podkreślają bardzo wysoki poziom pańskiego wyszkolenia indywidualnego, wszechstronność, przygotowanie lekkoatletyczne. Czy to nie tak, że to wszystko zbierał pan przez wiele lat i nagle eksplodowało?
Coś w tym jest. W najmłodszych latach mieliśmy świetne przygotowanie indywidualne z trenerem Arkiem Adachem. Ale też ważne, żeby w młodym wieku robić różne rzeczy, nie tylko uprawiać piłkę, ale i inne sporty. Myślę, że to było mi potrzebne, ale wtedy to było naturalne, po prostu uprawialiśmy te sporty, nie kalkulując, czy przyda się to w karierze. Dopiero z czasem skoncentrowałem się tylko na piłce, gdy zrozumiałem, że chcę zostać piłkarzem.
Jak się okazało po latach, pierwszym polskim piłkarzem, który wyjechał z Ekstraklasy za ponad 10 mln euro. Nie ciąży panu ta kwota?
Nie ma mowy o ciężarze, byłem na to gotowy. Wiedziałem, że mnie obserwują, jednocześnie pojawiła się informacja, że nie zostanę sprzedany za mniej niż 10 milionów euro, więc nie była to dla mnie kwota szokująca. Trzymałem formę, więc było bez zaskoczenia. Byłem raczej szczęśliwy i dumny, że to ja odszedłem za taką kwotę. To raczej motywacja niż ciężar. Oczywiście wiadomo, że to jest normalne, że jak jest rekord, to będą różne głosy, że nie dam sobie rady w Anglii, ale wiedziałem, że jak będę ciężko pracował, poradzę sobie w Premier League. Na razie te pierwsze pół roku mogę zapisać do udanych.
W kraju przyzwyczailiśmy się do tego, że jak Polak wyjeżdża do mocnej ligi zachodniej, potrzebuje znacznie więcej czasu na adaptację.
Ale to już kwestia Lecha Poznań. To najlepsza akademia w Polsce, potrafi wprowadzać młodych zawodników do seniorów. Dowód jest jasny, tych zawodników, którzy wyjeżdżają na Zachód i sobie radzą, najwięcej jest właśnie z Lecha. Janek Bednarek, Tomek Kędziora... zresztą nie na sensu wyliczać, wystarczy spojrzeć na kadrę. Pod tym względem trudno mówić o wielkim przeskoku, ostatnio w wywiadzie dla „Foot Trucka” Tymoteusz Puchacz mówił, że jest gotowy na grę w Bundeslidze i mogę powiedzieć to samo o sobie. Przygotowanie fizyczne w Lechu stoi na bardzo wysokim poziomie, trenerzy mają o tym duże pojęcie. Podobnie było z Kamilem Jóźwiakiem. Dajemy sobie radę. Oczywiście największa jest zasługa samych zawodników. Jesteśmy świadomi, że jak będziemy przygotowani na wyjazd, nic nas nie zaskoczy. Tak było ze mną, tak było z zawodnikami, którzy wyjeżdżali we wcześniejszych latach i tak będzie z kolejnymi. Kiedyś zawodnicy często się odbijali i przepadali, my wiemy, że musimy być gotowi, żeby się nie odbić.
Jednak to wciąż wjazd z drogi powiatowej na autostradę.
Nie ma tu w Anglii jakiś metod treningowych, których bym nie znał. Jest dużo gier, w Polsce też to było. W Lechu wszystko było na wysokim poziomie, w Brighton jest na bardzo wysokim poziomie. Główna różnica to jakość. Piłkarsko bardzo czuć tę różnicę, to inny poziom piłki nożnej. Widzisz to na treningu, w każdym meczu. Nawet jak grasz z drużynami ze środka tabeli czy tymi walczącymi o utrzymanie, to jednak wszyscy zawodnicy są na bardzo wysokim poziomie, jeśli chodzi o wyszkolenie.
Co mógł pan zrobić w meczu z Podbeskidziem, a czego nie może zrobić tu?
Jest inna szybkość gry, każdy potrafi przyspieszyć, zawodnicy szybciej myślą, więcej widzą. Grając w Premier League, musisz być cały czas bardzo czujnym, każda utrata koncentracji, strata piłki to potencjalne zagrożenie. Jeden mały błąd i tracisz bramkę. Tego w Ekstraklasie nie było. Gdy graliśmy w Lechu, dominowaliśmy, rywale nie mieli wiele do powiedzenia.
A teraz gra pan w drużynie, która walczy w dole tabeli. Trener czasem musi wznosić się na wyżyny, jeśli chodzi o motywację.
Prędzej nazwałbym go mistrzem taktyki niż motywacji. Na razie nie miałem wielu trenerów w karierze, ale mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że jest fantastyczny taktycznie. Potrafi nas wspaniale przygotować do meczu pod konkretnego rywala. Grasz już z zawodnikami najlepszymi na świecie. To już jest niesamowity poziom, dziś Manchester City to najlepsza drużyna na świecie - a udało się wygrać 3:2. Wcześniejsze mecz z Liverpoolem, Tottenhamem czy United pokazały, że stać nas na walkę z najlepszymi. Jak jesteś dobrze przygotowany, masz plan, możesz grać z każdym.
W statystykach tzw. oczekiwanych goli jesteście w ścisłej ligowej czołówce.
Dokładnie. Dziś w tabeli zajmujemy miejsce 15-16. miejsce, a przez dużą część sezonu biliśmy się o utrzymanie, mieliśmy sporo pecha. Ja tu jestem krótko, ale chłopaki mówią, że gdy przyszedł Potter, gra drużyny zmieniła się diametralnie. Wcześniej to była drużyna typu długa piłka, przebitka, walka w powietrzu, ktoś skoczy i odegra głową. Z drużynami z dołu tabeli niefortunnie przegrywaliśmy a z tymi z góry grało się nam dobrze. Przygotowujemy się pod konkretną drużynę, grają zawodnicy, którzy są potrzebni na dany mecz. To mnie urzekło. Dlatego na przykład w meczu z Newcastle wybiegłem trochę na wahadle. Trener tak poukładał, że wyglądało, jakbyśmy gładko wygrali 3:0, a to wszystko było fantastycznie poukładane.
Pytałem o motywację, bo żeby przeciwstawić się tym machinom wartym setki milionów euro, trzeba dać z siebie więcej niż zwykle.
Tak jest, nasz menedżer wygląda na bardzo spokojnego, cichego, ale gdy jest trudny moment, potrafi powiedzieć kilka słów, które będą nas niosły. Pokazywał nam statystyki, sytuacje, utwierdzał w przekonaniu, że powinniśmy być w zupełnie innym miejscu, niż jesteśmy, znacznie wyżej.
Dla pana to wszystko jest nowe. Jeszcze kilka miesięcy temu czuł pan, że może tam być, grać na takim poziomie?
Kiedyś to było w sferze marzeń, ale w pewnym momencie stało się to realne, gdy zaczęliśmy fajnie grać w Lechu, potem był bardzo dobry okres w europejskich pucharach. Marzenie zmieniło się w cel. To była końcówka sezonu i początek nowego, byłem w doskonałej formie, strzelałem bramki, miałem asysty, awansowaliśmy do pucharów i czułem, że będzie ten transfer. A zawsze chciałem grać w Premier League, więc gdy przyszła oferta, nie zastanawiałem się.
Dlaczego właśnie Premier League?
Z kim się nie porozmawia, każdy powie, że to najlepsza liga na świecie. Wiadomo, że Bundesliga, Serie A to świetne ligi ale Premier League to jest to magiczne miejsce. Nie powiem, że mam tu jakieś szczególne wspomnienia związane z ligą angielską, ale zawsze jak oglądałem ją w telewizji, to był inny poziom emocji, inaczej działało to na wyobraźnię niż Bundesliga czy Serie A. Siedzisz przed telewizorem i czujesz, że to jest inny świat, fantastyczna atmosfera. Teraz przeszedłem do Anglii w szczególnym okresie, nie mogłem doczekać się pierwszego meczu z kibicami. Choć było ich tylko 8 tysięcy, było to niewiarygodne uczucie. Kultura kibicowania, angielski klimat, otoczka. To jest taka rzecz, której warto doświadczyć, bo trudno o niej opowiedzieć.
W Anglii częściej jest pan ustawiany na boku drużyny, nawet na wahadle. Dla kibiców w Polsce to spore zaskoczenie.
W pierwszym meczu z Newcastle to nie było takie typowe wahadło, schodziłem dużo do środka, grałem długimi okresami jako ósemka, dziesiątka. Na pewno było to dla mnie nowe, nie miałem takiego naturalnego zachowania dla lewego obrońcy, ale wyszedłem z założenia, że mogę się czegoś nauczyć. I przede wszystkim to że gram. Wolę grać na wahadle niż czekać na szasnę w środku pola. Zresztą wymienność pozycji jest duża, mogę zejść do środka i mam sporą dowolność, ale potem muszę wrócić na lewą obronę i bronić. Jednak daję radę, myślę że było naprawdę ok.
Może pomylili pana z Karbownikiem?
Jasne, to jego pozycja. Ale na pewno zadziałało kilka kontuzji, trochę szczęścia i dostałem swoją szansę. Jestem zadowolony, trener również.
Mam tu taki wykres w rundy jesiennej Ekstraklasy, pokazujący którzy zawodnicy zdobywali teren za pomocą dryblingu i podania. I pan tu jest zdecydowanie najlepszy w lidze. Może to jest przyczyna?
Sporo w tym prawdy. Na początku trener Dariusz Żuraw nie widział mnie na tej pozycji, miałem rywalizować z Pedro Tibą lub na dziesiątce. Często tak grałem w Odrze, na dziesiątce, czasem dziewiątce. I tak mnie też widział trener Żuraw i ja też tak siebie mogę opisać, że nie jestem i nigdy nie byłem szóstką. Potem wszystko tak się potoczyło, że w Lechu graliśmy bez tej szóstki, ja teoretycznie wychodziłem na tej pozycji i zupełnie naturalnie szukałem gry do przodu. Gdy w pierwszym składzie grał Karlo Muhar, trener wpuszczał mnie w końcówkach, żebym popchnął grę do przodu. Wchodziłem na szóstkę, ale nie jestem szóstką - potrafię przebiec 20-30 metrów, kiwnąć kogoś, zdobyć przestrzeń.