Z Petersburga Mateusz Skwierawski
Nie był to udany mecz dla przyjaciół z boiska. Wojciech Szczęsny strzelił gola samobójczego, najszybszego w historii mistrzostw Europy, a Grzegorz Krychowiak dostał czerwoną kartkę już po godzinie gry. Jeżeli dodamy do tego, że Robert Lewandowski nie istniał na boisku, a cała drużyna wyglądała gorzej od przeciętnego europejskiego zespołu, to możemy się poważnie zastanowić nad przyszłością naszej reprezentacji.
Ktoś kiedyś musiał przekląć Wojciecha Szczęsnego. W każdym dużym turnieju, w którym wystąpił, musiało stać się coś złego. Na Euro 2012 roku dostał czerwoną kartkę i sprokurował rzut karny w meczu z Grecją (1:1). Cztery lata później we Francji doznał kontuzji już w pierwszym meczu z Irlandią Północną (1:0). W 2018 roku podczas mistrzostw świata popełnił duży błąd, który kosztował nas gola z Senegalem (1:2). A na Euro 2020 znowu zawiódł.
Szczęsny nie odbił piłki lecącej po murawie w stronę bliższego rogu bramki. Ta odbiła się od słupka, następnie od ręki bramkarza i wpadła do siatki. Po kilkunastu minutach polscy piłkarze spuścili głowy. Czarne wspomnienia z Rosji wróciły.
ZOBACZ WIDEO: Kibice mocno rozczarowani meczem Polska - Słowacja. Oberwało się Lewandowskiemu
To był najważniejszy mecz reprezentacji od trzech lat i przegranego mundialu. Przez ostatnie miesiące dużo było obiecywania i zapewniania, że forma piłkarzy pojawi się w najważniejszym momencie, czyli w pierwszym spotkaniu tego Euro. PZPN podporządkował pod ten turniej wszystko. Zmienił selekcjonera i pozwalał mu robić z drużyną to, co chce. Dlatego polscy kibice po pierwszej połowie mieli prawo czuć się oszukani przez wszystkich ludzi pracujących przy reprezentacji.
Gra Biało-Czerwonych wyglądała słabo. Na boisku w Petersburgu nie widać było żadnej zmiany w stosunku do czasów Jerzego Brzęczka. Drużyna rozgrywała piłkę mniej więcej tak samo: przewidywalnie i wolno.
Z przodu nie stwarzaliśmy zagrożenia. Robert Lewandowski miał jedną okazję, ale za długo czekał ze strzałem i nic z tego nie wyszło. W wielu wcześniejszych meczach brakowało na boisku aktywnego Piotra Zielińskiego, ale w Petersburgu początkowo czuł grę, robił przewagę. Świetnie wypracował sytuację Lewandowskiemu, szukał innych graczy. Tylko jego koledzy z drużyny jakby zostawali za pomysłami Zielińskiego z tyłu.
Paulo Sousa przez ostatnie miesiące szukał najlepszego ustawienia w obronie, a to jego ulubieniec Bartosz Bereszyński popełnił poważny błąd. Bereszyński został ośmieszony przez Roberta Maka, który z boku boiska posłał mu piłkę między nogami. Dalej Maka niosła fantazja. Słowak w polu karnym czuł, że może wszystko, dlatego kopnął piłkę w stronę bliższego słupka, a ta za chwilę wylądowała w bramce po błędzie Szczęsnego.
Słowacy wyglądali lepiej na tle polskiej kadry. Szukali technicznej gry, krótkimi, szybkimi podaniami. Po golu doszedł im jeszcze "luz", zaczynali się rozkręcać. Po błędzie Kamila Jóźwiaka z dystansu uderzył Juraj Kucka. Brakowało naprawdę niewiele, a piłkarz Parmy zdobyłby drugiego gola.
Nie wiadomo, co wydarzyło się w szatni, czy nasi gracze skoczyli sobie do gardeł, lub selekcjoner wygłosił płomienną przemowę, ale już w pierwszej minucie drugiej części meczu nasi piłkarze wyrównali. Mateusz Klich uruchomił Macieja Rybusa, obrońca wypatrzył w polu karnym Karola Linettego, a pomocnik uderzył lekko, ale precyzyjnie. Piłka wturlała się do bramki Słowaków. To właśnie na Linettego, dość nieoczekiwanie, po wielu rotacjach postawił Sousa.
Po golu wyrównującym Biało-Czerwoni wrócili do gry. Zaczęli nawet odzyskiwać kontrolę nad meczem. Wtedy jednak, w prostej sytuacji daleko od naszej bramki, Grzegorz Krychowiak ostro sfaulował rywala i otrzymał drugą żółtą kartkę. Polacy kończyli mecz w osłabieniu.
Szybko się to zemściło. Po rzucie rożnym żaden z zawodników nie przypilnował Milana Skriniara. Gdy gracz Słowaków przyjmował piłkę, dopiero wtedy podbiegli do niego obrońcy. Skriniar już wtedy patrzył, jak kopnięta przez niego piłka wpada do bramki.
W pierwszej połowie drużyna Sousy nie oddała jednego celnego strzału, a Robert Lewandowski cofał się po piłkę na własną połowę. W drugiej, oprócz jednego przebłysku, też nie było lepiej.
Piłkarze zachwalali atmosferę w kadrze. Rozpływali się nad intensywnością treningów. Pozytywnie mówili o nowych pomysłach Paulo Sousy. Było tak dobrze, a skończyło się tak źle.
Polska - Słowacja 1:2 (0:1)
0:1 - Wojciech Szczęsny 18' samobójcza
1:1 - Karol Linetty 46'
1:2 - Milan Skriniar 69'
Polska: Wojciech Szczęsny - Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek, Maciej Rybus (74. Tymoteusz Puchacz) - Karol Linetty (74. Przemysław Frankowski), Grzegorz Krychowiak - Kamil Jóźwiak, Mateusz Klich (85. Jakub Moder), Piotr Zieliński (85. Karol Świderski) - Robert Lewandowski.
Słowacja: Martin Dubravka - Peter Pekarik (79. Martin Koscelnik), Lubomir Satka, Milan Skriniar, Tomas Hubocan - Lukas Haraslin (87. Michal Duris), Juraj Kucka, Jakub Hromada (79. Patrik Hrosovsky), Robert Mak (87. Tomas Suslov) - Ondrej Duda (90+2 Jan Gregus) - Marek Hamsik.
Żółte kartki: Krychowiak - Hubocan
Czerwona kartka: Krychowiak 62' - za drugą żółtą
Sędziował: Ovidiu Hategan (Rumunia)