Turcja największym oszustem EURO 2020. Co się stało z czarnym koniem imprezy?

Czarny koń, a może jednak nasza szkapa? Postawa tureckich piłkarzy to zdecydowanie największe oszustwo trwającego EURO 2020. Zespół znad Bosforu po dwóch meczach grupowych nie ma na swoim koncie ani jednego punktu.

Grzegorz Garbacik
Grzegorz Garbacik
mecz Turcja - Walia PAP/EPA / Naomi Baker / Na zdjęciu: mecz Turcja - Walia
Ileż to przed startem mistrzostw Europy można było przeczytać analiz na temat mocy Turków? Ile głosów fachowców poszło w eter na temat tego, że drużyna prowadzona przez Senola Gunesa to materiał na ćwierćfinał, a nawet półfinał całej imprezy? Że może pokrzyżować szyki nawet wielkim faworytom? Wiele wskazuje, że wszyscy - łącznie z kibicami - padli ofiarą okrutnego żartu.

Już na "dzień dobry" słabość Turcji obnażyli wyglądający naprawdę potężnie Włosi, którzy w Rzymie rozpoczęli marsz na Londyn, gdzie odbędzie się finał EURO. W tym spotkaniu Turcja nie miała kompletnie nic do powiedzenia. - Gdyby Italia wygrała różnicą nawet pięciu goli, to nikt nie mógłby powiedzieć, że to niesprawiedliwy wynik - powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty Piotr Dumanowski, komentator Eleven Sports.

Na dystansie całego meczu Turcy nie oddali ani jednego celnego uderzenia na bramkę rywala i z posiadaniem piłki na poziomie zaledwie 39 procent przegrali (0:3). Po końcowym gwizdku można było oczywiście zrzucić tak słabą postawę podopiecznych Gunesa na karb presji meczu otwarcia, okraszonej fenomenalną postawą przeciwnika, który w takiej dyspozycji mógłby ograć każdy zespół na świecie. Rehabilitacja miała jednak przyjść bardzo szybko.

ZOBACZ WIDEO: Polacy mogą już żegnać się z Euro 2020? "Nie mamy szans z Hiszpanią i Szwecją"

Drugie spotkanie Turcja miała rozegrać w Baku, a więc niemal u siebie, a i rywal wydawał się dużo łatwiejszy. Walia w meczu ze Szwajcarią (1:1) na kolana nie rzuciła, ale czarny koń turnieju wciąż nie potrafił się rozpędzić. Liczby były już co prawda lepsze, cóż jednak z tego, skoro nie miało to żadnego przełożenia na ilość, a przede wszystkim jakość okazji bramkowych.

Walijczycy zagrali bardzo skutecznie w defensywie, nie mając większych problemów z tym, by raz za razem przedzierać się przez obronne zasieki Turków. Sam Aaron Ramsey - gdyby tylko miał lepiej nastawiony celownik - mógł zakończyć zawody z hat-trickiem na koncie, a warto przypomnieć, że Gareth Bale nie wykorzystał rzutu karnego.

Turcja po dwóch meczach nie ma ani jednego punktu i chociaż wciąż ma matematyczne szanse na awans, to są one bardzo małe. Żeby bowiem zacząć liczyć punkty, a następnie spoglądać na wyniki innych drużyn, najpierw trzeba spojrzeć na siebie. W grze Turków nie widać z kolei symptomów niczego pozytywnego, co jest tym dziwniejsze, że w eliminacjach potrafili oni zdobyć aż cztery "oczka" w starciach z Francuzami, a na dystansie dziesięciu spotkań stracili zaledwie trzy gole.

Gdzie się podział ten piękny rumak? Dlaczego na mistrzostwa Europy Turcja przybyła na starej chabecie?

Czytaj także:
Kadra jak klub, czyli drużyna dopasowana. "Dla wielu to anonimowe postaci"
Efekt Manciniego. Czachowski: Włochy to drużyna wykończona i zamknięta

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×