To prezes PZPN jest odpowiedzialny za rozczarowanie, jakim zakończyło się dla nas Euro 2020. To on ponosi winę za to, że drużyna, która nas wszystkich reprezentowała, znalazła się wśród zaledwie ośmiu zespołów, które pożegnały się z turniejem na pierwszym możliwym etapie. Euro dla wielu ekip dopiero się rozpoczyna, ale polscy piłkarze kluczową fazę obejrzą jednak w telewizji.
Lewandowski wypowiada wojnę
Boniek, medalista mundialu z 1982 roku, w kwietniu został wybrany na wiceprezydenta UEFA. Zatem środowa porażka 2:3 ze Szwecją była dla niego ostatnią w roli szefa polskiego futbolu. 18 sierpnia odbędą się wybory nowego prezesa PZPN. Namaszczony przez Bońka bliski współpracownik i obecny wiceprezes Marek Koźmiński zmierzy się z wieloletnim szefem Jagiellonii Białystok, ojcem chrzestnym podlaskiego disco-polo Cezarym Kuleszą. Boniek odchodzi jako przegrany. Mundial 2018 nie udał się reprezentacji Polski, nie udały się też tegoroczne mistrzostwa Europy. Szansę na klapę "Zibi" wielokrotnie zwiększył, gdy zdecydował cały dotychczasowy porządek postawić na głowie i dokonać rewolucji.
144 dni przed rozpoczęciem Euro zburzył to, co od lipca 2018 roku budował wyznaczony przez niego Jerzy Brzęczek. Gdyby nie nietoperz i pancernik na targu w Wuhan, były szkoleniowiec Wisły Płock wypełniłby swoją misję i poprowadził zespół w wielkim turnieju. Pandemia spowodowała jednak przesunięcie Euro o rok, a zbyt dużo czasu na rozmyślanie sprawiło, że w głowie Bońka zaczęły się ścierać kolejne pomysły i koncepcje.
ZOBACZ WIDEO: Smutni przez wynik, ale zadowoleni z gry. Rozmawialiśmy z polskimi kibicami po meczu ze Szwecją
Jeśli dobrze przystawić ucho, słychać, że Brzęczek ostatecznie i definitywnie podpisał na siebie wyrok w listopadzie 2020. To wówczas słynnego już pomeczowego wywiadu w TVP udzielił Robert Lewandowski. Na pytanie, jaką Polacy mieli taktykę na mecz z Włochami w Lidze Narodów (0:2), kapitan odpowiedział długim, jak później skrzętnie wyliczono, ośmiosekundowym milczeniem. Wszyscy zajmowali się ciszą, tymczasem Lewandowski w tamtej rozmowie mnóstwo powiedział.
- Przed nami dużo rzeczy do poprawy, szczególnie w treningu. Żeby wykorzystać każdy trening na maksa - mówił Lewandowski i dodawał: - Przy odrobinę słabszym przygotowaniu do meczu ciężko będzie nam rywalizować z takimi drużynami.
Liczenie sekund milczenia jest oczywiście ciekawe, ale napastnik Bayernu wprost zarzucił przełożonemu niekompetencję. Bo co leży w obowiązkach trenera, szczególnie reprezentacji, który swoich piłkarzy widuje na kilka dni raz na dwa-trzy miesiące, jeśli nie "wykorzystanie każdego treningu na maksa" i "przygotowanie do meczu"?
O tym, że czołowi piłkarze nie do końca dogadują się z Brzęczkiem, szeptano od dawna. Szczególny chłód panował między selekcjonerem a Lewandowskim. Z perspektywy czasu niepojętym wydaje się, że Boniek zlecił budowanie kadry człowiekowi, którego siostrzeniec (Jakub Błaszczykowski) od lat pozostaje z Lewandowskim w sporze. To się nie miało prawa udać. Wywiad po meczu z Włochami był jednak deklaracją wojny. Brzęczek mógł dążyć do zawieszenia broni i pewnie miałby na to szansę, gdyby wykazał się umiejętnościami dyplomatycznymi. Ale właśnie o jego niezgrabność w relacjach międzyludzkich wiele się rozbijało.
Boniek oczekiwał, że Brzęczek pojedzie do Monachium, by spotkać się z Lewandowskim i wyjaśnić z nim wszelkie nieporozumienia. Selekcjoner uznał jednak, że wystarczy połajanka, jakiej udzielił kapitanowi następnego dnia po meczu z Włochami na konferencji prasowej. Stwierdził wówczas, że napastnik Bayernu nie brał udziału w dwóch pierwszych dniach zgrupowania, więc ominęły go treningi, podczas których szlifowana była taktyka na Włochów. Nazwał wypowiedź Lewandowskiego "niefortunną" i stwierdził, że dla niego "temat jest zamknięty".
Tylko z Nawałką się udało
To była kropla, która przelała czarę goryczy. Boniek nie chciał jednak zwolnić Brzęczka tuż po tych wydarzeniach, bo odbiór opinii publicznej byłby jednoznaczny - to piłkarze z kapitanem na czele zwolnili trenera. Postanowił więc poczekać, aż burza wokół słów czy też milczenia Lewandowskiego przycichnie. Zdawał sobie sprawę, że każdy dzień zwłoki gra na niekorzyść drużyny, ale jednak to było silniejsze od niego. To jego głos jest kluczowy w polskiej piłce, to on nią zarządza, więc i zwolnienie Brzęczka musiało się odbyć na jego zasadach. Do tego stopnia, że Boniek przeczekał jeszcze cały grudzień. Dobrze poinformowani twierdzą, że nie chciał robić przykrości selekcjonerowi i obwieszczać mu hiobowych wieści w okolicach świąt Bożego Narodzenia.
Brzmi mało prawdopodobnie? Tylko dopóki nie przypomnimy sobie, że mowa o Bońku. Człowieku, którego pomysłem na poprawę gry Bari - gdy na krótko został szkoleniowcem tego klubu na początku lat 90. - było zaprowadzenie całej drużyny do kościoła. Gdy dwóch zawodników odmówiło, zostali odsunięci od zespołu. Pisał o tym Marek Wawrzynowski w piątym tomie "Kopalni - sztuki futbolu". Po tamtych epizodach klubowych w Italii Boniek zresztą do dziś deprecjonuje zawód trenera. Jego cytaty oceniające pracę szkoleniową wprawiają w zdumienie. W 2012 roku mówił o Franciszku Smudzie: "Lepszy trener szczęśliwy niż trener dobry", kiedy indziej całkiem poważnie oceniał wpływ trenera na zespół na "20 procent".
Zatrudnienie Brzęczka było błędem. Boniek liczył na to, że uda mu się powtórzyć manewr, który tak świetnie wypalił, gdy selekcjonerem został Adam Nawałka. Wówczas przecież też prezes podejmował decyzję wyłącznie na podstawie własnego widzimisię. Nawałka podobnie jak Brzęczek wcześniej pracował wyłącznie w polskiej lidze i też nie zdobywał w niej trofeów. Wówczas wydawało się, że największym atutem szkoleniowca, który przychodził do reprezentacji z Górnika Zabrze, była przyjaźń z Bońkiem z czasów kariery piłkarskiej oraz łącząca ich miłość do ojczyzny z wyboru prezesa - Włoch. I oczywiście Boniek ma swój udział w sukcesie Nawałki. Ćwierćfinał Euro 2016 we Francji idzie też na jego konto. To on przecież stał za kluczową decyzją o mianowaniu Lewandowskiego kapitanem. Prezes upierał się, że taka nominacja zwiększy poczucie odpowiedzialności napastnika Bayernu za losy drużyny. I miał rację.
Brzęczek zadanie wykonał. Do Euro awansował w listopadzie 2019 roku. W mało porywającym stylu. Nieporozumienia z piłkarzami były już wtedy. Jeśli prezes chciał zmieniać szkoleniowca, powinien był to zrobić wtedy. A nie ponad rok później.
Portugalczyk od zmiany kultury
Paulo Sousa to był kolejny całkowicie autorski i autonomiczny pomysł Bońka. Prezes był dumny z tego, w jak wielkiej tajemnicy udało mu się utrzymać podpisanie kontraktu z byłym szkoleniowcem Fiorentiny. Gdy już ogłoszono nazwisko następcy Brzęczka, prezes chwalił się w mediach społecznościowych, ile nieodebranych połączeń miał od dziennikarzy. Operacja trzymana była do tego stopnia w tajemnicy, że pracownicy PZPN przygotowujący oprawę medialną zatrudnienia nowego trenera nie mieli pojęcia, na kogo padł wybór. Zdradził się dopiero agent Sousy, gdy zamieścił na Instagramie zdjęcie Pałacu Kultury i Nauki.
Portugalczyk dostał zadanie zmiany sposobu gry kadry. W wywiadzie dla El Pais, który został opublikowany przed meczem z Hiszpanią, mówił wręcz o zmianie "kultury piłkarskiej" Polaków. Zadanie w pełni pasujące do tego, czego oczekiwała grupa piłkarzy z topowych europejskich klubów, którzy na co dzień pracują z czołowymi trenerami. Pojawienie się Sousy oznaczało dla tych zawodników, że znaleźli partnera. Że w reprezentacji mówiono do nich tym samym językiem, co w klubach. Tyle że "zmiana kultury piłkarskiej" nie powinna się odbywać w takim czasie. Czy raczej - w takim niedoczasie. Nie powinna się dokonywać podczas jednego zgrupowania przed turniejem, bez meczów towarzyskich, bez możliwości popełnienia tych wszystkich błędów, które Portugalczyk popełnił, w spotkaniach o mniejszym ciężarze gatunkowym.
Szef polskiej piłki tak zatem to ułożył, że Sousa tak naprawdę dopiero podczas Euro poznawał naszych zawodników, dopiero na turnieju klarowała mu się linia obrony. Dopiero przy okazji drugiego spotkania z Hiszpanią znalazł partnera dla Lewandowskiego.
Bońka czucie i wiara
Sousa potrafił zaimponować odważnymi decyzjami - chociażby tym, jak dużą rolę w jego zespole odegrał Kacper Kozłowski, który w wieku 17 lat został najmłodszym zawodnikiem w historii Euro. Portugalczyk miał jednak też mnóstwo decyzji nietrafionych i niezrozumiałych. Karol Linetty rozpoczął w podstawowej jedenastce mecz ze Słowacją, zdobył gola, a w pozostałych spotkaniach mistrzostw grał już tylko epizodycznie. Na lewym wahadle Portugalczyk w drugiej połowie meczu ze Szwecją wdział miejsce dla prawoskrzydłowego Przemysława Frankowskiego.
Boniek wysłał więc na wielki turniej drużynę w budowie, bez wykrystalizowanego składu, pomysłu na grę, a za sterami usadowił człowieka, który dopiero poznawał piłkarzy. I chociaż gmach, który ma ambicję wznieść Portugalczyk, rysuje się imponująco, to jednak wielki turniej nie jest miejscem na takie eksperymenty. Boniek po raz kolejny zagrał va banque, po raz kolejny jedyne przesłanki, które miał, to jego czucie i wiara.
Podczas jego kadencji reprezentacja Polski zagrała na trzech wielkich turniejach. W 2016 roku osiągnęła największy sukces, ale kolejne spektakularnie położyła. Ten drugi - na wyraźne życzenie odchodzącego prezesa, który teraz zajmować się będzie reformowaniem europejskiej piłki, a w zależności od wyniku sierpniowych wyborów, albo wciąż będzie miał przemożny wpływ na nasz futbol (jeśli wygra Koźmiński), albo wróci na doskonale znaną sobie pozycję - komentatora z Rzymu.
Czytaj także:
Grzegorz Lato: Mamy kulawą reprezentację. Nie potrafię tego zrozumieć
Polacy na szczycie listy hańby! Jesteśmy najgorsi w XXI wieku