Z mniejszymi lub większymi zmianami, jednak od 2016 roku nasza reprezentacja opiera się na mniej więcej tych samych zawodnikach. Można oczywiście sięgać dalej, jednak z finałów Euro 2012 do spotkania ze Szwecją, którym zakończyliśmy udział w tegorocznym turnieju dotrwało niewielu, by wymienić jedynie Roberta Lewandowskiego, Macieja Rybusa i Wojciecha Szczęsnego.
Trwające mistrzostwa pokazały dość dobitnie, że ten ostatni - choć każdą z ostatnich imprez zaczynał jako podstawowy bramkarz - żadnej nie mógł zaliczyć do specjalnie udanych. W 2012 roku szybko osłabił zespół czerwoną kartką i do gry już nie wrócił. Cztery lata później, już na starcie doznał kontuzji, natomiast w 2018 roku sprokurował do spółki z Bednarkiem i Krychowiakiem błąd, który kosztował nas porażkę z Senegalem. W tym roku było niewiele lepiej, ponieważ na dziewięć celnych strzałów rywali, wpuścił aż sześć goli, z czego przynajmniej przy jednym mógł zachować się zdecydowanie lepiej. Ergo? Trudno nie postawić tezy, że ani razu nie pomógł jakoś wymiernie kadrze, za to kilkukrotnie poważnie jej zaszkodził. I chociaż Szczęsny to nadal stosunkowo młody bramkarz, który występuje w wielkim europejskim klubie, to nie może dziwić, że coraz częściej pojawiają się głosy, by spróbować w jego miejsce kogoś innego.
W odwodzie cały czas pozostaje Łukasz Fabiański, na swoje szanse czekają również Łukasz Skorupski i Bartłomiej Dąbrowski. Gdyby jednak przyjąć, że w walce o bluzę z nr 1 liczą się na ten moment wyłącznie dwaj pierwsi, to łatwo sobie wyobrazić scenariusz, w którym przegrywający mógłby pożegnać się z kadrą. Fabiański ma już bowiem 36 lat i raczej nie będzie chciał się po raz kolejny godzić z rolą rezerwowego. Co z kolei zrobiłby Szczęsny? Czy w przypadku odstawienia na boczny tor dałby sobie spokój z zespołem narodowym? To pytanie, na które trudno obecnie znaleźć odpowiedź.
ZOBACZ WIDEO: Smutni przez wynik, ale zadowoleni z gry. Rozmawialiśmy z polskimi kibicami po meczu ze Szwecją
Nasi bramkarze to jednak niejedyni gracze, którym bliżej do końca reprezentacyjnej przygody, niż dalej. Euro 2020 udowodniło dość dobitnie, że Grzegorz Krychowiak przestał już być dla tej drużyny postacią niezbędną. Nadal może dać jej sporo jakości, ale jego pozycja nie jest niepodważalna, tak jak to miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Dodatkowym obciążeniem może być dla niego, to co stało się w trakcie meczu ze Słowacją, gdzie swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem osłabił zespół. Być może nie spotkała go taka krytyka jak Davida Beckhama w 1998 roku, kiedy to kopnął on Diego Simeone i finalnie przyczynił się do odpadnięcia Anglii z mundialu, ale piętno tego błędu na pewno będzie mu ciążyć.
Z tego samego klucza należy zwrócić uwagę na Kamila Glika, który cały czas zostawia serce na boisku i jest liderem, którego reprezentacja potrzebuje. Fakty są jednak takie, że dowodzona przez niego obrona straciła aż sześć goli w trzech grupowych meczach, bardzo często podając jej rywalom niczym na złotej tacy. 33 lata to nie jest wiek, który skreślałby Glika, ale trzeba sobie zadać pytanie, czy opieranie na nim defensywny na przyszłość to nadal dobra inwestycja?
Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki wypisali się z kadry już jakiś czas temu. Pierwszy po poważnych problemach zdrowotnych wrócił do gry, ale występami w Wiśle Kraków nie zasłużył sobie na to, by otrzymać powołanie do reprezentacji. Jeśli zaś chodzi o "Grosika", to ten na własne życzenie skreślił się z kadry, podejmując decyzję o tym, by pozostać w klubie, w którym nie miał żadnych szans na występy. Ewentualny powrót na łono poważnego futbolu może go jeszcze reaktywować dla tej drużyny, ale nie ma się co oszukiwać, nie będzie to długoterminowa inwestycja.
Kluczowe z kolei wydaje się pytanie o przyszłość Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan ma już 33 lata i chociaż wydaje się, że może grać na wysokim poziomie jeszcze przez dłuższy czas, to nie można na 100 procent zakładać, że najbliższe miesiące nie będą dla niego decydujące, jeśli chodzi o kadrę. Ewentualne przegrane eliminacje do mistrzostw świata na pewno skłoniłyby go do przemyślenia tej kwestii.
Gdyby Biało-Czerwonym nie udało się pojechać do Kataru, a przypomnijmy, że proces eliminacji jest wyjątkowo trudny, to na kolejny wielki turniej trzeba będzie czekać do 2024 roku. Lewandowski będzie miał wtedy już 36 lat i chociaż patrząc na jego formę i dbałość o własne ciało, niczego nie można wykluczyć, to trudno z pełnym przekonaniem założyć, że pójdzie on śladem Cristiano Ronaldo, który w takim właśnie wieku pewnym krokiem zmierza po koronę króla strzelców EURO 2020.
Czytaj także:
Euro 2020. Pierwsze starcia o ćwierćfinał. Włosi w delegacji
Allez les Bleus! Francuscy piłkarze faworytami do zgarnięcia pełnej puli