Zabawa, przyjaźń, rozwój - jak Duńczycy zmienili myślenie i stali się poważną europejską drużyną

PAP/EPA / Peter Dejong / Na zdjęciu: radość Duńczyków z bramki Kaspera Dolberga
PAP/EPA / Peter Dejong / Na zdjęciu: radość Duńczyków z bramki Kaspera Dolberga

W duńskiej piłce nie sposób się nie zakochać. Szybka, ofensywna, techniczna. To efekt wielkich zmian wprowadzonych przez kluby i federację kilkanaście lat temu.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze całkiem niedawno w eliminacjach do mistrzostw świata w Rosji Polska wygrała swoją grupę wyraźnie, aż 5 punktów przed reprezentacją Danii. Dziś nie potrafimy wyjść z grupy w drugim kolejnym turnieju, a Duńczycy nie dość, że wyszli z grupy w Rosji, to teraz walczą o półfinał Euro 2020. I nawet są faworytem starcia z Czechami. Co więcej, nasza gra męczy, zaś w grze Duńczyków można się zakochać. Znowu.

Nie ma tu może osobowości z najwyższej światowej półki, zwłaszcza po zawale Christiana Eriksena w trakcie meczu z Finlandią. Ale jest cała grupa znakomicie wyszkolonych piłkarzy, odważnych, kreatywnych, grających świetnie jeden na jednego, lubiących grę do przodu. Ich mecze z Rosją i Walią, w których strzelali po cztery bramki, były pokazem niezwykłego nowoczesnego futbolu.

- Nie ma w tym przypadku - zaznacza Flemming Berg, dyrektor departamentu rozwoju w DBU, Duńskiej Federacji Piłkarskiej. - To kwestia naszej strategii, doskonałej współpracy federacji z klubami. Efekt widać już w drużynie do lat 21. Mamy bardzo mały kraj, a nasza młodzieżówka była na czterech kolejnych turniejach o mistrzostwo Europy. W meczach eliminacji do tego turnieju przez 11 lat przegraliśmy tylko raz. Z Polską.

ZOBACZ WIDEO: Dwa oblicza reprezentacji Polski na EURO. Terlecki apeluje: Nasza młodzież nie będzie w stanie wejść na taki poziom

Trzech zawodników, którzy przegrali wtedy z Polską, możemy oglądać na boiskach podczas aktualnie trwającego turnieju o mistrzostwo Europy. Polacy, którzy stanowili o sile drużyny Czesława Michniewicza, nie znaleźli uznania w oczach selekcjonerów.

Walka o duńskie DNA 

Wróćmy jednak do korzeni. Wielkie zmiany w Danii opierają się na dwóch filarach. Po pierwsze w piłce dzieci, po drugie w funkcjonowaniu wielkich akademii i systemie licencyjnym, który jest kluczowy według Berga.

W magazynie DBU z roku 2007 można przeczytać artykuł o nadchodzącej "cichej rewolucji". Dwóch trenerów, Keld Bordinggaard oraz Kasper Hjulmand, obecny selekcjoner, zaproponowali nowy program szkoleniowy. Spotkał się on początkowo z wielkim oporem ze strony trenerów w duńskiej federacji.

- Chcieliśmy, żeby duński piłkarz posiadał piłkę, kontrolował grę, grał do przodu, był techniczny. Trenerzy z federacji uważali, że to nie leży w naszej naturze. Mocniej naciskali na model "norweski", opierający się na piłce fizycznej, bardziej bezpośredniej, My się z tym nie zgadzaliśmy. Allan Simonsen czy Michael Laudrup i całe pokolenie z lat 80. to nie byli zawodnicy fizyczni. Grali ofensywnie, z polotem. Nie ma mowy o "fizycznym" duńskim DNA - opowiada nam Bordinggaard, obecnie szef szkolenia młodzieży w Bayerze Leverkusen.

Skąd w ogóle pomysł? - Mieliśmy świadomość, że nasza mocna generacja zawodników, Thomas Sörensen, Thomas Helveg, Thomas Gravesen, Ebbe Sand, Jon Dahl Thomasson  powoli schodzi ze sceny i nie widać następców - mówi Bordinggaard.

On i Hjumland zaczęli o tym myśleć jeszcze w 2002 roku, jakby przewidując zmiany pokoleniowe. Zabrał więc grupę trenerów z federacji do Hiszpanii, tam oglądali, jak grają miejscowe drużyny, dyskutowali nad zmianami.

- Przekonywaliśmy, że gra ewoluuje, że przechodzi z gry zawodników biegających do gry zawodników myślących i podających. Oczywiście to wszystko musi być poparte wyszkoleniem technicznym. Cały czas musi być mocna praca nad elementami techniki indywidualnej. Ale wracając do tematu, oni mówili, że nasze myślenie jest naiwne. Ale spotkaliśmy się z Mortenem Olsenem i razem udało się nam przeforsować strategię – mówi Bordinggaard. Wielki Morten Olsen ich poparł. Koncepcja jego oraz Hjumlanda zwyciężyła. Dokument nazwany "Nowa Droga" niedługo później wszedł w życie.

Piłka dziecięca jest dla dzieci, nie dla dorosłych

Piłka nożna w Danii zaczęła się zmieniać. - Postawiliśmy na małe gry. 3 na 3, 5 na 5, 7 na 7. Gra 11 na 11 do dwunastego roku życia została zakazana. Ważne, żeby mieć jak najwięcej kontaktów z piłką. Zlikwidowaliśmy też tabele do 13 roku życia. Nie wszystkim to pasowało. Zaczęły się tworzyć prywatne ligi, ale wygraliśmy, bo ludzie zobaczyli, że nagle wszyscy chcą grać. Udział dzieci w piłce w latach 2007-11 zwiększył się o 22 procent – mówi Bordinggaard.

Brak wyników sprawił, że mali Duńczycy eksperymentowali, grali odważnie, rodzice przestali wywierać presję. Stawiali dużo na indywidualność, zaś we krwi mają działanie zespołowe. Pochodzący ze Świnoujścia Dariusz Borko, ojciec Oskara, zawodnika akademii FC Midtjylland, opowiada: - Gdy byliśmy na obozach w Portugalii, gdzie dzieci trenowały z miejscowymi szkoleniowcami, to były bardzo podobne treningi. Do tego na pewno dochodzi podejście trenerów. Rzadko zdarza się, by trenerzy krzyczeli na zawodników. 9 na 10 nie przywiązuje wagi do wyniku. Podobnie rodzice. Jeśli słyszysz jakieś krzyki to zwykle są to uchodźcy. Ale i my się uczymy - śmieje się Borko.

Flemming Berg z DBU: - Prawda jest taka, że dzieci zawsze grają o wygraną. Nie potrzebują do tego lig i tabel. Ligi i tabele są dla trenerów i rodziców, a my chcemy tworzyć piłkę dla dzieci, a nie dla dorosłych.

Brak wyników i tabel skończył z tworzeniem małych superpotęg. Przykładowo w Warszawie powszechne jest transferowanie małych zawodników z klubów do klubów. Wiele klubów nawet dzielnicowych ma rozwinięty skauting, dzwonią do rodziców, zaczepiają dzieci, przekonują, że zawodnik potrzebuje lepszego klubu, bo nie zostanie piłkarzem. Kult skautingu jest niewiarygodny. Duże kluby potrafią ściągać zawodników mieszkających i po kilkadziesiąt kilometrów od centrum treningowego. Tymczasem wśród nowej generacji Duńczyków zdecydowana większość do 12, 13 roku życia grała w lokalnym klubie. Joakim Maehle w Ostervii, Joachim Andersen w Graeve, Robert Skov w Sejs-Svejbæk, Pierre-Emile Hoejbjerg w Skold, Kasper Dolberg w Voel, w końcu fenomenalny 20-latek Mikkel Damsgaard w Jillynge.

To nazwy klubów, które niewiele komukolwiek mówią i to też charakterystyka duńskiego systemu. - Są trzy powody, dla których dzieci chcą grać w piłkę. Chcą się bawić, chcą być z przyjaciółmi, i powód trzeci, najważniejszy, chcą się rozwijać, być lepsi. Zadaniem lokalnego klubu jest, żeby im to ułatwić. Dzieci są blisko domu. Zabawa ale i nauka - mówi Berg.

Najważniejsze licencje dla akademii

Dzieci, póki są dziećmi, zostają blisko domu. Wynika to też z systemu licencjonowania akademii, wprowadzonego w 2008 roku. Według Berga to najważniejszy czynnik, który zmienił duński futbol. - Proszę podkreślić, że gdy go wprowadzano, nie pracowałem w federacji, więc moje pochwały są jak najbardziej neutralne - zaznacza Berg.

- Wcześniej niektórzy szkolili poważnie, inni prawie w ogóle, a jeszcze inni szkolili, ale nie była to sprawa kluczowa. A teraz wprowadzono szkolenie na inny poziom. Akademie stały się ważnym ogniwem – mówi Berg.

System licencjonowania nakłada na kluby wiele wymogów. Przykładowo w kategoriach U15, 17, 19 nie mogą pracować trenerzy bez licencji UEFA A. Są dość wysokie wymagania dotyczące infrastruktury, co spowodowało, że kluby zainwestowały w nowe boiska, budynki, sprzęt. Bardzo ważnym wymogiem jest współpraca w regionie. Każdy klub ma pod sobą obligatoryjnie kilkadziesiąt klubów partnerskich. Kluby organizują turnieje, pomagają regularnie szkolić trenerów, organizują wraz z federacją różne szkolenia, ale jednocześnie mają fantastyczną bazę zawodników. Mogą spokojnie zostawić utalentowanego zawodnika w swoim lokalnym środowisku i regularnie kontrolować jego postęp. Co jest ważne, w najwyższych ligach juniorów możesz przegrywać wszystko jak leci i wciąż utrzymywać się na najwyższym poziomie.

- Wynik jest sprawą mniej istotną, kluczowe jest jak pracujesz, czy spełniasz kryteria - mówi Berg. Warto podać tu przykład tzw. Centralnej Ligi Juniorów w Polsce. W kategorii U17 zespoły są podzielone na grupy 8-zespołowe, 2 spadną z ligi. To oznacza, że większość klubów przez pół sezonu broni się przed spadkiem. Przyjmują defensywną strategię, zawodnicy przestają być odważni i kreatywni. CLJ, która miała rozwijać, zabija talent. System duński jest więc odwrotnością polskiego.

- Ważne jest też, żeby podkreślić nasz model edukacyjny 25-50-25. Obowiązuje on w całej edukacji w Danii, nie tylko w piłce nożnej. 25 procent czasu grasz ze słabszymi od siebie, żeby móc eksperymentować, bawić się, próbować. 50 procent czasu rywalizujesz z zawodnikami na swoim poziomie, w końcu 25 procent czasu grasz z silniejszymi, żeby podnosić sobie poprzeczkę. Jeśli nie masz silniejszych w swojej kategorii wiekowej, grasz ze starszymi - podkreśla Berg.

Wszyscy razem i każdy osobno. Wiara w różnorodność

W systemie licencyjnym na początku było 12 klubów, obecnie jest 50. Kluby, które nie przystąpiły do programu, nie grają w najwyższej lidze federacji. - Wynik jest sprawą drugorzędną, to są drużyny młodzieżowe. Najważniejsza jest długofalowa strategia rozwoju. To jest nasza wspólna, federacji i klubów strategia biznesowa, wychowywanie piłkarzy - zaznacza Berg.

Przykładowo w modelu szwajcarskim każdy pracuje w ten sam sposób, federacja narzuca pewien styl gry, wszyscy grają w układzie 4-4-2. W Danii nikt nikomu nie narzuca jak ma grać.

- Wierzymy w Danię, w nasz sposób myślenia. Mieliśmy na ten temat wielką dyskusję z Double Pass, firmą konsultingową z Belgii. Byli u nas w latach 2016-17. Oni uważali, że nasze duże akademie powinny grać w tym samym systemie. Nie zgodziliśmy się z tym. Ja w to nie wierzę, wierzę w różnorodność. Każdy miał robić po swojemu, tak długo jak przynosi to efekty. Mamy podobne wymogi dotyczące skautingu, infrastruktury, współpracy w regionie, ale jeśli chodzi o styl gry, o ustawienie, każdy ma prawo robić po swojemu, 4-4-2, 4-3-3 albo nawet 2-1-7. Sam wybierz swoją drogę - mówi Berg.

Duńczycy są dumni ze zmian. - Podczas mundialu odpadliśmy po karnych z późniejszym wicemistrzem świata, Chorwacją. Teraz jesteśmy już w ćwierćfinale. Ta drużyna się rozwija. To efekt współpracy federacji z klubami, która została nawiązana ponad 10 lat temu. - mówi Bordinggaard. Jednocześnie podkreśla, że nawet na chwilę nie wolno przysnąć. - Musisz cały czas być czujny. Patrz na zmiany, które zachodzą w piłce, staraj się przewidzieć w jakim kierunku idzie futbol i dostosuj się do tego.

Ćwierćfinałowy mecz Dania - Czechy na Euro 2020 w sobotę 3 lipca o godzinie 18:00. Transmisja w TVP 2, TVP Sport i na WP Pilot.

Słuchaj Radia Euro w Open FM!

ZOBACZ Szwajcarzy bronili się aż do karnych, ale przegrali z Hiszpanią

ZOBACZ Fantastyczni Włosi zagrają w półfinale

Komentarze (6)
avatar
Wuja77
3.07.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Do tego w całej skandynawii bardzo duza uwage przywiazuja do lekcji wychowania fizycznego. Przypominam ze polskie dzieciaki sa najsłabiej wysportowane w całej europie! Wstyd. Nic nievpotrafimy Czytaj całość
avatar
loll
3.07.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Panie Bonku prosze ten artykul odczytac na najblizszym walnym zgromadzeniu. Od czego trzeba zaczac. 
avatar
collins01
3.07.2021
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Fascynująca historia ale...Z innego świata.W Polsce takiego MYŚLENIA to ja sie juz raczej nie doczekam.. 
avatar
bulbot73
3.07.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jeśli u nas na stanowisku prezesa PZPN będą siedzieć nadal ludzie których epoka to kult lat 70-tych i 80-tych o zerowej wiedzy trenerskiej typu Boniek, Lato, Dziurowicz itd. Nigdy nic sie nie z Czytaj całość
avatar
MarioStefan
3.07.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bo w Danii jest MYŚLENIE... jak budować POZIOM PIŁKARSKI !!! A w Polsce, jak budować "kasę" na beznadziejnym "szkoleniu" naszych kopaczy !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!