[tag=8491]
Petera Schmeichela[/tag] uznano za najlepszego bramkarza w historii Manchesteru United. Zapisał też przepiękną kartę w reprezentacji Danii, zdobywając z nią między innymi mistrzostwo Europy w 1992 roku. Obecnie Schmeichel, którego ojciec był Polakiem, pracuje jako komentator telewizyjny, jest też globalnym ambasadorem STS, oficjalnego sponsora reprezentacji Polski, legalnego polskiego bukmachera.
W specjalnym wywiadzie dla WP SportoweFakty legendarny Duńczyk poruszył wiele wątków. Od prywatnych, związanych z niezwykłymi losami jego ojca (Tolek Schmeichel urodził się w Wąbrzeźnie, skąd w 1961 roku wyjechał do Danii), po ocenę reprezentacji Polski i Danii na EURO 2020.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Proszę pozwolić, że na początku wspomnę pańskiego ojca, którego miałem okazję dobrze poznać. To był wspaniały człowiek, a jego życiorys mógłby być scenariuszem na hollywoodzki film. Wiemy, że wyda pan wkrótce biografię. Zdradzi pan, co w niej będzie o Tolku?
Peter Schmeichel, pięciokrotny mistrz Anglii z MU, czterokrotny mistrz Danii z Broendby, najlepszy bramkarz świata 1992 roku, zwycięzca Ligi Mistrzów w 1999: Część o moim ojcu tak się właśnie w książce kończy - stwierdzeniem, że jego życiorys mógłby być scenariuszem na film... Mój ojciec to część mojego dziedzictwa, a jego losy były faktycznie dość skomplikowane. Ten temat pojawia się w książce. Myślę, że wielu ludzi w średnim wieku zaczyna patrzeć w przeszłość. Pojawiają się u nich pytania: co zrobiłem dobrze, a co powinienem był zrobić lepiej? Ja natomiast stawiałem bardziej pytanie "dlaczego"?
Dlaczego mogłem zagrać w Manchesterze United, w finale Pucharu Anglii... W książce piszę o marzeniach, które udało mi się spełnić. Ale i o wspomnianych korzeniach ojca. Nie będę jednak zdradzał wszystkiego. Zachęcam do lektury. Napisałem ją wspólnie z dziennikarzem, który dowiedział się takich rzeczy o moim ojcu, że nawet ja tego nie wiedziałem. I również ja czytałem o tym z wielkim zaciekawieniem.
Pamiętam, gdy w 2003 roku Tolek Schmeichel zadzwonił do mnie poirytowany słabą grą reprezentacji Polski i powiedział, że będzie pana namawiał do tego, aby zgłosił pan swoją kandydaturę do pracy z naszą kadrą. Faktycznie rozmawiał o tym z panem?
Tak było! Nie zapominaj, że mój tata był artystą, a artyści mają swoje spojrzenie na świat. I tata też patrzył na pewne sprawy trochę inaczej, po swojemu szukał rozwiązań. Mówił mi wtedy o tym, ale ja miałem wówczas inne plany, nie zamierzałem pracować jako trener. Powiedziałem mu, że jakoś sprawa się rozwiąże i temat w zasadzie się skończył. Ale taki był ojciec. Pełen pasji, emocji.
Wiadomo, że był okres, gdy Polska nie była jego ulubionym miejscem. Natomiast potem, gdy zaczynały się zmiany, zmieniło się również jego podejście. Wtedy bywał już w Polsce 4, 5, 6 razy w roku! Znów kochał Polskę, bo to już była jego Polska...
I tak myślę, że gdyby w ostatnich latach życia mógł podjąć decyzję, to wydaje mi się, że wróciłby na stałe do Polski. To się zaczęło, gdy pojawił się Lech Wałęsa i "Solidarność". Wtedy ojciec poczuł, że jest szansa na lepszą przyszłość dla Polski, zaczął się angażować. Pamiętam, że gdy u władzy byli liderzy, których nie akceptował, bardzo się denerwował. Taki właśnie był. Emocjonalny.
Przechodząc do finałów Euro - Polska odpadła już po trzech meczach. W kraju panuje duże rozczarowanie. A pan jak ocenia nasz występ?
Rozumiem rozczarowanie, mieliście lepszy zespół niż tylko na trzy mecze. Ale rywalizacja w międzynarodowym futbolu jest teraz na najwyższym poziomie. Myślę, że nigdy na takim nie była. Reprezentuję mały kraj, który ma kilka milionów mieszkańców i relatywnie słabą ligę, jednak mamy zespół, który pozwolił mieć nadzieję, że coś na tym turnieju osiągniemy. Choć przecież też byliśmy w trudnej sytuacji, bliscy odpadnięcia.
Małe zespoły tak naprawdę już nie istnieją. Jeśli się zagapisz, to cię ugryzą. I właśnie tak Słowacja ugryzła Polskę. Ale w tamtym meczu wciąż można było to "odkręcić", mimo katastrofalnej pierwszej połowy. Macie przerwę, trener robi przegrupowanie, wychodzicie na drugą połowę i od razu strzelacie gola. I wracacie na turniej. Ale potem znów czerwona kartka i z meczu, który, jak się wydawało, można było wygrać lub choćby zdobyć punkt, robi się nagle problem.
Miałeś mieć dobre wejście w turniej, ale zupełnie nie wyszło. Tego samego dnia jednak Hiszpania remisuje ze Szwecją, co mocno zmienia dynamikę w tej grupie. Polska jedzie do Hiszpanii i potrzebuje - najlepiej by było - zwycięstwa, dla podbudowania mentalności. Ostatecznie remisujecie, ale to dobry remis. No, a potem Szwecja. To dziwny, bardzo trudny przeciwnik.
Dla mnie kluczem do waszego awansu, po niepowodzeniu ze Słowacją, było jednak pokonanie Hiszpanii. Według mnie o wiele łatwiej było pokonać Hiszpanię, która w tamtym okresie turnieju nie przekonywała, niż Szwecję! Hiszpanie moim zdaniem byli prostsi do "przeczytania". Wiadomo było, jakie mają zalety, jakie wady. A Szwecja? Jak mówię, bardzo trudny rywal. Forsberg strzela dwa gole, pierwszy trochę z niczego, potem dwie bramki Lewandowskiego, a przy okazji te poprzeczki. Mieliście szansę wygrać te mecz, ale wiadomo, jak to się ostatecznie skończyło. Polska wcale nie była taka zła. Waszym największym problemem był mecz ze Słowacją.
Prawda jest taka, że tamten mecz nas zabił...
Tak, to wtedy powstał problem. Ale piłkarze, których pokazaliście... Nie wiem, czy Lewandowski będzie dalej grał w zespole narodowym?
Tak, będzie.
To dobrze. Bo widać, że próbujecie zmienić swój styl. Macie Paulo Sousę, czyli taki zewnętrzny wpływ... To, jak Sousa dorastał, to jak widzi piłkę, próbuje przenieść na polski zespół, starając się zachować przy tym tradycyjne polskie zalety. To może być bardzo dobra mieszanka. I mimo że z punktu widzenia rezultatu Euro nie było waszym sukcesem, to jednak pozytywy da się znaleźć. Nie oceniałbym więc Polski jednoznacznie negatywnie.
Wracając jeszcze do tego nieszczęsnego meczu ze Słowacją - w Polsce trwała dyskusja, czy Szczęsny mógł się zachować lepiej przy pierwszym golu. Teraz mam okazję zapytać o to świetnego fachowca.
Kiedy zaczynałem mówić o tej sytuacji, słyszałem, że wiele ludzi mówiło, że bramkarz zawsze będzie bronił bramkarza itd. Ale ja jestem analitykiem! Analizuję to, co się wydarzyło. W momencie strzału Szczęsny był dokładnie tam, gdzie powinien był być. Nie zrobił niczego złego. Był perfekcyjnie ustawiony. Zaraz potem nastąpił jednak lekki rykoszet, który sprawił, że piłka trafiła w słupek. Szczęsny nie miał już szans. Za szybko, za blisko, nie było czasu na reakcję. To powiedz mi: gdzie tu błąd?
Wydaje mi się, że niewiele więcej mógł zrobić.
No właśnie. Takie jest życie golkipera. Sam puszczałem pechowe bramki, jak choćby w meczu Niemcy - Dania w Monachium. Mówię to dlatego, że znam to z autopsji. Natomiast z boku, z trybun, krytykuje się bardzo łatwo. Gdyby Szczęsny mimo wszystko zdołał sięgnąć piłkę, byłaby to interwencja światowej klasy. Ale będę go bronił, bo po prostu nie popełnił żadnego błędu.
A do tych, którzy "naciskają spust" krytyki błyskawicznie, bez zastanowienia, mam radę: obejrzyjcie daną sytuację na spokojnie, drugi raz. Powtórzę raz jeszcze: obwinianie Szczęsnego za tamtą bramkę, czy cokolwiek na tym turnieju, jest nie fair. Nie zrobił nic złego!
Przejdźmy do reprezentacji Danii. Ten turniej to dla was emocjonalny rollercoaster. To, co się stało z Eriksenem… Straszny moment, który jednak został przekuty w coś pozytywnego, w to, że cały świat zaczął was dopingować.
Z Eriksenem wszystko już w porządku, oczywiście na tyle, na ile może być, patrząc z punktu widzenia całej sytuacji. Musi odpoczywać, nie może trenować. Nie mam pojęcia, ile to potrwa, ale mogę sobie wyobrazić, że dłużej niż kilka tygodni. Czeka go zapewne dużo testów zdrowotnych, po których będzie musiał podjąć ważną życiową decyzję. Natomiast jestem bardzo dumny z duńskich mediów. Ze szpitala Eriksen trafił do domu w Odense i nie pojawiły się stamtąd żadne zdjęcia. Wygląda na to, że media zostawiły go w spokoju.
Na szczęście skończyło się to dobrze. Przeżył, dochodzi do siebie. A życie toczy się dalej. Jakkolwiek to zabrzmi, życie musi toczyć się dalej. Nasza drużyna miała wtedy bardzo trudny moment. Przed nimi były mecze z Belgią i Rosją. Z Belgią zagraliśmy naprawdę bardzo dobry mecz, byliśmy blisko remisu z najlepszym zespołem świata. Myślę, że w tamtym momencie wielki wpływ miała postawa samego Eriksena, który pojawił się wśród kadrowiczów, prosił ich, aby dalej grali i spróbowali wygrać ten turniej. To, że znów go zobaczyli, mogli uściskać, miało wielkie znaczenie, bo przecież wcześniej widzieli go na boisku, w bardzo trudnej sytuacji, to było dla nich wielką traumą. Przesłanie od Eriksena nakręciło ich na mecz z Rosją.
A potem mieliśmy wspaniały występ przeciwko Walii. To z kolei bardzo mocno podniosło oczekiwania. W sobotę gramy przeciwko Czechom. Jesteśmy w tej trudnej sytuacji, że teraz wszyscy oczekują od nas zwycięstwa. Niektórzy mówią, że na pewno wygramy, bo to tylko Czechy. Wtedy ja mówię: spokojnie, spokojnie! Czesi mają bardzo dobry zespół, kilku świetnych piłkarzy, mają Patrika Schicka, który strzelił już na tym turnieju cztery gole. A cztery bramki na tym turnieju to dużo. I zgodzimy się, że to były piękne trafienia. Zapowiada się bardzo interesujący mecz, prawdopodobnie dla mnie będzie to najbardziej nerwowy mecz na tym turnieju.
Mówi pan o nerwach. Bardziej denerwował się pan w trakcie kariery czy patrząc na syna, Kaspera, bo nie ma mu pan jak pomóc w trakcie meczu?
Nie oglądam futbolu jako ojciec. Tak samo dopinguję reprezentację Danii w futbolu, jak na przykład w piłce ręcznej na dużych turniejach. Byłem przez wiele lat częścią reprezentacji, a zanim do niej trafiłem, byłem jej wielkim kibicem. Futbol był i jest moim życiem. Jestem wielkim fanem piłki. A to, że Kasper jest w świecie futbolu, stanowi dla mnie dodatkowy bonus. Akurat tak się składa, że gra w zespołach, które chętnie śledzę. Jest więc dla mnie jednym z piłkarzy do oglądania. Jak inni. No, może jednak trochę bardziej!
Wracając na chwilę do pańskiej wielkiej kariery. Gdyby mógł pan wymazać jedną bramkę, którą pan puścił, która by to była?
1993 rok, 17 listopada, Sewilla. 0:1 w meczu z Hiszpanią. Bakero mnie zablokował, a Hierro strzelił gola. To był rzut wolny, sędzia dał mi jeszcze żółtą kartkę za protesty. To był zaledwie trzeci gol, jaki puściłem wtedy w dwunastu meczach. I niestety przez tego gola nie zakwalifikowaliśmy się do mistrzostw świata 1994. Tego gola z chęcią bym wymazał.
A ta słynna bramka Davora Sukera na Euro 1996? Piękny lob to był majstersztyk czy popełnił pan błąd?
Nie chcę Sukerowi niczego odbierać, ale zobacz jeszcze raz tę sytuację. Ludzie już zapominają, gdzie ja wtedy byłem. A byłem pod bramką Chorwatów, bo przegrywaliśmy 1:2 i szukaliśmy wyrównującego gola. Bracia Laudrupowie zdecydowali się na krótkie rozegranie, straciliśmy piłkę i musiałem błyskawicznie wracać. Ale ten gol...
On nie miał tak naprawdę decydującego znaczenia. Szukaliśmy wyrównania, skontrowali. Oczywiście, lob był piękny. Jednak gdyby to był zwycięski gol, decydujący o rozstrzygnięciu meczu, uznałbym to za czysty geniusz. Ale to nie był zwycięski gol. To był bardziej prezent od nas.
Na koniec chciałbym podziękować po polsku. Dziękuję za ten wywiad. Pan pewnie też kilka słów od ojca jeszcze pamięta...
Po polsku przede wszystkim pamiętam właśnie "dziękuję" i "słuchaj, słuchaj!". Ojciec nigdy nie mówił do mnie po polsku i nie mogę odżałować tego, że nie nauczyłem się polskiego języka. Ale jest na to wytłumaczenie. I ono będzie we wspomnianej przeze mnie biografii.
Ważna data w sprawie Christiana Eriksena. Wtedy zapadnie decyzja co do jego kariery >>
Może rzucić piłkę i nie martwić się o pieniądze. Uczestnik Euro 2020 ma imponujący biznes >>