Mariola Bojarska-Ferenc jest instruktorką fitnessu. Już w latach 80-tych i 90-tych propagowała w Telewizji Polskiej gimnastykę, aktywny wypoczynek i zdrowe odżywianie. Reprezentowała także Polskę na międzynarodowych kongresach Fitness.
Nic dziwnego, że trenerka stała się bardzo popularna. Jednak zanim to nastąpiło, to spotykało ją wiele przykrości.
Kobieta zdobywała doświadczenie w niezwykle trudnych warunkach. Gdy jeździła na obozy treningowe w młodości, to trener wprost się na niej wyżywał. Cierpiały także koleżanki.
ZOBACZ WIDEO: #PODSIATKĄ - VLOG Z KADRY #08: Spartańskie warunki przed finałami LN
Chodziło o to, że jak któraś z dziewcząt nie utrzymała nogi na odpowiedniej wysokości, to poparzano ją papierosem w kończynę lub zadawano cios z pięści w brzuch. Egzekucji dokonywał Wiktor Charczenko. Bojarska-Ferenc podkreśla, że był twardym mężczyzną, kozakiem znad Donu.
- Mam wystający brzuch od urodzenia. Wiedziałam, że jak on podchodził i że jak mocno tego brzucha nie wciągnę i nie "przykleję" go do kręgosłupa, to dostanę piąstką w brzuch i piąstką w plecy, żeby się wyprostować - podkreśliła Mariola Bojarska-Ferenc w rozmowie z "Super Expressem".
Trener z kolei palił papierosa pod nogami dziewcząt, kiedy jedną z nich wyciągały wysoko do góry w stylu baletnicy. Gdy któraś opuściła kończynę, to miała pecha, bo trafiała ona wprost na papierosa.
Dziewczęta trenowały przez wiele godzin dziennie. Były takie dni, kiedy poza zajęciami nie miały czasu dla siebie, nie mogły nawet spokojnie się wyspać.
Bojarska-Ferenc po wielu latach od tych wydarzeń wspomina, że żyło jej się bardzo trudno, ale nie ma pretensji do szkoleniowca. Według niej dzięki katorżniczym zasadom doszła tak daleko w swoim zawodzie i ma mocny charakter.
- Zaszczepiono we mnie zdrowy styl życia i niezwykłą siłę charakteru. Jestem silną kobietą, której nie można złamać - zakończyła 61-latka.
Czytaj także:
Ależ ciało. No i ten wpis Polki