Charles Leclerc w końcówce GP Belgii znajdował się na piątym miejscu, ale Ferrari wezwało 24-latka na pit-stop, aby powalczył on o dodatkowy punkt dla autora najszybszego okrążenia. Pomysł strategów ekipy z Maranello nie udał się, bo 24-latek powrócił na tor na szóstej pozycji - tuż za Fernando Alonso.
Leclerc, zamiast zająć się przygotowaniami do wykręcenia najszybszego okrążenia w wyścigu, musiał poświęcić czas na wyprzedzenie Alonso. To mu się udało, ale po przekroczeniu mety okazało się, że lider Ferrari przekroczył prędkość w alei serwisowej. Otrzymał za to 5 s kary i finalnie spadł na szóstą lokatę.
W rozmowie ze Sky Sports po wyścigu Leclerc wziął na siebie odpowiedzialność za przekroczenie prędkości w pit-lane, ale podczas późniejszego briefingu prasowego szef Ferrari ujawnił, że błąd wynikał z awarii czujnika w samochodzie. - Sytuacja była na pograniczu - powiedział Mattia Binotto, cytowany przez motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
- Nie używaliśmy naszych tradycyjnych czujników, bo doszło do ich awarii, gdy na początku wyścigu do bolidu Charlesa przykleiła się zrywka z kasku Verstappena i doszło do przegrzania się czujnika z przodu bolidu. Dlatego sytuacja okazała się dość pechowa. Jednak to nas nie zatrzyma przed odważną strategią i stawianiem na walkę o najszybsze okrążenie, gdy mamy ku temu okazję - dodał Binotto.
W alei serwisowej kierowcy nie mogą przekroczyć prędkości 80 km/h. W przypadku Leclerca limit został złamany o 1 km/h.
Niezależnie od awarii czujnika, wątpliwy wydaje się sens wzywania Leclerca na dodatkowy pit-stop w sytuacji, gdy powrócił on na tor za Alonso i był z góry skazany na porażkę. - To była okazja. Był pewien margines na to, że wyjedziemy przed Fernando. Decyzja była właściwa, choć wiedzieliśmy, że wyjedziemy bardzo blisko Fernando. Mieliśmy świadomość, że Charles może go potem wyprzedzić, bo będzie miał świeższe opony i DRS. Dlatego uważam, że to był właściwy ruch - podsumował Binotto.
Czytaj także:
Ferrari musi poszukać odpowiedzi. Gigantyczna przewaga Red Bulla
Ekipę F1 zalała fala hejtu. "Niektórzy posuwają się za daleko"