Przypomnijmy sobie początki tego roku. Red Bull Racing był autentycznie znużony niezwykle wyczerpującą, trwającą non stop przez cały sezon walką o tytuł, chociaż sensacyjny wynik z Abu Zabi z pewnością to wynagrodził. Chodzi jednak o to, że w trakcie ubiegłej kampanii Red Bull i Mercedes w zasadzie nie mieli co myśleć o rozwoju nowych konstrukcji, w przeciwieństwie do choćby Ferrari, które w walce o tytuł wtedy się nie liczyło.
Zasłużony tytuł Verstappena
Dlatego nie dziwi dość sceptyczne nastawienie Maxa Verstappena po rozpoczęciu sezonu 2022, kiedy mówił, że Red Bull będzie w tym roku potrzebował podwójnej liczby wyścigów, aby myśleć o zdobyciu tytułu. Do bardziej optymistycznych prognoz z pewnością nie skłaniały również powtarzające się na tym etapie defekty.
Ferrari było na bardzo dobrej drodze do zdobycia tak upragnionego tytułu. Trudno było przewidzieć wtedy taką serię błędów i chaosu we włoskim zespole. Jednak najważniejsze jest to, że przez większość sezonu Red Bull nie był najszybszym samochodem w skali jednego okrążenia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "będę tęsknić". Kto tak powiedział do Federera?
Verstappen przyznał to otwarcie w Suzuce na konferencji prasowej. Dlatego uważam, że zarówno zeszłoroczny tytuł, jak i aktualny mają taką samą wartość dla Red Bulla i Holendra, a do tego styl i miejsce w jakim ów tytuł został zdobyty z pewnością są wyjątkowe.
Co z tymi punktami?
GP Japonii to dla Red Bulla kolejny w tym sezonie "domowy" wyścig ze względu na Hondę. Emocji, trochę na zasadzie zeszłego sezonu, nie brakowało do samego końca... i jeszcze dłużej. Max Verstappen, przekraczając linię mety, wygrywając na torze Suzuka, nie wiedział czy zdobył tytuł i przez pewien czas wszyscy pozostawali w niepewności. Wszystko za sprawą sensacyjnej końcówki wyścigu i ewidentnego błędu Charlesa Leclerca, przez który Monakijczyk stracił drugie miejsce na rzecz Sergio Pereza i... matematyczne szanse na tytuł.
Wątpliwości sprowadzały się do dwóch aspektów. Nie było pewne jak zareagują sędziowie na manewr kierowcy Ferrari, a zatem kto został sklasyfikowany jako drugi. Kiedy to już zostało wyjaśnione, pozostała do rozwiązania jedna kwestia - jaki będzie sposób naliczania punktów. Wyścig bowiem przebiegał na ograniczonym dystansie i nie było jasne czy zostanie przyznana pełna liczba punktów.
Ostatecznie Max Verstappen otrzymał informację o zdobyciu drugiego w swojej karierze tytułu od Johnny'ego Herberta z brytyjskiego Sky Sports. Kiedy ostatnio mieliśmy tak przebiegający finał?
Przypomniała się tragedia Bianchiego
Wstrzymany, mokry wyścig na Suzuce. To niestety mocno, zbyt mocno przypominało tragiczne Grand Prix z 2014 roku, kosztujące życie Julesa Bianchiego. Teraz na szczęście nie doszło do dramatu, ale również zdarzały się sytuacje, które absolutnie nie powinny mieć miejsca. Wielu kierowców wskazywało po wyścigu, że pewne rzeczy muszą się zmienić.
Chodziło o początek wyścigu i neutralizację po wypadku Carlosa Sainza. Neutralizacja, natychmiastowe wysłanie na tor samochodu bezpieczeństwa i czerwona flaga były oczywiście jak najbardziej zasadne, ale problem w tym, że do momentu, aż bolidy nie zjechały do alei serwisowej na trasie nie powinny pojawić się maszyny do ściągnięcia samochodów. Ten fakt, mocno deszczowe warunki z ekstremalnie ograniczoną widocznością i ten tor sprawiały razem atmosferę niemal jak z horroru w zestawieniu z pamiętnym wyścigiem z 2014 roku.
Zapowiedziano postępowanie i wezwanie po wyścigu Pierre'a Gasly'ego, który w miejscu gdzie pojawił się ciągnik jechał niemal 250 km/h. Nie powinien był jechać z taką prędkością i być może jakieś konsekwencje powinny go spotkać, ponieważ w tym momencie była już zarówno neutralizacja, jak i czerwona flaga, ale nie tu leży problem. Stworzenie porównywalnego zagrożenia jak to w 2014 roku nie było zasługą kierowcy Alpha Tauri i bezwzględnie, absolutnie nie powinno się zdarzyć.
Czas na nowe opony?
A propos sugerowanych zmian. Po wyścigu Verstappen podał kolejną, ciekawą informację - tym razem na temat opon. Uważa, że zdecydowanie powinien się zmienić charakter opon w pełni deszczowych. Są stanowczo za wolne, odprowadzają zbyt małą ilość wody i w efekcie panuje wyraźna tendencja, aby jak najszybciej przechodzić na "przejściówki".
Tak też było na Suzuce. Owe "jak najszybciej" często jest po prostu zbyt optymistyczne. No cóż, zawsze byłem zdania, że sport, rywalizacja tracą na monopolu oponowym w F1.
Nie należy zapominać też znaczącej roli, którą po raz kolejny odegrał Perez. W zeszłorocznym finale też mocno pomógł Verstappenowi (choć nie tyle co Latifi), a w Japonii bez meksykańskiego kierowcy Verstappen musiałby jeszcze poczekać co najmniej dwa tygodnie na zdobycie tytułu. Presja jaką Perez konsekwentnie wywierał na Leclercu była decydująca.
Zarówno Red Bull jak i Honda z pewnością mają duży dług wdzięczności w stosunku do Pereza, który nie tylko przyspieszył zdobycie tytułu, ale przypieczętował go w spektakularnym stylu podwójnym zwycięstwem wypracowanym na ostatnich metrach Grand Prix, a przecież zasługi Pereza to nie tylko Suzuka. Wystarczy cofnąć się do raptem minionego weekendu w Singapurze.
Czytaj także:
"Byłem dwa metry od śmierci". Kierowca F1 przerażony
Chwile grozy z dźwigiem w GP Japonii. Jest oświadczenie ws. skandalu w F1