"Byłem dwa metry od śmierci". Kierowca F1 przerażony

Materiały prasowe / Alpha Tauri / Na zdjęciu: Pierre Gasly
Materiały prasowe / Alpha Tauri / Na zdjęciu: Pierre Gasly

- Jestem niezwykle wdzięczny, że tu stoję i nic mi się nie stało - powiedział Pierre Gasly, który w trakcie GP Japonii przemknął obok dźwigu, który wyjechał na tor, by zabrać rozbity bolid Carlosa Sainza.

Pierre Gasly był wściekły, gdy na początku GP Japonii napotkał na torze dźwig jadący po rozbity bolid Carlosa Sainza. Wyścig Formuły 1 rozgrywany był bowiem w ulewnym deszczu, przy niemal zerowej widoczności. Z tego też powodu został przerwany czerwoną flagą, a kierowcy powrócili do rywalizacji dopiero po upływie kilkudziesięciu minut.

26-latek był wściekły w alei serwisowej, do której dotarł po decyzji o przerwaniu wyścigu. Uda się nawet do dyrekcji wyścigowej, od której dowiedział się, że wyjazd dźwigu na tor był zgodny z przepisami, bo chwilę wcześniej wywieszono czerwoną flagę. Równocześnie sędziowie wszczęli postępowanie przeciwko Gasly'emu za to, że jechał z prędkością ok. 250 km/h, choć wyścig został przerwany.

Zdaniem kierowcy, wydarzenia z niedzieli to brak szacunku dla Julesa Bianchiego. Francuz w GP Japonii w roku 2014 uderzył w dźwig, gdy ten na poboczu zabierał zepsuty samochód Adriana Sutila. Siła uderzenia była tak duża, że Bianchi doznał poważnego urazu głowy, zapadł w śpiączkę i zmarł kilka miesięcy później.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ to zrobił! Ten film ma ponad 800 tys. wyświetleń

- Straciliśmy Julesa osiem lat temu w podobnych warunkach, gdy na torze znajdował się dźwig. Nie rozumiem, dlaczego po takim czasie, w podobnych okolicznościach, wciąż widzimy na torze dźwig! I to nawet nie na poboczu, ale na torze wyścigowym! - powiedział Gasly dziennikarzom, który ocenił, że w feralnym momencie był "dwa metry od śmierci".

- Wypadek Julesa był dramatyczny. Tamtego dnia się dowiedzieliśmy, że w takich warunkach nie chcemy widzieć na torze żadnych ciągników czy dźwigów. Gdybym stracił przyczepność bolidu w podobny sposób jak Carlos i natknął na 12-tonowy dźwig, to prędkość z jaką podążałem nie miałaby znaczenia. Byłbym teraz martwy - dodał kierowca Alpha Tauri, cytowany przez "The Race".

Francuz wyraził nadzieję, że FIA przyzna się do błędu popełnionego przy okazji GP Japonii i sytuacja z Suzuki nie powtórzy się w przyszłości. - Jestem niezmiernie wdzięczny, że stoję tutaj i będę mógł wieczorem zadzwonić do rodziny i bliskich. Powiedzieć im, że nic mi się nie stało. Ze względu na wszystkich kierowców, mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy widzieliśmy dźwig na torze - stwierdził.

Kierowca Alpha Tauri nie był w stanie zrozumieć, dlaczego dyrekcja wyścigu tak szybko podjęła decyzję o wyjeździe dźwigu na tor. - Ryzykowali nasze życie, by o minutę szybciej oczyścić tor. To nie do przyjęcia - podsumował Gasly.

Czytaj także:
Skandal w GP Japonii. Kierowca wpadł w furię i trudno się dziwić
Nagranie z trybun F1 mrozi krew w żyłach. To mogło zakończyć się fatalnie

Komentarze (0)